Jak żyję czegoś takiego nie widziałem. Bez spoilerów tego opowiedzieć się nie da.
spoilery
Bohaterka to matka samotnie wychowująca syna. Schemat film jest w zasadzie prosty:
1) codzienne obowiązki domowe
2) rozmowy z synem
3) "dziwne" wizyty panów różnych
W miarę jak film pędzi w swoim kierunku proporcje między poszczególnymi składowymi ulegają zmianom, prowadząc do jakże zaskakującego rozwiązania akcji.
Fascynujące jest, że ten syn-robot, beznamiętna wydmuszka najbliższego członka rodziny, na co dzień właśnie papierowa, nabiera głębokiego, psychoanalitycznego wręcz wymiaru w scenach (powiedzmy) łóżkowych. Trzeba mieć na uwadze, że wyłącznie w tym momencie możemy tak naprawdę poznać choćby szczątkowo osobowość bohaterki.
Mamy też przez 90% filmu naturalistyczny obraz rutynowych obowiązków domowych, z którymi na co dzień mierzy się szeregowa pani domu. Jak nietrudno się domyślić tu jest umiejscowiony ten element feministyczny filmu, jego zdaje się sprzeciw zaszeregowaniu postaci kobiecej do roli kury domowej, podporządkowanej, usługującej wręcz innym domownikom. Tu w zasadzie synowi, prezentującemu postawę: przynieś, wynieś pozamiataj.
Jednakże najciekawszy, choć najbardziej oszczędny, jest segment poświęcony wizytom smutnych panów. Z dnia na dzień odkrywany jest kolejny rombek tajemnicy, dzięki czemu de facto film trzyma (w miarę swoich możliwości filmu psychologicznego) w napięciu do ostatniej wręcz sceny.
I właśnie tu trafiamy w samo sedno. Ten element konstrukcyjny filmu, choć na początku zagadkowy, stosunkowo słabo rozwinięty, okazuje się tym elementem który ROZSADZA cały ten film w drobny mak, a widza razem z nim.
Bo cóż się okazuje. Ten motyw wprost traktuje o złych mężczyznach, którzy jedynie ciemiężą kobiety w ten najbardziej biologiczny sposób.
W filmie sprowadzono to do absurdalnej groteski, bowiem w normalnym schemacie Bohaterka oprócz rutynowych obowiązków domowych, wyalienowanego potomstwa posiadałaby również "złego" męża. Tutaj pomimo, że dwa pierwsze elementy się zgadzają, to motyw mężczyzny rozkręcono. Tradycyjnej relacji małżeńskiej nadano znamiona wielorazowej prostytucji z wielorazową liczbą partnerów. Oczywiście każdy z nich za usługę uiszcza jałmużnę i wychodzi. Nie interesując się jak (przy tym założeniu) schematyczna żona poradzi sobie z domem i z dzieckiem. On płaci, On wsadza, On wymaga.
I w końcu zakończenie. Okazuje się, że żona sobie nie radzi. Źródłem życiowego stresu okazuje się właśnie symboliczna parafraza męża, rozdrobnionego na wielość klientów żony-prostytutki.
Mord wyborny. 15 minut czekania na powrót ukochanego dziecka ze szkoły również. Cóż rzec, film ma to do siebie że jest rozwleczony na detalach. Ale to film wyborny.
9/10
> wchodzisz na forum Jeanne Dielman
> najbardziej plusowany temat dotyczy spoileru w opisie
> ktoś przysłużył się społeczeństwu i usunął opis fabuły
> zakładasz nowy temat ze spoilerem w tytule
Dr. Wstrząs byłby z ciebie dumny
Niesłychaną zbrodnią jest napisanie spoileru w tytule! Wielkie dzięki.
Chciałeś błysnąć tym cytatem? Cóż nie udało Ci się.
Chciałeś popsuć ludziom seans? Tylko pogratulować!
Wydaje się, że pozostali tylko tytuł przeczytali, więc napiszę od siebie, że resztę też przeczytałem.