Film dał do zrozumienia jakby Sophie skrzywdziła Arthura, a nic takiego nie miało miejsca! To on sobie wymyślił cały związek na podstawie jej jednego gestu, który nic nie znaczył.
Po tym jak Arthur zdał sobie sprawę, że jego związek jest wymyślony poszedł do Sophie i prawdopodobnie zrobił jej krzywdę. I co? I nic! Film w żadnym wypadku nie pokazuje tego jako złe, nie wracamy do tego za bardzo. Wręcz odniosłem wrażenie jakby film chciał mi powiedzieć, że ona sobie na to zasłużyła. Absolutnie nie mogę się z tym zgodzić.
Film kompletnie pomija fakt, że Arthur jest nie tylko ofiarą, ale krzywdzi niewinnych ludzi, którzy nic złego mu nie zrobili.
W filmie nie było powiedziane że Arthur zrobił jej jakąś krzywdę. Aczkolwiek ja też na początku tak pomyślałem, kiedy w środku rozmowy całą scenę ucięto. Być może był to celowy zabieg, żeby dać widzowi pole do interpretacji.
Ja w każdym razie nie oceniałbym tego w sposób jednoznaczny. Poza tym nie zgodzę się że postać Sophie Dumond jest "koszmarnie przedstawiona". Sam pomysł na wyimaginowaną relację jest świetny! Od samego początku coś mi nie pasowało w tym ich "związku". Sceny z tą parą były krótkie, a film w ogóle się na nich nie skupiał. Z początku sądziłem że być może chodzi tu o pokazanie, że nawet tak bliska relacja nie daje Arthurowi żadnej satysfakcji. Olśniło mnie dopiero wtedy, kiedy okazało się że tej relacji w ogóle nie było. Rewelacja!
"Film kompletnie pomija fakt, że Arthur jest nie tylko ofiarą, ale krzywdzi niewinnych ludzi, którzy nic złego mu nie zrobili."
Owszem, ale chyba właśnie o to chodziło w tym filmie. Nie o pokazanie co jest dobre a co złe, tylko przedstawienie świata widzianego z perspektywy głównego bohatera.
Sophie nie została zamordowana, w wyciętej scenie, która nawet częściowo była na pierwszym trailerze, Arthur idzie już w full stroju Jokera ze swoimi sztucznymi kwiatami pod drzwi Sophie i z kartką, by oglądała go u Murraya.
Dość jasno przedstawiono ścieżkę postępowania Arthura, zabijał ludzi, którzy go krzywdzili, ranili, ośmieszali, to że zabijał coraz więcej osób było efektem kumulacji tego zła, które go spotkało. A Murray sam ukręcił na siebie bat nabijając się z choroby Arthura, który go całe życie podziwiał. Wizyta u Murraya miała początkowo kompletnie inny cel.