Banda ulicznych punków napada na stację benzynową i demoluje ją bez wyraźnego powodu. Następnego wieczoru, kompletnie znudzeni, postanawiają znowu zdemolować tę samą stację. Skąpy kierownik, widząc, że się zbliżają, chowa pieniądze i oznajmia, że nic nie zarobił, bo wczorajsze zniszczenia odstraszyły klientów. Banda decyduje się zostać i nalewać benzynę przez cały wieczór na własny rachunek. To pozwala im zetknąć się z przedstawicielami wszystkich warstw koreańskiego społeczeństwa, z każdym, kto ma samochód i chce nabrać benzyny, sprawdzić koła czy olej, w tym z gliniarzami, yuppies, ze sławami baseballowego boiska. Ponieważ tolerancja bandy wobec każdego, kto odpowiada im niegrzecznie, jest zerowa, w pomieszczeniu na górze stacji ciągle przybywa zakładników. A przez cały czas członkowie gangu uczą nastoletnich pracowników stacji co subtelniejszych sposobów w różnych kwestiach: jak stawić czoło władzy (znaczy szefowi), jak rozwinąć większy szacunek do samego siebie, jak postąpić z bandą dręczycieli (pobić ich i wziąć jako zakładników); ogólnie rzecz biorąc, łamią każdą z konfucjańskich zasad, które rządzą społeczeństwem koreańskim.