Prawdę mówiąc jest to jeden z tych filmów, w których trudno doszukać się zalet :) Nawet nie ma sensu podejmować polemiki na temat obsady, jakości scenariusza czy muzyki, bo brak tu rzeczy elementarnych: spójnej, interesującej fabuły, nie-amatorskich zdjęć i aktorów. Dowody? Bohaterowie uśmiechający się pod nosem...
Beznadziejne morderstwa, połączone z humorem i genialnym klaunem dają trochę mieszane uczucia. Przecież tu można było wpleść trochę niezłego gore (budżet 150.000$ to sporo jak na taką produkcję), a tymczasem nie ma go wcale.
Gdyby nie charakteryzacja klauna, jego teksty i niedługi czas trwania, to dałbym niższą...
Jest dość krótki, trwa lekko ponad godzinę, i nic więcej dobrego o tej produkcji powiedzieć nie można. Tylko dla fanów bardzo złego i amatorskiego kina.
Całość polega na tym, że Michael zostaje "przypadkowo" zabity przez członków gangu, lecz przed tym zdążył odprawić rytuał przyzywający Killjoya do życia. Michael ginie, Killjoy ożywa i się zaczyna...
Klaun zabija swoje ofiary wciągając je do swojego świata (kojarzyło mi się to z "Nightmare on Elm Street"), niestety...