Z definicji film przygodowy powinien zawierać w sobie przygodę. Taka produkcja musi przykuć naszą uwagę od pierwszej do ostatniej minuty. Tak ja przynajmniej rozumiem ten gatunek. Natomiast Klątwa... to film gorzej niż nudny. On jest obrzydliwie denny aż do ekstremalnych mdłości. Historia jest tak bezpłciowa, że aż oczy szczypią. Jestem gotów stwierdzić, że niektóre odcinki Klanu mają w sobie więcej akcji. Bohaterzy tej badziewnej produkcji są tak bezbarwni, że aż miejscami zabawni. Wielkie trio (Wilhelmi, Niemczyk, Kolberger) dostosowali się o zgrozo do poziomu tego filmidła i byli w moich oczach niezbyt przekonujący. Dialogi w tym filmie są w dużej mierze śmieszne. Niektóre sytuacje w nim są co najmniej karykaturalne (uduszenie przez węża. Dla mnie to niemalże pastisz Indiany Jonesa. Przestrzegam, przed tą kaszaną :)