Muszę przyznać że film mnie pozytywnie zaskoczył - spodziewałem się czegoś gorszego, gorszego nawet niż "Jutro pójdziemy do kina". Nie było jednak aż tak źle.

Nie oznacza to też że było dobrze. Oto moja subiektywna ocena elementów filmu:

Fabuła: Na początku nie wiadomo do końca o co chodzi. Dlaczego żołnierz który postrzelił pilota nie poszedł za ciosem i nie dobił załogi po wylądowaniu ? Dlaczego drugi pilot skierował się do świątyni i nie wiedząc co robi ukradł tak cenną rzecz ? Podobnych rzeźb było pełno wokół. Dziur fabularnych jest więcej i trochę ciężko ogląda się taki film.

Gra aktorska: Odtwórcom głównych ról nie zdarzało się to często, ale chyba przy wszystkich scenach bez ich udziału miałem wrażenie że oglądam aktorów z "Sędzi Anny Marii Wesołowskiej" - sztywno mówione, drętwe kwestie (np. pan od "nieodymu").

Muzyka/dźwięki: Jeśli ktoś w liceum/podstawówce oglądał stare filmy edukacyjne na lekcjach biologii, to już wie co mam na myśli. Tragedia pod każdym względem. Kilka fortepianowych dźwięków powtarzanych przez cały film, zamiast być tłem dla akcji powodują ból głowy.

Efekty specjalne: Tragiczne. Szczególnie lasery w pomnikach i dym w samolocie. Wszystko na poziomie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. No i jeszcze latające węże...


Mimo tych wad, wydaje mi się że film nie jest taki zły jak go opisywano. Gdyby połatać fabułę, popracować nad ujęciami tak aby ataki węży nie wyglądały idiotycznie, podłożyć dobrą muzykę i efekty mielibyśmy naprawdę dobrą produkcję. A może odniosłem tylko takie wrażenie, bo nigdy nie widziałem filmu w którym Roman Wilhelmi pilotuje śmigłowiec, a Krzysztof Kolberger wciela się w kogoś w rodzaju Indiany Jonesa ? Wolałbym żeby zamiast dwóch czy trzech nudnych komedii romantycznych ktoś w Polsce spróbował zrealizować film przygodowy. Nawet jeśli wyjdzie coś pokroju "Klątwy doliny węży", będę mógł się cieszyć że ktoś jeszcze spróbował. Bo jakby nie patrzeć, to jest jeden z najlepszych polskich filmów przygodowych ostatnich lat, i to nie dlatego że jest dobry...