Klimat Dziewiątych wrót: rysuneczki w starej książeczce.
To Połączenie Dziewiątych wrót, Milczenia owiec i Żółtodzioba. Film jest powierzchowny. Schemat aż zgrzyta w zębach. Pełny amerykańskiej energii: niedorzeczny. Każdy prawniczyna podważyłby, a żaden sąd nie dopuściłby dowodów zebranych przez przypadkowego krawężnika bez doświadczenia i uprawnień. Oskarżony zostałby z miejsca zwolniony z aresztu z przeprosinami sądu. Ale zacznijmy od tego, że mało który prokurator zdrowy na umyśle, chcący zachować posadę i szacunek środowiska, napisze akt oskarżenia w oparciu o dowody przebadane na blacie kuchennym domu przebrzmiałego pisarza błędnie przekonanego co do konieczności własnej nadzorującej roli. [Film] pełen amerykańskiej energii: niedorzeczny. Dlaczego, dlaczego, po co oni wszyscy tam siedzą?! Przez cały film nasza leniwa wersja Stephena Hawkinga jest na łączności radiowej: słuchaweczka w mądrym uszku - krótkofalówka. Na wypasie. Ale nawet to jest niepotrzebne. Po przebadaniu tej śruby we właściwych, sterylnych i profesjonalnych warunkach laboratorium kryminalistycznego można przecież... zadzwonić:
"- Hej, stary. Słuchaj, ta śruba pochodzi bankowo, ale to na bank z początku wieku.
- Aha, dzięki. Trzym się".
Cała filozofia.
Jeszcze nasz nie do podważenia Clint Eastwood pyta z wyrzutem małego Sancho Pansę czy ten nie może ustalić konkretniejszych informacji co do pochodzenia badanego przedmiotu znalezionego na miejscu zbrodni.
- Mógłbym, ale potrzebuję do tego lepszego mikroskopu
który stanowi pewnie podstawowe wyposażenie laboratorium, miejsca należnego do przeprowadzania takich analiz. To leć tam! Zapier✓alaj. To tam właśnie powinieneś teraz być. Zwłaszcza, że jedyny normalny w tej paradzie szaleńców, starający się zachować zdrowy rozsądek i resztki granic subordynacji - Kapitan Cheney, pozwalał im jeszcze na ten cyrk na kółkach i nie bronił im dostępu do słusznych i prawidłowych technik "obróbki" materiału dowodowego.
Pełen amerykańskiej energii: niedorzeczny.

Za cukinię obniżam ocenę.