To może zaskakujące porównanie, bo epoki i realia inne, ale zauważyłem coś, co łączy te dwa filmy. To walka z zacofaniem. Tu młody król Balam, który chce zreformować odwieczne, przestarzałe zwyczaje takie jak składanie ofiar z ludzi, tam walka z zabobonami (żyto kosą?) i nauczycielka starająca się nauczyć czegoś dzieci, które nawet nie wiedzą, jak się nazywają. Z tą różnicą, że Balam jest z ich środowiska, a nauczycielka z zewnątrz. Mądrość Balama jakby słabnie, gdy zaczyna bić się o kobietę, co może spowodować zgubne konsekwencje dla wszystkich (nie zdradzę, co z tego wynikło, żeby nie spojlerować), ale ogólnie to jak na swoje czasy nowoczesny władca. Co do samych wrażeń z oglądania - sceny walki może wyglądają dość nienaturalnie, gdy ktoś wymachuje bronią i kładzie wszystkich dookoła, ale nie chciałem zbyt mocno obniżać noty, bo to mądry film z przesłaniem. Nie przeszkadza mi moralizatorstwo, lubię takie dzieła, zarówno literackie, jak i filmowe.