Blady strach pada na idylliczne amerykańskie miasteczko. Trójka urodzonych pod złą gwiazdą dzieci urządza sobie mordercze zabawy. Są przy tym na tyle sprytne, że nikt ich nie podejrzewa. No, prawie nikt. Chłopiec z sąsiedztwa widział za dużo, jego starsza siostra również nie daje się zwieść anielskimi uśmiechami. Oboje znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie...

Nie wiemy dokładnie, dlaczego w dzieciach odezwały się mordercze instynkty. Chyba rzeczywiście za wszystko odpowiada zły układ planet w momencie ich poczęcia. Ale czy ma to znaczenie? Ważne, że robią to, co robią, budząc w nas dreszcz przerażenia. Trudno oswoić się z myślą, że źródłem zagrożenia może być dziecko, że nóż w plecy może nam wbić nasz własny synek, że córka może rozwalić nam głowę kijem bejsbolowym, lub że młodsza siostra może spalić nas żywcem. Dlatego horrory o złych małolatach są takie efektowne. THE BAD SEED, WHO CAN KILL A CHILD?, MICKEY - to chyba najważniejsze tytuły. Do tego swoistego podgatunku horroru zalicza się też BLOODY BIRTHDAY. Bardzo dobry slasher, pamiętający o takich drobiazgach jak krwiste mordy (dzieci są bardzo dobre w te "klocki") i seksowna obsada. Oczywiście nie mam tu na myśli 10-letnich morderców, tylko ich ofiary, o kilka lat starsze i bardziej wyrośnięte, zaokrąglone w odpowiednich miejscach (mniam mniam).

Warto zapoznać się z tym filmem, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach (po masakrze w Columbine i jej podobnych) żaden horror nie odważy się podjąć podobnego tematu w sposób równie dosadny.