Lubię czasem obejrzeć azjatycka produkcję, gdzie buduje sie powoli klimat i mam opowiedzianą jakąś historię z dreszczykiem. W tym przypadku czas spędzony przed monitorem uważam za bezpowrotnie stracony.
Nielogiczności w postępowaniu bohatera, sceny przy których zadajesz sobie pytanie, czemu ja dalej to oglądam. Męczący, momentami nudny.
Co mi się podobało ? Scenografia i plenery, oraz to, że nie było to kino amerykańskie, ale nie jest to warte czasu. To jedna z tych produkcji, w której horrorem jest to co spotyka widza i całe stadium bólu jakie przechodzi podczas oglądania.