Film jak film. Ciągnie się. Bezpiecznie, bez większego szoku czy ekscytacji, niemniej jednak nadal przyjemnie, choć nie wryje się w pamięć. Patrząc na zdjęcia Deana, widzę zupełnie inny klimat niż w filmie - i jest to chyba najsłabsza jego strona, nad czym nieco ubolewam. Tracę przez to poczucie, że to faktycznie produkcja o Jamesie - a szkoda. Nie pomaga też sama uroda DeHaana. Jednak gdy tylko pojawia się na ekranie, od razu wiadomo, że to odpowiedni aktor w odpowiedniej roli. Niesamowita, hipnotyzująca kreacja, każdy gest tego faceta był przyjemnością dla oka, wciągał na tyle, że bez zastanowienia obejrzałabym film jeszcze raz. I kolejny, dla samej tej gry, choćby cała reszta była w mojej opinii tylko coraz gorsza. Gdyby nie DeHaan, filmu nawet bym nie obejrzała do końca. Zdarza się. Są filmy z obsadą i obsada z filmem.