Jeśli tak, to nie rozumiem, skąd takie achy i ochy nad tym twórcą. Film jest bardzo przeciętny. Nie ma tu dobrego aktorstwa, dobrej reżyserii, dobrego scenariusza, a przede wszystkim muzyka jest tragiczna. Ja wiem, że w tamtych czasach tworzyło się innego rodzaju score, ale tutaj muzyka jest po prostu nieklimatyczna i niedopasowana. W wielu miejscach jest zbyt skoczna do sytuacji przedstawionej na ekranie, brakuje w niej dramaturgii i wzniosłości, zwłaszcza na koniec filmu. Budzi w widzach inne emocje niż powinna. Aż ciężko uwierzyć, że taki wielki reżyser ją zatwierdził. Dalej: wszystkie postacie są płaskie. Gdybym nie czytała książki, nie umiałabym powiedzieć, czy Lolicie podobało się życie z Humbertem, nie umiałabym powiedzieć czy to ona uwiodła jego w tym hotelu, czy to on ją tam zgwałcił, nie rozumiałabym całego tego planu ucieczki z Quiltim, a już z całą pewnością nie rozumiałabym motywów Humberta (Annabelle) i nie miałabym pojęcia, czy on tą Lolitę tylko gwałci czy ją kocha, jego obsesja nie została zbyt dobrze w tym filmie ukazana. Nie wiem, jak wypada nowsza wersja z Ironem, ale tutaj jestem bardzo na NIE.