PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7386}
7,3 22 256
ocen
7,3 10 1 22256
6,9 22
oceny krytyków
Lolita
powrót do forum filmu Lolita

Obejrzałam wczoraj film Kubricka (wcześniej czytałam książkę i oglądałam wersję z 1997) i jestem potwornie rozczarowana.Spodziewałam się obrazu, który pobije film Adriana Lyne'a, tymczasem zobaczyłam pozbawiony emocji i autentyzmu...gniot. Inne określenie mi do głowy nie przychodzi. Jedyne plusy filmu to aktorki odgrywające role Lolity i jej matki. Zaś sam Humbert jest tak drewniany, przyciężkawy,pozbawiony charakteru i całego swojego dramatyzmu, że ciężko uwierzyć, że to w ogóle ta postać!!!Kubrick wyrwał powieści cały tragizm, duszę i wzruszenie a pozostawił pusty szkielet. Bo nawet cielesność wyrwał. By usprawiedliwić jednak ten film i jakoś go ratować, to myśle, że może w latach 60-tych takie właśnie obrazy powstawały. To była norma a film ten jest dobry na miarę swoich czasów. Bo ponadczasowy to nie niestety nie jest. Chętnie bym tu przeczytała wypowiedź Kubrickowego ZNAWCY, który by mi ten film wybronił i wskazał na zalety, których nie dostrzegam... Póki co film dostaje góra 5 pkt.

ocenił(a) film na 9
apeiron5

Bynajmniej za Kubrickowego znawcę się nie uważam, ani też nie mam predyspozycji, ale nie moge ukryć, że sporą część jego dorobku reżyserskiego oglądam z wielkim zaciekawieniem i ostatecznym zamiłowaniem. I dlatego też, choć po trosze postaram się wybronić ów film, bo choć może nie pieję po nim z zachwytu jak po "Zabójstwie", "Spartakusie" czy "Pełnym magazynku" ale jednak moge powiedzieć, że ten film jest udany i nawet bardzo mi sie podobał. Zacznę od tego, co wydaje mi się najważniejsze. Mianowicie film jako ekranizacja. Zawsze traktowąłem i będę traktował twór filmowy jako coś przynajmniej w 90% autonomicznego i dziwię sie czasem ludziom, którzy obrazowi filmowemu zarzucają tzw. nie trzymanie się faktów z ksiązki czy czegokolwiek innego. Film jest sztuką odrębną i sensu nawet zbyt wielkiego nie widzę w tym aby starał się naśladować ksiązkę. Na samym już poczatku filmu niejaki Peter Seller rzuca hasło "Jestem Spartakusem, przychodzę uwolnić świat" czy cos takiego. To nie jest najprawdopodobniej cytat z ksiązki a pewnie pobudzone wyobraźnbią słowa ze scenariusza być może Kubricka. To już jest dowód na to, być może przesłanka, że film nie zamierza naśladować jak małpa wszystkiego tego co w ksiązce. I ja własnie, jako ktoś kto ksiązki nie czytał oceniam film jako prawdziwy kinoman, czyli niezależnie od czegokolwiek innego. Jest to rodzaj sztuki w pełni samodzielny i dlatego też "Lolita" Kubricka nawet opierając sie na zdarzeniach z jakiejś tam skiążki może z powodzeniem opowiedzieć swoją historię. I jako obraz sam w sobie ten film jest nie dość, że rzetelnym rzemiosłem, to powiedziałbym z niemałym dodatkiem fantazji reżyserskiej. Zresztą to jest Kubrick, czyli ktoś kto na swoim fachu się zna, więc trudno zarzucać mu brak profesjonalizmu. Także w kwestii warsztatu ten film dzieki swoim zdjęciom, dzięki muzyce a nawet powiedziałbym dzięki grze aktorskiej jest bardzo mocny, a tak się ładnie nieładnie składa, że dośc niebanalny - ciekawy. Zastrzeżenia rzeczywiście można by mieć do odtwórcy głównej roli męskiej, ale trzeba przyznać, że James Mason jest na tyle aktorem sympatycznym i oryginalnym, że przyciąga uwagę widza i ciekawi swą osobą. Największym zarzutem jak widzę jest tutaj zniwelowanie względem ksiązki stopnia dramatyzmu oraz doznań emocjonalnych, których według mnie jednak nie brakuje. Trzeba jednak spojrzeć na kino lat 60'tych pobłażliwym okiem, bo było ono mocno gnębione przez cenzurę i było skazane na pewien określony wygląd, oraz miało ustalone pewne granice. Ja jako fan typowego hollywoodzkiego kina na które "Lolita" jest mym zdaniem stylizowana uważam, że to jest na swój sposób urocze. Taki był po prostu styl! I dla mnie "Lolita" Kubricka to jest film przyjemny w oglądaniu ale zarazem mocny dla uważnego i wrażliwego widza, bo u Kubricka zawsze dużo istotnych szczegółów. Ten film nie dosłownie i nie w tak wyrafinowany sposób o czyms jednak mówi. A urok jego tkwi właśnie w tym, że wielu rzeczy trzeba się domyśleć, czy samemu sobie dopowiedzieć, tak jak w przypadku tego listu, którego nie zdążył doczytać zamordowany w chwilę później Sellers.

To jest film, nie książka.

I przykład mej uciechy tym filmem:
Oglądam pierwszą 10 minutową scenę, w której Mason morduje Sellersa. Moje emocje wyraźnie nakierowane w jedną stronę. Myślę sobie, jakiś zabójca chce zabić sympatycznego kolesia i go zabija. No straszne. Film sie kończy i okazuje się, że reżyser bawił się moim emocjami, bo obracają sie one o kąt jak nie 180 stopni, to niewiele mniejszy. Takie rzeczy zdarzają sie tylko w filmie. Nie wyobrażam sobie, żeby zachowując prawdę oddać takie złudzenie w książce.

Harry

o przepraszam bardzo, "Lolita" Nabokova, to jedna z najwybitniejszych powieści XX wieku, a nie "jakaś tam książka". proszę się liczyć ze słowami!

a co do reszty się zgadzam.
sam nabokov nie podpisał się pod filmem kubricka, bo tak jak autor tego tematu był nim rozczarowany i nie widział w nim swojej lolity.
natomiast kubrick nigdy nie zamierzał tworzyć adaptacji, lecz opierając się na "szkielecie" pierwowzoru tworzył własne, odrębne dzieło. może to sprawiać niektórym zawód lecz ma i swoje plusy: np. w przypadku "mechanicznej pomarańczy" - gdzie wydźwięk całości jest kompletnie zmieniony w stosunku do powieści, mamy za to wspaniale wysmakowane wizualnie dzieło w świetnej oprawie muzycznej i z nową (choć muszę przyznać spłyconą) jakością przesłania. hm, nie wiem, czy "spłycenie" jest akurat dobrym określeniem... można to w sumie odczytać jako jakąś przekorę....(no ale to już inny temat:)

osobiście uważam, że film kubricka napewno nie jest mistrzostwem na miarę nabokova, lecz jednak ciekawą, luźną interpretacją. poza tym sue stworzyła świetną kreację - bardzo "lolicią".

ocenił(a) film na 7
Pigulka_Bezsenna

To dziwne, bo przecież Nabokov osobiście tworzył scenariusz

Covaleux

tak samo jak "osobiście" napisał książkę. I co z tego... takie były czasy, zależało mu na tym, żeby film w ogóle powstał.
I tak ten z 1997 jest łudząco podobny do wersji Kubricka, te same sceny, ujęcia, może trochę lepiej zagrany i bardziej "pikantny", bliższy oryginałowi.

ocenił(a) film na 7
malgorzata_9

Możesz rozwinąć myśl? Czyżby nie napisał sam tej książki?

Covaleux

oczywiście, że nie to miałam na myśli. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo;) Odniosłam się tylko do Twojej wypowiedzi, używając tego "osobiście".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones