Kurczę, ja na co dzień jestem powściągliwy w okazywaniu emocji, słucham black metalu, amatorsko trenuje boks, a pod koniec filmu łzy same leciały z oczu. Słyszałem wcześniej o tej historii, dla mnie zdumiewający jest fakt, że ludzie się nienawidzą i nie chcą się znać, przysięgają sobie wierność, by po 3 latach się rozwieść, a tu "durne zwierzę" pozbawione rozumu, obdarzone tylko instynktem pamiętało i czekało na swojego pana. Czasem zwierzę szanuje człowieka bardziej niż inny człowiek. Szkoda.
Ja również na co dzień jestem powściągliwym stworzeniem, ale ten film wzbudził we mnie tak wiele emocji, że nie mogłam powstrzymać łez. Miałam bardzo podobne spostrzezenia do Ciebie, dlatego wzruszył mnie Twoj komentarz. Często ludzi porównuje się do zwierząt, ale tak naprawdę nie zasługują na to. Pomimo, że film jest z pozoru prosty, bo opowiada niczym nieskomplikowaną historię, to przekazuje najbardziej istotne prawdy. Oglądając go pomyślałam: That's why life is worth living.
Na filmach płakałem 3 razy : pierwszy (miałem wtedy 12 lat) przy filmie "Święta na Division Street", drugi raz oglądając "Gladiatora", kiedy Maximus umiera, oczyma wyobraźni idzie przez łąkę do żony i syna, no i na "Mój przyjaciel Hachiko". Pod koniec miałem wrażenie, że Hachiko nie umiera ze starości, lecz z żalu i tęsknoty.
Cóż prostu jestem powściągliwy w wyrażaniu emocji, które skrywam głęboko. Na co dzień jestem niczym "Iceman" czyli pełna kontrola w wyrażaniu swoich uczuć (cóż, jestem introwertykiem). Pod tą grubą warstwą lodu kryje się wrażliwa dusza, która również marzy i tęskni, o co nikt by mnie nie podejrzewał.