jednak mnie dziwi. Ogólnie film można streścić w dwóch zdaniach. Znalazł szczeniaka, bawił się z
nim, ten zaczął odprowadzać go na dworzec. Zmarł i pies przychodził tam ciągle. Do tego przez te
10 lat ten dziadek od hot dogów czy kolejarz nic się nie postarzeli.
dokładnie, niby film ładny, ale mało ambitny. Żeby jeszcze ten pies mu pomógł w czymkolwiek, albo przeżyliby jakieś zagrożenie razem, to by był sens kręcenia filmu, a tak... Szkoda zmarnowanej szansy na fajny film.
Ludzie, ten film jest na faktach!! Skoro naprawdę nic niebezpiecznego nie przeżyli, to czemu miałoby byś to w filmie??
Pytanie powinno brzmieć, czemu miałoby się robić film o zwykłym psie, który po prostu przywiązał się do właściciela.
A czy przez zwykle przywiazanie pies czekalby na pana 10lat w tym miejscu, gdzie go widzial po raz ostatni??
A jakiego określenia byś użył? Tylko mi nie mów, że według Ciebie to przyjaźń lub miłość.
Znam sie troche na psach. Normalnie bym ci napisal, ze czekal na swojego przewodnika stada byy zapewnic sobie przezycie. Ale uwazam, ze wiemy za malo o psach zeby stwierdzic.co sie dzialo w jego glowie
Innymi słowy, zwierzę kierowało się swoimi naturalnymi instynktami. Ponawiam zatem pytanie: PO CO robić o tym film (pomijając aspekt oczywisty, czyli zielone)?
No niezbyt naturalne instynkty. Wilki czekają na swojego przewodnika stada, ale robią to przez kilka dni, czasami tygodni, a potem zostaje nim inny członek stada. Wątpię, żeby tutaj czekał na właściciela, bo mu był potrzebny do przeżycia. Bo przecież narażał się na to, że nie będzie zdobywał pokarmu i pewną śmierć (oczywiście gdyby to było w naturze, tutaj dokarmiali go ludzie). Przecież mógł poczekać kilka dni, tygodni lub nawet miesięcy, a potem pójść gdzie indziej.Tutaj jest coś więcej. Jak już mówiłem, nie dociekam co, gdyż nie wiemy wszystkiego o naszym umyśle, a co dopiero o innych gatunkach). A idąc Twoim tokiem rozumowania: to po co robić film o człowieku, który grał na pianinie, o człowieku, który śpiewał, o wielkim kacu po imprezie, filmy dokumentalne, głupie komedyjki o bijących się po głowach zwierzątkach. Jak jest dobra historia na film, to czemu by jej nie wykorzystać?
"to po co robić film o człowieku, który grał na pianinie, o człowieku, który śpiewał, o wielkim kacu po imprezie" Też nie wiem. Co do pierwszej propozycji, to mam cichutką nadzieję, że nie mówisz o Pianiście. Co do drugiej to zależy jaka to osoba. Tak przy okazji - OSOBA. Proszę Cię, nie próbuj porównać osobowości człowieka do psiej psychiki. Trzeciej pozycji nawet nie skomentuję. Po co robić filmy dokumentalne? Obstawiam opcję, że powstają one, by można było w dodatkowy sposób poszerzyć swoją wiedzę na dany temat. "głupie komedyjki o bijących się po głowach zwierzątkach", cóż, wybacz, za nieco wulgarny internacjonalizm, ale WTF?
"Jak jest dobra historia na film, to czemu by jej nie wykorzystać?" Problem w tym, że to nie jest dobra historia na film, a przynajmniej nie na produkcję, która oferowałaby widzowi coś więcej, prócz typowo amerykańskich chwytów, które za cel nadrzędny uznają wręcz zmuszenie widza do uronienia łez. Ktoś tu na forum napisał, że losy Hachiko są jedynie niezłą ciekawostką i całkowicie się z tym zgadzam.
"głupie komedyjki o bijących się po głowach zwierzątkach" chodziło mi o Looney Tunes. Są ciekawostką-ok. Zmuszają do urojenia łez-ok, a nawet robią to świetnie, bo (przynajmniej mi) łzy same leciały. Komedie ogląda się, żeby się pośmiać, dokumenty, żeby się nauczyć, horrory żeby się pobać, a dramaty takie jak ten-żeby się wzruszyć. Każdy ma własne odczucia odnośnie filmu. Ja wyłem na nim, Ciebie nie musiał wzruszyć. Ok, nie mamy tego samego gustu. Ja tu widzę coś więcej niż naturalne instynkty, Ty nie-szanuję to. Po prostu nie stąpam twardo po ziemi
Przez słówko "głupie" nie wpadłam na to, że chodzi Ci o LT, ponieważ jest to w zasadzie oda do przemocy, a przez swoją cukierkową formę jest niezwykle absurdalne i właśnie za ten absurd ludzie kochają tę kreskówkę.
Nie zrozumiałeś, o co mi chodzi. "Zmuszanie" do łez to nie jest pozytywna cecha. I bynajmniej nie chodzi mi o to, by dramaty nie były smutne/przygnębiające/depresyjne, ale ten film wychodzi po prostu z założenia, że jak zdechnie słodziutki piesek, to tak czy siak 3/4 widowni będzie płakać i nie trzeba się nawet starać przy tworzeniu ludzkich postaci (nawet scena śmierci Gere'a była tak cholernie mdła i nijaka, że mi się niedobrze zrobiło).
Ten film jest z rodzaju tych, gdzie to właśnie prostota jest piękna. W moim odczuciu ten film dzięki temu że jest tak prosty, jest tak piękny. Dla mnie śmierć była zadowalająca (trochę paradoks).
A możesz wyjaśnić o jaki aspekt "prostoty" Ci chodzi? Nie wiem, czy myślimy o tym samym.
Chodzi mi o to, że ten film nie próbuje udawać, że jest czymś więcej, niż historią przyjaźni między człowiekiem i psem. Jest także strasznie przewidywalny, ale pomimo to wywołuje odpowiednie emocje (przynajmniej w Moim przypadku)
W prostocie tkwi piękno :) Każdy reżyser ma inny styl i inną wizję postrzegania świata. W tym filmie postawił na uczucia i to bardzo proste. Jeśli bardzo by się uprzeć można by rzec, że zagrał na uczuciach widzów. Jak widać po komentarzach trafił ten film do bardzo wielu ludzi, wzruszając i nie pozostawiając obojętnym. Podsumowując ile punktów widzenie, ile gustów tyle różnych opinii. Osobiście przychylam się do osób, którym ten film się podobał :) To, że film jest prosty, bez zbędnych udziwnień, pozbawionych efektów specjalnych nie czyni go złym.
"Jeśli bardzo by się uprzeć można by rzec, że zagrał na uczuciach widzów." To nie jest upieranie się. To stwierdzenie oczywistego faktu.
Nie twierdzę, że "prosty film, bez zbędnych udziwnień" musi być zły. Sama oceniłam wysoko wiele tego typu produkcji. Jednak w tym przypadku (jak już wyżej wspomniałam) reżyser wyznaje zasadę "Mam w filmie słodkie zwierzątko, które na koniec ukatrupię, więc nie muszę się wysilać tworząc interesujące sylwetki ludzi! Yay". Stety lub niestety, nie jestem osobą, która bez względu na wszystko płacze na widok martwego futrzaka, a ciekawe postacie są dla mnie priorytetem w filmie.
Co do zawału, to bynajmniej nie wymagam, by był on "spektakularny", ale powinien być zrealizowany z choćby minimalnym przejęciem. Przepraszam, ale jeśli reżyser każe mi wręcz płakać po piesku, a śmierć jego właściciela robi "na odwal się", to dobrze to według mnie o nim nie świadczy.
Sugerujesz więc, że większość ludzi płacze nad psem, który jest rozczulający ? Jeśli tak, to jesteś w błędzie (przynajmniej jeśli chodzi o moja osobę). Pies jako pies sam w sobie jest uroczy, ale to nie tylko o to chodzi. To co urzekło mnie w tym filmie to nie jakiś tam śliczny pies, lecz głębia uczuć i wrażliwości podkreślone niesamowitą muzyką. Hachiko ciągle przychodzi i czeka na powrót swojego właściciela. Co zostaje mu wynagrodzone, gdyż w domyśle (metaforycznie) są znowu razem. To jest właśnie piękne, duchowa esencja (chyba można to tak nazwać), że zwierze jest zdolne do takich uczuć, których niejednokrotnie brakuje ludziom. Może tego nie dostrzegasz w filmie, może nie masz na tyle silnej empatii (nie mnie to oceniać) ale proszę nie generalizuj, że chodzi tu tylko o "widok martwego futrzaka" które wcześniej było słodkie i dlatego ludzie płaczą. Bo jest to niesprawiedliwe spłycenie zarówno filmu jak i odczuć innych widzów.
Dobra, inaczej. Nie chodziło mi o to, że wzruszenie wywołuje stricte śmierć całkiem ładnego stworzenia, ale o to, że właśnie na postaci zwierzęcej skupia się cały film. Chyba mi nie powiesz, że ludzie w tym filmie nie zostali potraktowani dosyć po macoszemu?
To akurat, że nie podzielam Twojego poglądu, o tym iż "zwierze jest zdolne do takich uczuć, których niejednokrotnie brakuje ludziom" bynajmniej nie świadczy o braku empatii z mojej strony (uprzedzając ewentualne pytania: wiem, co to znaczy stracić miluśkiego pupila).
Jakby na to nie patrzeć prawdziwa historia tak czy siak pomija postacie poboczne, a głownie skupia się na psie bo to on był przedmiotem i podmiotem całej historii. Co do samej empatii, napisałam, że nie mnie to oceniać co jest równoznaczne z tym, że nie wiem jak to jest u Ciebie więc osadziłam to raczej w formie gdybania. Na marginesie nie nasuwało mi się tego typu pytanie, gdyż uważam je że jest ono nie na miejscu (wszelako rozumianą stratę, można odczuwać rożnie i nie da się jej zmierzyć).
Zapomniałam się jeszcze odnieść do wątku z bohaterami. Cóż głównym bohaterem jest tutaj pies Hachiko i jego właściciel Parker. Jak dla mnie nawiązywanie więzi i późniejszych relacji zostały ukazane dobrze. Co do reszty postaci oni są tylko tłem, obserwatorami, którzy podkreślają tą złożoność między psem a człowiekiem (Jasjeet, Mary Anne, Kane), czy też chcą zarobić na historii psa i profesora jak Carl (który większość datków na psa brał do własnej kieszeni). Jak dla mnie było to wyważone, niekiedy umniejszone, ale ma to w tym przypadku sens. W moim odczuciu lepiej jak czegoś nawet troszkę brakuję niż miałby być przerost formy nad treścią.
Jak dla mnie obecny stan tego filmu jest niejakim przerostem formy nad treścią. Gdyby podarować postaciom trochę więcej osobowości nic złego by się nie stało.
Każdy odbiera filmy na swój własny sposób, wg własnych określonych kryterium. To czego Tobie brakuję dla innych jest zbędne i odwrotnie. Nie dogodzi się wszystkim, niestety.
Czemu niestety? Jakby każdy miał taką samą opinię na dany temat, to świat byłby niesamowicie nudny. :)
Muszę przyznać że mi też film się podobał i też mnie wzruszył....jednak całkowicie świadomie muszę również stwierdzić, że prostota tego filmu nie jest dla mnie jego plusem.
Zastanawiałem się trochę czy jest więc może wadą i do końca nie mogłem się zdecydować, jednak ktoś na forum napisał że ludzie w tym filmie zostali potraktowani po macoszemu...ja się z tym zgadzam, bo gdyby nadać poszczególnym postacią więcej głębi, film mógłby być jeszcze bardziej wzruszający.
Podsumowując film piękny, jednak chyba oczekiwałem więcej zwrotów akcji...no cóż przecież to na faktach. Zresztą zawsze tak miałem, że bardziej wzruszały mnie relacje między ludźmi aniżeli te międzygatunkowe. No cóż jestem w mniejszość:)
Co do sceny śmierci, w rzeczywistości zawał nie wygląda także zbyt "spektakularnie". Powiedziałabym, że ta scena została nakręcona zgodnie z rzeczywistością. Zawał przychodzi i koniec, nie ma żadnych przy tym słownych wylewności...
Uważam, że historia tego psa jest naprawdę warta uwagi. Czy psy kochają, czy się przywiązują nie mam pojęcia - nie jestem oblatana w temacie. Wiem jedno na ten sam temat można dywagować w odniesieniu do związków między ludzkich. Czy po oczywistym zauroczeniu jest miłość, czy przywiązanie+/przyzwyczajenie. Jednak skoro wiele psów jest przywiązanych, a potrafi normalnie funkcjonować po utracie/zmianie właściciela to chyba świadczy o tym, że ten przypadek to coś wyjątkowego. Jasne, że film w hollywoodzkim stylu, sprawny technicznie, dobra gra aktorska, muzyka perfekcyjnie podkręcała wydźwięk historii, sama fabuła ciekawa choć nieskomplikowana już w tym względzie film się spełnia. A jak widać reżyserowi udało się idealnie oddać naprawdę piękną historię o przywiązaniu. Które z moich obliczeń wynika, że jest więcej warte niż t wszystkie miłości. I chyba najsmutniejsze jest to, że żaden człowiek na innego by nie czekał nawet 3 lat.... a co dopiero do śmierci.
Pies ma więcej człowieczeństwa niż ty. Poza tym poziom twojego komentarza jest ostro prymitywny.
Jeśli przez "człowieczeństwo" rozumie się analogicznie humanitaryzm to niestety pan wyżej ma rację. Człowiek to jedyna istota zdolna do okrucieństwa i destrukcyjności. Jak widać za pewne przywileje dostaje się pewnych defektów.... A zgaduje, że jako człowiek zdarzało Ci się być kiedyś okrutnym, czego nie można powiedzieć o żadnym psie... to samo tyczy się nas wszystkich.