Nie przepadam za psami jako, że byłem przez nie wielokrotnie atakowany więc zawsze sceptycznie podchodzę do tematu psa przyjaciela ale w tym filmie zostało to pokazane na prawdę fajnie. Mozna śmiało powiedzieć ze jedyny film o psie który da się oglądać (z tych co widzialem), bo te gnioty typu Lessie to zawsze pozostawiają niesmak.
Dziwne, bo podchodziłem do wielu psów i żaden mnie nawet nie ugryzł. Pies zaatakuje cię tylko jak mu coś zrobisz albo wyczuje, że go nie lubisz.
Albo kiedy nie miałeś nigdy do czynienia z psami i podchodząc do niego dasz mu przypadkowo do zrozumienia, że chcesz go zaatakować. Zwierzę może chcieć nie dać się zdominować lub zostać zaatakowanym, pogryźć ze strachu lub dla obrony swojej własności. Nie da się "emanować dziwną aurą" ani "nie lubić", da się nie umieć podejść lub podchodzić do niewłaściwego zwierzęcia.
Nie podchodzę do psów i nigdy nie byłem przez nie atakowany z mojej winy, w Indiach np. psy potrafiły podbiec do mnie kilkadziesiąt metrów tylko po to aby spróbować rzucić mi się na nogę w Polsce byłem raz pogryziony przez psa który odłączył od reszty swoich kumpli i po złapaniu reklamówki starał się ugryźć mnie także w nogę. Ja wiem, że wielbiciele psów starają się ich bronić tłumacząc to winą człowieka jednak nie zawsze tak jest. Rozumiem, że jak kiedyś starałem się podać psu piłkę to mogła być moja wina dlatego zasłużyłem na pogryzione nogi do kości.
Też się kiedyś obawiałem psów, zostałem ugryziony w wieku 3 lat, bo chciałem przysunąć psu jedzenie bliżej. Szczerze mówiąc nie cierpiałem psów za ich szczekanie, agresję, kupy na trawniku - tak to wtedy widziałem. Do czasu, gdy znaleźliśmy z dziewczyną na ulicy w Mołdawii szczeniaczka, którego przemyciliśmy do Polski w damskiej torebce. Uwielbiamy go. To najlepszy kumpel i towarzysz dnia codziennego. Chciałbym mieć kiedyś 2 lub 3 psy. Patrzymy na życie przez pryzmat naszych doświadczeń.
Ja z kolei całe życie z psami... Nigdy nie zostałem zaatakowany czy ugryziony. Zawsze w domu był jakiś pies i wbrew obiegowej opinii żaden do właścicieli się nie upodabniał, każdy był inny:) Film dla mnie bardzo dobry, opowiadający prawdziwą historię, do której podobne mamy i na własnym podwórku (najsłynniejszy przykład to Dżok). Nakręcony tak, by wzruszyć. Seans spędziłem z żonką i... psem właśnie, bo suczka, która obecnie kradnie serca rodziny ogląda namiętnie zwierzęta w telewizji...
Z psami bywa różnie. Obecnie strasznie kocham te zwierzęta, ale też w dzieciństwie wielokrotnie byłam przez nie atakowana bez powodu. Przełomowym momentem okazało się dla mnie przygarnięcie szczeniaka, który z czasem okazał się takim filmowym przyjacielem. Inaczej pewnie nie przekonałabym się do tych sierściuchów ;) Co do filmu, jeszcze nie widziałam, ale na pewno zrobię to w najbliższym czasie. Za to sama polecam "Marley i ja". Można się dużo pośmiać jak i wzruszyć w trakcie tego filmu. Udowadnia przy okazji, że pies to niekiedy spore wyzwanie.