PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=449935}

Mój przyjaciel Hachiko

Hachi: A Dog's Tale
2009
8,0 191 tys. ocen
8,0 10 1 190774
6,9 27 krytyków
Mój przyjaciel Hachiko
powrót do forum filmu Mój przyjaciel Hachiko

Polecam oglądnąć oryginalną wersję tego filmu czyli japońską Hachikô monogatari. Jest to historia prawdziwego psa którego teraz pomnik stoi w Tokyo i jest on ważnym miejscem.

aga_manb

Również polecam wszystkim oryginał. Amerykanie zrobili dobry remake ale z czystym sumieniem nie mogę wystawić mu wyższej oceny niż wersji japońskiej z 1987 roku.

ocenił(a) film na 9
Karl86

Obie produkcje są równie dobre. Tylko zwyczajnie inne (tak, wiem, sedno jest to samo, jednak osobiście uważam, że podejście i klimat reżyserów/scenarzystów jest diametralnie inne). Ja tak to odebrałam. Co mi się w oryginale najbardziej podobało? Zdecydowanie muzyka! Nie obrażając fanów Kaczmarka - może on się schować przy azjatyckiej linii melodycznej. Plusem jest też dłuższe i bardziej dosadne niż u 'Zjednoczeńców' ukazanie nawiązywania więzi między panem a psiakiem. Znalazło się tu też więcej szczegółów nakręcających fabułę - dla jednych pewnie zbędnych, dla drugich zbawiennych by nie utonąć w nudzie (to dla tych mniej uczuciowych). Największy minus? - uderzyła a nawet zszokowała mnie znieczulica Japońców względem swojego podopiecznego. Mowa oczywiscie o samej rodzinie właściciela - pies to istota żywa i adoptujący go winni są być wobec tej istoty odpowiedzialni. W amerykańcu oczywistym było, że po śmierci głównego bohatera psina zostaje wśród najbliższej rodziny (że pies wybrał inna drogę to już odmienna kwestia). A tutaj? Żonka wyjeżdża bez psa po tym, jak przestaje mieszkać z córką, a sama córka? No ludzie - nie chce go zaadoptować bo - o ironio - "za bardzo przypomina jej ojca". Po pierwsze - chyba dobrze że prócz pamięci i wspomnień pozostaje po człowieku coś fizycznego, namacalnego. Po drugie - aż nazbyt wymowne i logiczne jest to, że sam ów nieboszczyk życzyłby sobie aby Hachi jak najmniej dotkliwie przeżył rozstanie z nim - chyba az nazbyt wiele się juz zmieniło w jego małym-wielkim swiecie zeby jeszcze bardziej wywracac jego życie do góry nogami. Po trzecie - zwykła ludzka empatia, której tu najwyraźniej zabrakło. Nie ma męża/ojca - to ch*j z psem. Tak jakby to był WYŁĄCZNIE pies profesorka. "Niech se sam radzi". Nie ma co - przerzucany z rąk do rąk na pewno lepiej zniesie rozłąkę i zmianę miejsca. Mam nadz, że nie walnęłam w tym pospiechu za dużego spojlera. Jesli tak, to szczerze przepraszam :)