Polecam oglądnąć oryginalną wersję tego filmu czyli japońską Hachikô monogatari. Jest to historia prawdziwego psa którego teraz pomnik stoi w Tokyo i jest on ważnym miejscem.
Również polecam wszystkim oryginał. Amerykanie zrobili dobry remake ale z czystym sumieniem nie mogę wystawić mu wyższej oceny niż wersji japońskiej z 1987 roku.
Obie produkcje są równie dobre. Tylko zwyczajnie inne (tak, wiem, sedno jest to samo, jednak osobiście uważam, że podejście i klimat reżyserów/scenarzystów jest diametralnie inne). Ja tak to odebrałam. Co mi się w oryginale najbardziej podobało? Zdecydowanie muzyka! Nie obrażając fanów Kaczmarka - może on się schować przy azjatyckiej linii melodycznej. Plusem jest też dłuższe i bardziej dosadne niż u 'Zjednoczeńców' ukazanie nawiązywania więzi między panem a psiakiem. Znalazło się tu też więcej szczegółów nakręcających fabułę - dla jednych pewnie zbędnych, dla drugich zbawiennych by nie utonąć w nudzie (to dla tych mniej uczuciowych). Największy minus? - uderzyła a nawet zszokowała mnie znieczulica Japońców względem swojego podopiecznego. Mowa oczywiscie o samej rodzinie właściciela - pies to istota żywa i adoptujący go winni są być wobec tej istoty odpowiedzialni. W amerykańcu oczywistym było, że po śmierci głównego bohatera psina zostaje wśród najbliższej rodziny (że pies wybrał inna drogę to już odmienna kwestia). A tutaj? Żonka wyjeżdża bez psa po tym, jak przestaje mieszkać z córką, a sama córka? No ludzie - nie chce go zaadoptować bo - o ironio - "za bardzo przypomina jej ojca". Po pierwsze - chyba dobrze że prócz pamięci i wspomnień pozostaje po człowieku coś fizycznego, namacalnego. Po drugie - aż nazbyt wymowne i logiczne jest to, że sam ów nieboszczyk życzyłby sobie aby Hachi jak najmniej dotkliwie przeżył rozstanie z nim - chyba az nazbyt wiele się juz zmieniło w jego małym-wielkim swiecie zeby jeszcze bardziej wywracac jego życie do góry nogami. Po trzecie - zwykła ludzka empatia, której tu najwyraźniej zabrakło. Nie ma męża/ojca - to ch*j z psem. Tak jakby to był WYŁĄCZNIE pies profesorka. "Niech se sam radzi". Nie ma co - przerzucany z rąk do rąk na pewno lepiej zniesie rozłąkę i zmianę miejsca. Mam nadz, że nie walnęłam w tym pospiechu za dużego spojlera. Jesli tak, to szczerze przepraszam :)