Nie wiem czy ktoś to zauważył, ale filmy Rodrigueza które są kręcone bez udziału Tarantino (nieważne czy występuje w nich w roli aktora czy współreżysera) są po prostu kiepskie. Przykład dobrych filmów RR:
- Desperado (Tarantino w roli aktora)
- Planet Terror (Tarantino w roli aktora)
- Sin City (Tarantino w roli współreżysera)
- Cztery Pokoje (Tarantino w roli aktora i współreżysera)
- Od zmierzchu do świtu (Tarantino w roli aktora)
Przykład słabych (i bardzo słabych) filmów kręconych bez udziału QT:
- Maczeta
- Desperado 2
- Oni
- Cała seria Małych Agentów
Wniosek? Rodriguez bez Tarantino to jak ślepy bez okularów, głuchy bez aparatu słuchowego i szczerbaty bez sztucznej szczęki.
nie zgadzam się.
Notabene 4 pokoje to jak wszyscy wiemy film składający się z 4 historii - każdą z nich wyreżyserowała inna osoba. Moim zdaniem pokój Rodrigueza (dzieciaki znajdują trupa w łóżku) bił na głowę pokój Tarantino (zakład bogatych biznesmanów). I choć cenię obu to w tym przypadku, jak zresztą w przypadku Maczety Rodriguez był boski i nie ma sensu go porównywać z Tarantino.
Nie, nie spokojnie. Robimy ustawkę zwolennicy maczety kontra przeciwnicy. Ci co kochają najnowszy film Rodrigueza przychodzą obowiązkowo z maczetami ;););)
Był spór o krzyż to i o maczetę może być!!! ;););)
wq mnie pokój z biznesmenami jedyny wart uwagi, reszta zaniżyła poziom filmu:) Stąd chyba dość przeciętne oceny w internecie.
Nie ma do dalej dyskutowąć, bo jedni nie przekonają drugich itd Po prostu każdy ma inny gust, dla mnie większość filmów Rodrigueza w których nie pojawia się Tarantino jest słaba (wyjątkiem jest Planet terror, w którym Tarantino jest, ale i tak to jest bardzo słaby film) może to przypadek, innemu będzie się podobał każdy jego film i nawet nie zwróci na to uwagi.
Najzwyczajniej każdy któremu podobnie jak mi nie podoba sie jakiś filmy Rodrigueza zwrócił uwagę, że to filmu bez udziału Tarantino, wówczas w głowie buduje się taką myśl, że Rozdrguez bez niego jest słaby i w to wierzymy, może to teoria spiskowa, ale tak uważamy i koniec:)
"Twoje oceny filmów mało mnie obchodzą bo nie jesteś Alfą i Omegą w dziedzinie kina, o wiele bardziej miarodajna jest średnia ocen wszystkich użytkowników"
Jeśli za miarę dobrego kina miałbym przyjmować oceny użytkowników filmwebu, to chyba za takie kino bym podziękował. A idąc tym tropem, o wiele bardziej miarodajna od filmwebu jest ocena na rottentomatoes, a tam "Maczeta" jest klasyfikowany wyżej niż choćby "Desperado". Zresztą "Mali agenci" również. A to obala Twoją, cienką skądinąd, teorię. Zresztą nawet na filmwebie "Planet Terror" ma słabą ocenę, więc Twoja teoria już leży.
A "Cztery pokoje" na imdb.com ma średnią 6.4, więc biorąc pod uwagę Twoją wiarę w nieomylność widzów, Twój temat nie jest zbyt logiczny.
Teoria jest moja i tylko MOJA, tak ciężko ci to zrozumieć? Zresztą jakbyś nie zauważył to sporo osób się z nią zgadza, a niektórzy w jakiejś części akceptują. Więc nie pisz, że jest cienka bo na tej samej zasadzie cienkie jest Twoje przywoływanie ocen z innych portali, jarzysz? Każdy ma prawo do własnego zdania, a ty nie musisz tego akceptować. Argumenty których użyłem mnie osobiście przekonują, Ciebie nie muszą, proste.
No dobra, ale mimo wszystko będę się upierać, że "Mali agenci" (pierwsza część) to lepszy film niż np. "Desperado".
I ktoś trafnie wspomniał o "El Mariachi".
Zgadza się, ktoś trafnie wychwycił El Mariachi ;] Co do wyższości Małych Agentów nad Desperado - hmmm... bez komentarza ;P
Może jednak? Tylko bez złośliwości proszę;)
Od razu dodam, że nawet ta słynna strzelanina w barze szczególnie mnie nie powaliła, za to akcja z Dannym Trejo była moim zdaniem najlepsza. No i oczywiście piosenka na początku. A "Małych agentów" uważam za pomysłową i naprawdę dobrze nakręconą komedię.
Nie przepadam za złośliwościami, więc bez obaw ;)
Jak dla mnie "Desperado" stało się wizytówką Rodrigueza i niestety patrząc na jego kolejne dokonania śmiem wątpić, czy jeszcze kiedykolwiek wzniesie się na tak wysoki poziom. W tym filmie było wszystko to co znaleźć się powinno. Przede wszystkim genialny nastrój i klimat opowiadanej historii (trochę rodem z najlepszych westernów), dopracowany scenariusz, mnóstwo dobrego, ironiczno - absurdalnego humoru (którego zdecydowanie w Maczecie mi zabrakło), świetna gra aktorów (rewelacyjny Banderas, piękna Salma i genialny aktor grający Bucho), zaskakujący scenariusz plus niezapomniana muzyka (w szczególności motyw przewodni). A akcja z Dannym Trejo i scena z Tarantino po prostu wyjebane w kosmos - leżałem :D
Niestety filmami takimi jak Maczeta Rodriguez przekreśla wszystko to, co do tej pory osiągnął. Ten film został zrobiony trochę na modłę Desperado i jak dla mnie częściowo zniszczył kultowość tegoż dzieła. Pozostał niesmak.
Natomiast co do Małych Agentów to miałem nieprzyjemność zobaczyć dwie części tej bajeczki. Poza efektami specjalnymi nie dostrzegłem tam dosłownie nic co by mogło mi się spodobać. Zresztą adresatem tego filmu są raczej młodsi widzowie, fabuła głupiutka, aktorstwo (poza tym chłopaczkiem) słabiutkie, muzyki nawet nie pamiętam. Komediowych scen niestety nie wychwyciłem :| Zresztą porównanie Desperado do Małych Agentów jest moim zdaniem dosyć karkołomnym zadaniem, ze względu na zupełnie inny gatunek i odbiorcę obu filmów.
Mam nadzieję, że satysfakcjonuje Cię taka odpowiedź. Pzdr;]
Moim zdaniem szczyt osiągnął Rodriguez kręcąc "Sin City". Jak do tej pory chyba najlepsza z obejrzanych przeze mnie komiksowych adaptacji. No i ta Jessica Alba. Na drugim miejscu z kolei postawiłbym "Planet Terror", który podobał mi się o wiele bardziej niż część Tarantino. Niestety "Desperado" nieszczególnie do mnie przemówił. Nie, żebym go uważał za kiepski film, ale jakoś mnie to nie wciągnęło, oczywiście oprócz tych kilku świetnych momentów. Choć ciężko się nie zgodzić z tym, że jest to już klasyk Rodrigueza.
I żeby było jasne, "Maczety" jeszcze nie widziałem, więc nie mam się jak do tego odnieść.
Maczeta to syf, niestety. Sin City - faktycznie świetna adaptacja komiksu, trzeba mieć łeb żeby tak fajnie to przedstawić w filmie. Planet Terror bardzo dobry, natomiast Death Proof u mnie oczko wyżej. Ale Desperado i tak zjada w przedbiegach obydwa Grindhous'y. Wszystko jest kwestią gustu i indywidualnego odbioru. Cenię sobie i Tarantino i Rodrigueza, choć zdecydowanie wyżej tego drugiego. Zresztą myślę, że obydwoje się zajebiście uzupełniają. RR obecnie obniża loty i mam nadzieję że to tylko mała wpadka i jeszcze czymś pozytywnie zaskoczy. Szkoda tylko, że na filmy obu panów trzeba często czekać szmat czasu.
co prawda twoj post to spore urposzczenie, ale zasadniczo masz racje, rodriguez nie ma tego wyczucia co tarantino, nawet w filmie kipiacym kiczem tatantino potrafi upchnac takie elementy kotre sprawiaja ze film jest super, rodriguez tego nie ma.
Zgadzam się z tym. Ten film w porównaniu do np. Desperado to piąta liga po kisielu. Już nie wspomnę o idiotycznej "martyrologii" biednych meksykanów, których źli amerykanie nie chcą wpuszczać do siebie. Nie wiem co on palił pracując nad scenariuszem ale chyba powinien zmienić dilera ;] Krótko mówiąc, nędzny film. Poza tym co mi się nie podoba w twórczości Rodrigueza to fakt iż ma grupkę aktorów którzy grają w każdym jego filmie. Ja rozumiem że chce zrobić przysługę kumplom i powtykać ich w każdej produkcji, ale bez przesady. Jak się weźmie za romantyczną komedię to pewnie znowu Trejo zagra główną rolę XD.
Ja uważam, że film był bardzo dobry - miał swój klimat, trochę inny od Tarantino, ale nawiązujący do niego, więc przynajmniej czuć tu było jakąś świeżość, inny pomysł na film. To, z czym się zgodzę, jeśli chodzi o brak udziału Tarantinto w tym filmie, to to, że brakuje tutaj wyczucia muzycznego charakterystycznego dla Tarantino - niemal w każdym jego filmie jest rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, idealnie dobiera piosenki i muzykę do charakteru swojego filmu. A tutaj tego dobrego soundtracku zabrakło. Reszta była na naprawdę dobrym poziomie. A przede wszystkim na największe oklaski zasługuje obsada - wszyscy aktorzy zagrali co najmniej świetnie.
John Ford robił to samo, Martin Scorsese robił i nadal robi to samo, Ridley Scott, Tony Scott. Rodriguez nie robi niczego dziwnego obsadzając Trejo w większości filmów.
No niestety, po seansie "Maczety" miałem podobne przemyślenia co autor tematu.
Nie wiem czy Tarantino daje mu wskazówki na planie czy po prostu w jego obecności Robert bardziej się spina i motywuje, ale fakt faktem, mam dokładnie takie same odczucia co do filmów R.R.
Plus Robert ze swoją manią robienia samemu wszystkiego (produkcja, zdjęcia, scenariusz, reżyseria, muzyka, montaż...) albo szybko się wypala albo wyjątkowo mocno traci dystans(co w sumie nie dziwne, nie od dziś się mówi, że reżyser nie powinien montować swojego filmu), w dodatku te jego mega-szybkie terminy robienia filmów są momentami widoczne(Desperado 2 czy właśnie Maczeta, ale o dziwo też Predators naprawdę wyglądają na niechlujną robotę na szybko)
Desperado, Sin City, From Dusk til Dawn, Cztery Pokoje i Planet Terror to są filmy w których Rodriguez bywa zaskakująco dobry.
W przeciwieństwie do Maczety (która po tym co obiecywało Planet Terror i jej trailer tam zagnieżdżony, okazała się dla mnie zawodem),
W dodatku wydaje mi się, że filmy Rodrigueza zabija dziś technologia.
Facet jest wielkim zwolennikiem cyfrowego kręcenia, uważa, że taśmy to w ogóle już przeżytek, aczkolwiek właśnie moim zdaniem najlepiej mu wychodzi gdy musi ja oszczędzać taśmę na planie (El Mariachi, Desperado, From Dusk Till Dawn). Pierwszy jego film na cyfrze, przy którym tak już zaczął się zachwycać tą technologią czyli - "Desperado 2" jest moim zdaniem jego najmniej udanym filmem(oprócz pierwszej części Małych agentów nie widziałem innych, ani również tych innych serii dla dzieci i raczej nie mam zamiaru;)
Przy Sin City zmotywowała go obecność Quentina ale i Franka Millera oraz uratował go dobry materiał wyjściowy(choć muszę przyznać, że obecność Millera również wpłynęła na to że nie potrafił momentami dostosować komiksu pod filmowe medium, po prostu leciał z materiałem jak jest, a efektem jest parę dłużyzn i średnich momentów, no ale cóż, i tak było nieźle).
Planet Terror też mógłby być lepszy, ale i tak jest bardzo dobry, zważywszy na dzisiejszą formę R.(Quentin na planie + baaardzo wdzięczny temat:). Maczeta wydaję się po efektownym prologu tonąć w tym samym oleju co Desperado 2 - jest za dużo grzybów w barszczu... słaby scenariusz, a aktorzy nie mają co robić, tymczasem Robert podobnie jak w PT(choć tam był to sporo mniejszy problem) nie może się do końca zdecydować czy robi pastisz kina klasy B czy też po prostu robi kolejny taki gniotowaty film...a w dodatku jego Maczeta to film przegadany, a tego się chyba nie spodziewał się nikt:)