MAMUSIA I TATUŚ Stevena Sheila to zrealizowany za skromniutkie środki finansowe horror z ambicjami.
Film ten opowiada o emigrantce z Polski, która pracuje jako sprzątaczka na lotniski Heathrow i przyjmuję propozycję gościny w domu poznanych nowo kolegów z pracy. Owa decyzja będzie miała dla dziewczyny wyjątkowo przykre i makabryczne konsekwencje.
MAMUSIA I TATUŚ to dziwny film, gdyż pod płaszczykiem nieco chorego torture porn usiłuje się tutaj sprzedać widzowi aktualny i dość ponury społeczny komentarz.
Film Stevena Hilla ukazuje Wyspy Brytyjskie jako raju pozornego dla imigrantów (przede wszystkim z Polski i Europy Wschodniej), który w gruncie rzeczy okazuje się być piekłem.
Dziełko to można oczywiście odczytywać jako kino obrazujące "raj pozorny" oraz uwypuklające brytyjską ksenofobię i niechęć do przyjezdnych pojawiających się tam w poszukiwaniu chleba i szczęścia.
W końcu MAMUSIE I TATUSIA możemy też interpretować jako wyjątkowo brutalną przypowieść o rodzinie patologicznej.
Każda z przytoczonych przeze mnie interpretacji jest w wypadku tego filmu możliwa i to się mu chwali, gdyż drugie intelektualne dno to w filmach grozy rzecz znowu nie aż tak bardzo częsta.
Problem tkwi jednak w tym, że film Stevena Hilla kompletnie rozczarowuje jako kina gatunkowe. Reżyser sili się tu na pokazywanie wyjątkowo obrzydliwych patologii i próbuje budować dramatyzm poprzez pozorowanie pseudorealizmem.
Niestety MAMUSIA I TATUŚ przypominają bardziej mimowolnie głupawą i nazbyt wystudiowaną makabreskę niż poważny film.
Zachowania "zwariowanych rodziców" są tu nazbyt sztampowe, przesadzone i nie zawsze psycholgocznie wiarygodne by mogły budzić lęk czy grozę.
MAMUSIE I TATUSIA ogląda się jak na siłę wykoncypowany film grozy w którym karty zostały rozdane wedle filmowych schematów i uproszczonych wyobrażeń scenarzysty i reżysera.
Sylwetki psychologiczne patologicznych bohaterów są tu tak uproszczone i stereotypowe, że częściej budzą oni pusty śmiech niż grozę.
Nie pomaga tu też w porywach średniej jakości aktorstwo z Perry Bensonem i Dido Miles na czele.
W filmie Stevena Sheilla brak jest też napięcia, suspensu oraz wystudiowanego budowania atmosfery ciągłego zagrożenia i rosnącego poczucia beznadziej, bezsilności jakie ogarniają główną bohaterkę.
MAMUSIA I TATUŚ to film w którym najzwyczajniej w świecie nie ma dramatyzmu, a część mających wzbudzić przerażenie lub zakłopotonie u widza scen wywołuje bardziej znużenie, pusty śmeich niż grozę.
Plusem obrazu jest niewątpliwie realistyczne i niezwykle prawdziwe zakończenie. Pochwały należą się też Oldze Fedori w roli malretowanej psychicznie i fizycznie Leny.
Warta uwagi jest też intelektualno-metaforyczna warstwa filmu.
Gdyby jednak za MAMUSIĘ I TATUSIA wziął się reżyser z większym doświadczeniem, potrafiący budować i stopniować napięcie oraz dbający o psychologiczny realizm wówczas (być może) byśmy otrzymali wartościowy i wbijajacy się w pamięć film.
Niestety MAMUSIA I TATUŚ to produkcja nieco zmarnowana.