Film obejrzany na pokazie przedpremierowym. Nie znałem historii Marii Callas, więc nie miałem oczekiwań czy wyobrażeń o filmie. Wydaje mi się, że Dzięki temu podszedłem do niego z mniejszymi oczekiwaniami czy konkretną wizją. Film ma formę greckiej tragedii, a świetna scenografia wnętrz i zdjęcia pozwalają wpaść w przedstawioną historię i przy niej zostać. Trudno jednak ten film nazwać autobiograficznym, mamy skupienie się na krótkim odcinku życia Marii ze scenami retrospekcji z przeszłości. Jest to trudny czas dla bohaterki a finał filmu znamy już na samym początku. Osobiście, nie dostrzegam tu patosu i przeciążenia klimatem jak zarzucają filmowi krytycy, może to przez moje wykształcenie (psycholog/psychoterapeutą). Obraz bohaterki jest realny i rzeczywisty a "wizje czy omamy" są artystycznym zabiegiem jej przeżyć, pragnień i walki ze swoją przeszłością.
Dla mnie głównym wydźwiękiem filmu jest brak akceptacji siebie przez Marię, tego że nie może znów wnieść się na wyżyny swoich osiągnięć, nie może dorównać przeszłości. Tkwi w niej a potrzeba uwielbienia, jak sama przyznaje, staje się przyczyną wielu nietrafionych decyzji w jej życiu. W filmie mierzy się z ich konsekwencjami i to widzimy. Polecam jeśli ktoś chcę zobaczyć spektakl czy nawet "operę" jeśli ktoś oczekuje "filmu" i autobiografii może się zawieść.