Film jest jak marcowa pogoda - letnio, zimowo, choć czasem słonecznie. Świetna Vanessa Aleksander, drętwy Ignacy Liss. Sam film jak wypracowanie licealisty o 1968 roku, poprawne, na faktach, ale niezbyt ciekawe i do poprawy. Słaby scenariusz, historia nie wciąga, wręcz nuży, jak bryk z lektury szkolnej. Zmarnowany temat, dużo lepszy jest zapomniany film Piwowarskiego "Marcowe migdały".