Pierwszą część zaliczam do moich ulubionych. Była nowatorska, zaskakująca, zrobionia z pazurem, pomysłem i polotem. Druga - przeładowana efektami specjalnymi i cukierkowymi scenami miłosnymi sprawiła, że dłuuugo nie miałam ochoty na trzecią. Trzecia, do której zasiadłam wczoraj przed telewizorem, zdegustowała mnie na tyle, że nie dooglądałam. Przede wszystkim jest koszmarnie nudna. Efekt tej nudny został osiągnięty przez kolejne powtórzenia tego, co już było, stosowanie tych samych środków np. walka w holu, która w pierwszej części sprawiała, że zbierało się szczękę z podłogi, tutaj wywoływała już tylko ziewanie. Przecież więcej nie znaczy lepiej! Kolejne dwie części rewelacyjnego Matrixa to tylko powielanie w nieskończoność tych samych schematów, efekciarkie sztuczki i patetyczne gadki o obronie Syjonu. Na szczęście obejrzałam sobie zamiast tego na video "Księżniczkę i wojownika", dzięki czemu wieczór nie był zmarnowany. :)