To takie amerykańskie kino norweskie - dobra historia, północny klimat i surowość, a zarazem amerykański sposób kręcenia, zabiegi techniczne i zakończenie.
Ogląda się dobrze, choć ten cały Max Manus jest jakby odległy i nie do końca może sprostać swojej legendzie. Brak mi w nim człowieka "z krwi i kości".