I ooo, panie, czego tu nie ma? Jest w zasadzie wszystko, dużo wielkich słów, Szekspir, teatr antyczny, dużo wielkich słów, historia cywilizacji, Rzym, dużo wielkich słów, niewyczerpane pokłady megalomanii, a wszystko to napędza miłość. Ech ona! Zbiór lepszych i gorszych osobnych scen, który trochę się układa, ale bardziej nie, w całość. Podoba mi się jak oni mówią i grają, choć w zasadzie często robią to jakby nie do końca dobrze. Podoba mi się jak się kończy, bo to aż śmieszne i w zasadzie nieoczekiwane. Super, że Coppola mógł to zrobić i myślę, że gdyby poświęcił na to ze trzy winnice to i tak by mu się to (osobiście) opłacało. Ale tak, drugi raz w życiu tego nie obejrzę i nie wysłałbym nikogo (idź, obejrzyj, fajne) na Megalopolis do kina.