Ten film chciałby być czymś czym było "Mother!" Arronofskiego, ale niestety nie wyszło (z resztą nawet tamten film był dla mnie mocno średni). Ten film to pretencjonalna próba przekazania podprogowo pewnych wartości, co samo w sobie nie jest złe, o ile dobrze wykonane. Tutaj mamy do czynienia z upośledzonym manifestem politycznym, bo ani to zgrabnie przedstawione, ani wiarygodne.
Aczkolwiek trzeba przyznać, że nie był to pozbawiony treści gniot. Aktorzy radzą sobie całkiem nieźle, a stworzony tu dystopijny świat ma ręce i nogi, bo jest przedstawiony niezwykle sprawnie od strony technicznej.
Jednak to nie zmienia faktu, że jest to ponad 2-godzinny koszmarek artystyczny, nie trzymający sie kupy, chaotyczny, byle jako napisany, "bo tak".
Podsumowując, czuje mocne 4/10 i ani krzty więcej. Żebym zdobył sie na ponowne obejrzeniem tęgo dzieła, musiałbym być pod wpływem pewnej rośliny pochodzącej z Indii.