Marny dźwięk, niedosłyszalne słowa i drętwe dialogi – te tradycyjne już słabości polskiego filmu i tu dają o sobie znać. Ale mówią o czymś więcej, niż tylko o filmowych grzechach. Polacy utracili sztukę rozmowy, nie tylko w kinie. Symboliczna jest scena, kiedy mąż, dowiedziawszy się o traumatycznym przeżyciu żony, zamiast z nią porozmawiać dziarsko rąbie na kawałki łóżko, na którym doszło do gwałtu. W sytuacji próby, kiedy na światło dzienne wychodzi dramat drugiej osoby, cierpienie innych, natychmiast chowamy się we własny ból, własną krzywdę i odgrywamy rolę męczenników, jedyną bohaterską, jakiej dobrze się nauczyliśmy. W przypadku tego małżeństwa ocalająca jest siła miłości kobiety, bezbrzeżna, która wszystko pomieści, całą małość męskiego macho. Ale w przypadku całego społeczeństwa, skąd brać taką siłę? Jak przemienić naród męskich słabeuszy w żeńskie siłaczki?