Film zrobiony żenująco - zero fabuły, oderwane od siebie sceny przeplatane ujęciami godnymi bollywoodu (a nie filmu o
Powstaniu Warszawskim), po prostu straszny gniot!
A co ciekawe - nie wiem czy taki był realny cel twórców, to jednak im się udało - ale chyba postanowili udowodnić, ze
powstańcy byli zadufanymi w sobie, bezmyślnymi i dość głupimi młodymi ludźmi. Co jakiś czas są sceny typu: ktoś z
doświadczonego oddziału mówi do osób nie znających terenu, by nie wychodzili - a ci - a co tam, własnie pójdziemy - i
oczywiście giną. I tak parokrotnie. Albo wystawanie w oknach w trakcie powstania, i zdziwienie, ze kogoś zastrzelili w
takim przypadku.
Nie polecam! Możecie za to obejrzeć "Kanał" Wajdy albo "Warszawę 44" (film zmontowany z dokumentów) - te filmy o
Powstaniu Warszawskim mają sens.
tzn. nie "Warszawa 44", a "Powstanie Warszawskie" (2014) - pomylił mi się tytuł.
Co do sceny, w której dowódca oddziału mówi do osób nie znających terenu, żeby nie wychodzili to ci którzy wyszli (i zginęli) to byli żołnierze Berlinga, którzy nie mieli żadnego doświadczenia w walce w mieście. Poza tym powstańcy w dużej części byli rzeczywiście młodymi ludźmi bez gruntownego przeszkolenia. O takich właśnie ludziach jest ten film, o tym jak Powstanie wyglądało z ich perspektywy a nie z perspektywy dowódców czy polityków.
Nie wiem też gdzie w tym filmie są ujęcia godne Bollywoodu. Jeśli chodzi o np. scenę pocałunku to jej sens był wielokrotnie wyjaśniany więc nie będę powtarzał.
Poza tym, pomijając kwestię fabuły (która jest w tym filmie moim zdaniem), jest to najlepiej zrobiony technicznie polski film jaki widziałem. Zdjęcia, dźwięk, montaż są na poziomie nieosiągalnym do tej pory w polskim kinie.
Czyli generalnie przerost formy nad treścią. I nie, nie trzeba mi tłumaczyć sceny pocałunku (wyobraźnia), czy sceny seksu, czy innych różnie żenująco zrobionych scen (które kompletnie rozwalały ten film w moim odczuciu) - dla mnie to wielka szkoda, ze staramy się w polskim kinie dorównywać do gniotów z hollywood, mając własną, bardzo dobrą tradycję, polskiej szkoły filmowej.
A i tak efekty specjalne były raczej słabe, przedobrzone, godne raczej "Pompei" niźli np.: "Szeregowca Ryana". Choć oczywiście jakby porównać efekty z "Miasta 44" do np.: "Bitwy pod Wiedniem", to fakt, widać postęp.
No cóż, każdy może mieć swoje zdanie. Proszę tylko wskazać mi drugi polski film tak dobrze zrobiony, przynajmniej pod względem technicznym. A co do tradycji polskiej szkoły filmowej, to przykro mi to mówić ale to już historia. Świat i kino trochę się zmieniły od tego czasu. Uważam też, że tego, czego w polskim kinie brakowało to właśnie dorównania do "gniotów z Hollywood". Najpierw trzeba się nauczyć robić poprawnie film, a potem dopiero brać się za poważne tematy. Komasa już się nauczył. Większość innych polskich filmowców jeszcze nie. Pozdrawiam.
Jak dla mnie pan Komasa nadal ma BARDZO dużo do nauczenia się, by dorównać tym dobrym filmom z Hollywood (tak, takie tez istnieja;). Na razie właśnie dorównuje gniotom z Hollywood.
I z tego nie ma co być dumnym.
Jeśli chodzi o historię - warto sie na niej uczyć, a nie łykac tylko to, co "nowe i cool" i z "hameryki". Żałosne jest zastanawianie się czy "młodzi poszliby do kina na Kanał czy Eroicę, bo sa dl anich przestarzałe" - przeciez to zakrawa o traktowanie młodziezy jak stada głupich baranów, którzy muszą mieć film w stylu pop, skrzyżowanie słabego teledysku z ograną grą komputerową, by w ogóle zechcieli obejrzeć;).
W starszym kinie - tak ogólnie, bo wyjątki wszedzie się zdarzają - rzadziej forma przerastała treść. Dlatego nadal pozostaje aktualne i lepsze :)
Ps. Współczesną "Eroicą" tez bym nie pogardziła. Ale nic z tego, nic z tego, nawet nie ma co porównywać.
A żebyś wiedział :)
Mi tam marzy się "współczesna" wersja "Krzyżaków" Sienkiewicza.
Jedynie broń mnie losie od reżyserów pokroju Pana Jana Komasy i Ich wizjonerstwa.
Książka warta dobrej adaptacji. I jeżeli znaleźliby się odpowiedni ludzie z odpowiednim funduszem i poszli w strone legendarnego "Braveheart", byłbym szczerze zadowolony.