PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=817414}
6,8 67 658
ocen
6,8 10 1 67658
7,6 54
oceny krytyków
Midsommar. W biały dzień
powrót do forum filmu Midsommar. W biały dzień

Nie chcę brzmieć pretensjonalnie, ale naprawdę nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że wiele zarzutów kierowanych w stronę filmu Astera jest podyktowana niezrozumieniem jego wizji i swego rodzaju ugruntowanej w społeczeństwie modzie na uleganie schematom. Tak zwane "lubienie piosenek które się zna". Aby nie być gołosłownym - popularne są np. ostatnio klimaty post-apokaliptyczne. Z tym że, większość z tych filmów/książek to taka apokalipsa dla amerykańskich nastolatków. W sensie jest niby koniec świata, ale dziewczyny zawsze mają wygolona paszki, bohaterowie co chwila trafiają na puszki z colą, konserwy lub paczki z ich śmieciowym żarciem, a spotkani po drodze wędrowcy częstują ich kanapkami (sic! -serio, serio - taka kuriozalna scena ma miejsce w "Wiatr przez dziurkę od klucza" w cyklu "mroczna Wieża" S. Kinga). Czyli niby mamy koniec świata, ale skoro jesteśmy konsumpcyjnymi dzieciakami z XXI wieku, to musimy mieć jednak te wszystkie wygody, bo inaczej nie uwierzymy w ten koniec świata. Bo przecież jak to? Głodować? Nie golić paszek? Przepraszam za ten sarkazm, ale prywatnie właśnie takie podejście do gatunku post-apo - który uwielbiam - bardzo mi w kinie uwiera. Ale idźmy dalej. Filmy o UFO. Jakie ma być to UFO? Zielone lub szarawe ludziki z dużymi głowami lub insektoidalne stwory. Bo widzowie do tego są przyzwyczajeni. I w tym wszystkim Lem ze swoją "Solaris" - wizja obcej istoty lata świetlne od schematyzmu całej plejady filmów sci-fi. Ale może dlatego nie jest tak Lem popularny, bo łatwiej przecież wyobrazić sobie wielkiego robaka z kosmosu który chce cię zjeść i strzela laserami.
Przepraszam za tę nieco przydługą refleksję, ale pomalutku zmierzam ku konkluzji. Teraz wyobraź sobie, że mamy zadanie zrobienia horroru. Ale uwaga, akcja horroru będzie rozgrywała się w dżungli na Nowej Gwinei. Złe plemię będzie mordowało amerykańskich nastolatków. Jak przedstawiamy to złe plemię? Stawiam garść orzechów, że zapewne zrobiono by jakiś półnagusieńkich typków z przepaską z liści palmowych na biodrach i dzidą w ręce. Bo przecież tak cały zachodni świat wyobraża sobie dzikie plemię prawda? Ale załóżmy, że jakiś reżyser przedstawiły jednak to plemię tak: https://gearpatrol.com/2015/03/24/road-notes-papua-new-guine...
I tutaj jestem pewien, że ci wszyscy co wybuchnęli śmiechem na scenie "łóżkowej" w Midsommar tutaj też by piali. A przecież tak wygląda kultura Nowej Gwinei!

Do czego zmierzam - nie jestem etnologiem, ale jako historyk z zawodu i zamiłowania stwierdzam, że ta quasi-nordycka sekta została przedstawiona całkiem legitnie. Rytuały, zarys kosmogonii i mitologii które wyłaniają się w filmie są wewnętrznie spójne, ciekawe ale i oryginalne - bo nie zapominajmy, że mamy do czynienia jednak z fikcją inspirowaną pogańskimi wierzeniami. Fikcja, dodajmy to jednak, nie idąca na skróty poprzez hołdowanie zachciankom współczesnej widowni (czyli przedstawmy ewentualną sektę tak, jak to sobie widz wyobraża), tylko korzystając z elementów kulturowych obcych naszej współczesnej, nakreślmy pogańską sektę taką, jaką mogłaby być w rzeczywistości. Jakie to ma znaczenie? Po pierwsze podkreśla sugestywność i pewną "zgodność z realiami". Po drugie właśnie ta oryginalność ROBI KLIMAT. Tak jak te maski papuaskich plemion. Na pierwszy rzut oka są przekomiczne, ale są i prawdziwe i kryje się za nimi głębsza historia.

A jaka głębsza historia kryje się w Midsommarze zapytasz? Zacznijmy od sceny "erotycznej". Cała ta otoczka - kwiaty, krąg nagich kobiet i ich pojękiwania zdają się być seksualną perwersją reżyserską. Do momentu, gdy uświadomimy sobie, że chociażby taka prostytucja rytualna była powszechna w wielu religiach pierwotnych. Od celtycko-germańskich (i najprawdopodobniej też w słowiańskiej) aż po dosyć "zaawansowane" teologicznie religie Rzymian czy Egipcjan. Obecność tych kobiet i ich pojękiwania zaczynają mieć sens, gdy przypomnimy sobie o do tej pory dowiedzieliśmy się o kosmogonii tej "sekty" - wszechświat jest wielkim cyklem, życie to tylko tchnienie (na pewno kojarzysz te charakterystyczne wydechy pokazane w filmie), krótki epizod silnie związany jednak z całym wszechświatem, bo będący jego integralną częścią (dlatego mieszkali razem, jadali razem, "kopulowali" razem). O symbolice kwiatów nie będę się nawet rozwodzić.
Ari Aster miał zatem wybór. Zrobić film schematyczny, taki odpowiedni i dla nastolatków (w końcu mogli zrobić bara-bara po bożemu w łóżku tylko we dwoje), albo dzieło odważne, dla niektórych hipsterskie, ale będące czymś, czego w kinie raczej nie widzimy często i czymś co taką hipotetyczną religię chce pokazać, a nie udawać pod publikę.

awesta

Reżyser w jednym z wywiadów określił "Midsommar" jako czarna komedia.

ocenił(a) film na 6
awesta

Śmiałem się, bo poczucie absurdu, narastające od momentu zlewki bohaterów na rytualny mord, w tym momencie sięgnęło zenitu. Gdyby reżyser postarał się wczuć w to, co postaci przeżywają, zamiast traktować je jak kukiełki do popychania plotu, to może i bym się nie śmiał.

Ale tylko może, bo gdy ta stara babka zaczęła wpychać naszego amerykańskiego Chada w nagie ciało nastolatki, to już było śmieszne samo w sobie.

ocenił(a) film na 9
kosobi

Nie wszyscy wykazali się obojętnością na samobójstwo (nie mord - jest to dosyć istotne) rytualne. Przecież ta parka z Anglii zareagowała zdecydowanie i była zbulwersowana. Dani też początkowo była zszokowana. A pozostali? Cóż, żyjemy w czasach, gdy banda gówniarzy zakłada na siebie ładunki wybuchowe i jest w stanie wysadzić się w powietrze w tłumie boga ducha winnych ludzi. Inni widząc wypadek (nawet bardzo krwawy) wyciągają telefony komórkowe i bez skrępowanie robią sobie wideorelację. W takich "interesujących" czasach żyjemy.
Nadal więc podtrzymujesz zarzut o absurdalności zachowania tych dwóch gości? (A dodajmy do tego, że byli etnografami więc takie wydarzenie było dla nich jednocześnie inspirujące do pracy naukowej - coś jak dziennikarz który żeruje na tragedii innych by zrobić dobry reportaż. Swoją drogą dużo bardziej absurdalne było podejście tych doktorantów do samej pracy naukowej. Nie rozumiem jak mogli zgodzić się na pisanie bez zdjęć, nazwisk czy jakichkolwiek weryfikowalnych danych. No chyba, że to miała być ściema wobec tubylców, a ten czarnoskóry nie tyle złamał dane słowo, co od początku nie zamierzał do dotrzymywać. Wtedy ma to wszystko sens).

Po drugie - jak już pisałem, sednem do zrozumienia tego co Aster chciał przedstawić, jest zrozumienie przyjętej konwencji - zbudowanie quasipogańskiej społeczności w oparciu nie o umowne stereotypy, ale z uwzględnieniem rytuałów związanych z cyklem i przejściem celowo "odrealnionych" od naszego XXI wiecznego kręgu kulturowego (to "odrealnienie"pełni w Midsommar funkcję znaną z horrorów - "obcość", "zło"). Ale to "odrealnienie" nie jest totalnie wyssane z palca, tylko głęboko osadzone jest właśnie w religiach pradawnych. Osadzone jednak tak głęboko, że wydaje nam się totalnie absurdalne! (Polecam Frazera i jego "Złotą Gałąź" a także tutaj https://www.latimes.com/entertainment/movies/la-et-mn-midsommar-spoilers-ari-ast er-jack-reynor-20190703-story.html odnośnie samego filmu i jego inspiracji)
Kobieta która stymulowała Christiana kontynuowała tylko rozpoczęty już rytuał (sorry za kolokwializmy - ale on miał w tej dziewczynie chodzić, poruszać się w rytm pojękiwań i westchnień, a nie gapić się dookoła). Wyglądało to fakt - kuriozalnie i żenująco dla nas, widzów z końca drugiej dekady XXI wieku, ale czy właśnie nie przez to cały ten rytuał nabiera znamion "realistycznego"? Aster nie kompromis. Zresztą, jak napisał powyżej Azog 7_7 - może nawet takie wstawki miały intencjonalnie być na pograniczu czarnej komedii?
I na koniec - film jest od sekcie, od samego początku, konsekwentnie dąży do przewidywalnego finału - Dani ma zostać "opętana" i zawładnięta przez tę społeczność. W tym kontekście chyba oczywistym jest, że bohaterowie traktowani są jak kukiełki.

ocenił(a) film na 7
awesta

Zadna scena mnie nie smieszyła,wszystkie te obrzadki wygladaly oryginalnie i paradoksalnie ale wszystko to mialo sens.

ocenił(a) film na 10
aronn

Mnie też nic tam nie bawiło.

Lukas_Art

Dziwi mnie że ludzie wybuchali śmiechem na tym filmie. Może jacyś psychopaci? Ja przez większość czasu odczuwałem raczej dyskomfort, narastający z każdą minutą. Może otoczka - sielskie plenery, błękitne niebo, słońce, środek lata - tak bardzo nie pasująca do wydarzeń w typowych filmach grozy, spowodowała że ludzie myśleli że to jakaś komedia.

ocenił(a) film na 10
ReveAnge

Podobno Ari Aster w jakimś wywiadzie nazwał ten film czarną komedią. Jeśli tak faktycznie myśli, to boję się jego poczucia humoru.
Midsommar to horror psychodeliczny raczej w kubrickowskim stylu, niż w stylu 'Piły' czy innych gore shitów.

Lukas_Art

Mnie to pasuje, o wiele lepszy taki horror niż kolejny slasher z przygłupami biegającymi gdzieś po nocy i dającymi się wyrzynać innemu mało rozgarniętemu psycholowi. Tam wiemy że skoro jest noc, morderca z siekierą i nastolatki to będzie się działo. W Midsommar najbardziej przerażające jest że dzieje się to wszystko w biały dzień, pod błękitnym niebem, w urokliwej lokacji zamieszkanej przez nieszkodliwych dziwaków. Ubrani w ludowe stroje i śpiewający pieśni hipisi szykujący się do swojego święta to pozorna oaza spokoju, miłości i tolerancji. Ta otoczka powoduje że późniejsze wydarzenia uderzają z podwójną mocą. Spodziewałem się nudy, kolejnego niestrasznego horroru a tymczasem jestem pozytywnie zaskoczony. Film nie nudzi ani przez moment a napięcie tylko narasta. Faktycznie czuć tu styl Kubricka, to powolne tempo, spokojna praca kamery, mało agresywny montaż i ciągłe uczucie niepokoju. Oby tak dalej panie Aster :)

ocenił(a) film na 10
ReveAnge

Lepiej bym tego nie ujął. Dodałbym tylko, że "Midsommar" jest nawet nieco lepszy, straszniejszy i oryginalniejszy od "Hereditary".
Dlatego kolejny film Astera biorę w ciemno, z ciekawości co nowego ten koleś zmajstruje :)

ocenił(a) film na 7
Lukas_Art

"Midsommar to horror psychodeliczny raczej w kubrickowskim stylu, niż w stylu 'Piły' czy innych gore shitów."-dokładnie.

ocenił(a) film na 8
ReveAnge

Ja się prawie roześmiałem, ale nie scena erotyczna mnie rozbawiła, tylko zaraz po niej ;) jakoś nierealny mi się wydał facet biegający nago w tę i we w tę. Ale tylko tyle. Mimo to film mi się ogólnie podobał.

ocenił(a) film na 9
aronn

Ludzie wybuchali śmiechem bo nie rozumieli na co patrzą . W filmie są po prostu tak wyjątkowe i niepowtarzalne sceny , że umysły konsumentów po kokakoli z popkornem nie są wstanie wrzucić wyższego biegu żeby je dogonić"

ocenił(a) film na 10
scricxovan

Święte słowa.

ocenił(a) film na 8
scricxovan

Piękne

ocenił(a) film na 2
awesta

Bardzo ciekawy komentarz z punktu widzenia osoby, która wydaje się coś wiedzieć na temat rytuałów. Niestety wydaje mi się, że chcemy widzieć w tym filmie coś więcej niż pretensje reżysera, a powstał film, który faktycznie jest momentami absurdalnie śmieszny. I to raczej niezamierzenie. Tłumaczenia reżysera o czarnej komedii to chyba tylko próba uniknięcia kompromitacji zawodowej. "Hereditary" oglądało mi się umiarkowanie, niestety zbyt wiele zapożyczeń, m. in. z "Dziecka Rosemary". W "Midsommar" w zasadzie nic mi się nie podobało. Poziom znajomości rytuałów trochę jakby 13-latek przejrzał kilka numerów "National Geographic" i obejrzał dokument o Szwecji.
Po obejrzeniu dwóch filmów stwierdzam, że ten reżyser to kolejna wydmuszka, którą z niewiadomych powodów zachwycają się niektórzy krytycy.

ocenił(a) film na 10
kosobi

Weź pod uwagę, że w grę wchodziły halucynogeny i jakaś magia runiczna. Bohaterowie od samego kontaktu z tym ich kolegą-sekciarzem ze Szwecji od początku poddawani byli magii. Jest np. taka scena gdy Christian siada przy stole po wyborze Dani na Majową Królową. Przecież libido tak gościa roznosi, że aż łapie się za brzuch, a to wszystko przez nafaszerowane rudymi łoniakami ciastko ;P
Jak dla mnie bohaterowie są nieco otępiali emocjonalnie, bo tak ich ukierunkowano i nafaszerowano. Już same tabsy nasenne, którymi diluje Murzyn mogą zryć banię ;)

ocenił(a) film na 5
kosobi

Poczucie absurdy jak najbardziej też miałem, ale nie dostrzegłem tam "zlewki", ale u osób badających obyczaje (antrolopogów) ciekawość naukową a także tolerancję innych kultur - tak jesteśmy obecnie wychowywani, aby akceptować/tolerować odmienne kultury, nawet rażąco sprzeczne z naszymi wartościami.

ocenił(a) film na 3
awesta

A twoim zdaniem to nie jest film schematyczny?
To jest tak oklepany schemat, że głowa boli. Tak na szybko proponuję obejrzeć "The Wicker Man" i poszukać istotnych różnic między nimi.

Niestety groteska osiągnęła taki poziom, że nie dało się tego już oglądać bez głośnego śmiechu (nie, nie udzielił mi się klimat z kina bo oglądałem to tylko z żoną).

Dodam, tylko że zakończenie "znałem" już w momencie tego skoku na bańkę ze skały. To nie świadczy dobrze o filmie.

ocenił(a) film na 9
empol

Nigdzie nie napisałem, że to nie jest film schematyczny. Już po informacjach przedpremierowych można było się domyślić finału całej historii. I może dlatego niektórzy się filmem nie rozczarowali, bo nie tyle skupili się na puencie filmu, co na "drodze" Dani samej w sobie.

O grotesce i ewentualnych odczuciach humorystycznych napisałem obszernie na samym początku.

użytkownik usunięty
empol

Właśnie mi Midsommar bardzo przypomina Kult..

ocenił(a) film na 9
awesta

Chciałem się odnieść do wątku UFO , który poruszyłeś ...
Film , który przed Midsommar wywołał na mnie podobne czyli wielkie wrażenie był właśnie o tematyce UFO.
Ten film to (The Fourth Kind) ..
Piszę o tym w związku z reakcjami ludzi , których pytałem o opinię na temat Czwartego Stopnia .
Wypada to dokładnie tak jak napisałeś : "Jakie ma być to UFO? Zielone lub szarawe ludziki z dużymi głowami lub insektoidalne stwory. Bo widzowie do tego są przyzwyczajeni." .. Naj "łatwiej przecież wyobrazić sobie wielkiego robaka z kosmosu który chce cię zjeść i strzela laserami." A dlaczego ? Ano dlatego , że to nie wymaga wysiłku . Kosmita zostaje podany na tacy i zostaje z lekkością skonsumowany.
O "debacie" i sporze na temat koncepcji paradokumentalnej nie warto nawet pisać.
Rozważania ludzi , że to nie dokument i skupianie na tym uwagi doskonale wpisuje się w kulturę zhamburgeryzowanej masy.
Ludzie kochają się niestety w opakowaniach a nie w ich zawartości.

ocenił(a) film na 9
awesta

Piątka kolego, pięknie to ująłeś i w pełni się zgadzam. Natomiast kompletnie nie rozumiem tego co się dzieje na forum FW pod tym filmem, kompletna skrajność ocen pomiędzy bardzo wysokimi, a skrajnie niskimi. Zalew troli czy co? Bo żeby tak dużo osób było ślepych na kunszt tego filmu to nie chce mi się wierzyć.

Poza tym nie rozumiem też jak można było wybuchnąć śmiechem na scenie "łóżkowej" jak to ująłeś czy jakiejkolwiek innej. Taką reakcję ten film mógł wywołać chyba tylko u osób o wrażliwości ziemniaka.

Dzięki temu, że konwencja odbiega od klasycznego horroru, wszystko dzieje się w biały dzień i nie sprowadza się do klasycznego slashera w trakcie oglądania nie czuć niepokoju, nie czuć napięcia, które wzrasta wraz ze zbliżaniem się do finału, w którym spodziewamy się eskalacji. Jednakże brak niepokoju czy napięcia jest zastąpiony czymś zupełnie innym - dyskomfortem psychicznym który towarzyszy przez niemal cały film i nasila się w pewnych scenach. Między innymi w scenie erotycznej właśnie, dlatego też nie rozumiem jak można się z niej śmiać. Ta scena jak i niektóre inne (np sceny przy stole) jest odrealniona, oniryczna może (choć nie wiem czy to okreslenie akurat dobrze tu pasuje), co tylko pogłębia dyskomfort, ale jednocześnie budzi niezdrową fascynacje, przyciąga i otępia. Tak jak w przypadku Christiana, choć absurdalność aż krzyczy, żeby stamtąd spieprzać bo oni są nienormalni i to nie skończy się dobrze tak jednocześnie paraliżuje i otępia zmuszając do parcia naprzód.

Zatem ktoś ktoś kto nie odbiera emocji płynących z tego filmu... cóż polecam kino akcji klasy B, zamiast zaniżanie ocen wystawianiem jedynek i dwójek bo jest się pozbawionym zdolności odczuwania.

ocenił(a) film na 5
Dexterr

XD na filmwebie zawsze można się pośmiać z wielkich krytyków filmowych, dzięki

Turahk

po co pisać komentarz wyśmiewający, kiedy nie zamierzasz w ogóle rozwinąć co i czemu cię bawi w tej wypowiedzi?

awesta

Ja tego klimatu nie czuję. Ten film jest nudny. Owszem, wydawać by się mogło, że jest "ciężki", ale on ciąży beznadziejną nudą. Przytłacza marnością. Nie ma w nim nic mrocznego, ani strasznego. Jest jak pokazanie życia kurcząt w kurniku, o których wiemy, że na końcu seansu zostaną pozbawione głów.
Film też nic nie wnosi, nie pokazuje nic nowego.
Czy śmieszy? Też nie. Męczy.

ocenił(a) film na 3
JaroTomik

to zdecyduj się czy filmu nie czujesz, czy film jest nudny, bo to dwie różne sprawy.

awesta

A dziwisz się? Dzisiejszy widz chce dostać wszystko w filmie na już, na ostro, bo inaczej będzie niezadowolony. On nie chce myśleć, on musi dostać wszystko na tacy. Ten film tego nie da, stąd tak niskie oceny. Do tego obrazu trzeba dorosnąć, być cierpliwym i samemu szukać odpowiedzi na pytania.

Ja lubię filmy, które czegoś ode mnie wymagają, które potrafią zadziwiać. Ja jestem tym filmem zachwycona.

awesta

Ja niestety zawiodłem się na tym filmie strasznie (obejrzałem go wczoraj). A dlaczego? Pisałem to w innym temacie, ale postaram szybko skondensować moją wypowiedź. "Midsommar" jako horror, nie stosuje praktycznie żadnej mechaniki tego gatunku przez większość filmu (odliczając od tego scenę na klifie, uduszenie rodziców Dani przez jej siostrę no i finał w paru momentach, ale to za mało, jak na dwu i półgodzinny film). To tak, jakbyś nakręcił komedię, w której nie ma jakichkolwiek żartów czy gagów. Dalej - postacie (Josh, Mark i Christian). Mamy do czynienia tu z ludźmi, którzy mienią się antropologami, a jeden z nich dziwi się, że o 21 w czasie polarnego dnia jest widno. Mało tego, są ćwierćinteligentami - nikogo z nich nie obchodzi fakt, że w podejrzanych okolicznościach giną przybysze z Anglii a nawet to, że potem każdy z nich też po kolei tajemniczo znika. Na Joshu czy Christianie nie robi to żadnego wrażenia. "Aha, zaginął mój przyjaciel pośród tajemniczej społeczności, w której ludzie skaczą ze skały i są dobijani młotem? Ta społeczność akceptuje ofiary w ludziach???? Eeee no to luzik! Na 100% wszystko musi być z nim w porządku!". Zero przejmowania się kimkolwiek...
Kolejna rzecz - sławetna scena seksu między Maią a Christianem. Przecież wszystko zależy od sposobu ukazania na ekranie danej sceny. Można było ten moment ukazać nieco inaczej. Filmów grozy, gdzie sceny seksu naprawdę potrafią budzić niepokój, jest wiele: ot choćby "Harry Angel". Aster z kolei pokazał to tak, jakby kręcił kiepskiego pornosa, a ta stara baba klepiąca Christiana po dupie w czasie "roboty" i jęki w tle, to wisienka na torcie tego absurdalnego filmu, która faktycznie po prostu śmieszy, ale tylko dlatego, że tak to nakręcono. Na finale skupiać się nie będę, bo ten jest przewidywalny. Słówko jeszcze o Dani - spodziewałem się, że film bardziej skupi się na jej postaci, ale niestety wątek ten rozjechał się gdzieś po drodze. Zmierzając już jednak do końca wypowiedzi: sensowne przedstawienie sekty, świetne zdjęcia, bardzo dobra muzyka nie zbudują dobrego kina, jeśli historia w filmie się nie klei, trójka głównych bohaterów made in USA to imbecyle (oprócz Dani) a sam obraz, który z założenia ma być horrorem, nie używa prawie w ogóle jego gatunkowych mechanik. Aster ewidentnie nie miał wizji na tę produkcję, a krytycy zachwycają się czymś, co w gruncie rzeczy jest filmem bez wyrazu.
Mam nadzieję, że pomogłem odpowiedzieć na pytanie zawarte w temacie. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
drill90

Bardzo merytoryczna krytyka, aż przyjemnie się do takiej odnieść. Jest jednak w Twoich zarzutach sporo niezrozumienia, dlatego postaram się raz jeszcze podkreślić to, co pisałem już w tytułowym poście. Ale zacznę od końca.
Po pierwsze, przesadzasz z tymi zachwytami krytyków. To raczej duża część publiki jest zachwycona podejściem i realizacją wizji Astera. Krytycy są raczej umiarkowanie rozczarowani. Np. ekipa filmwebu nie kryje rozczarowania Midsomarem. Oczywiście doceniają ciekawą konwencję kina grozy w blasku słońca, fenomenalną pracę kamery Pogorzelskiego, grę aktorską czy ogólny „feeling” i klimat dzieła, ale to wszystko wystarczy… na uczciwe 7, czyli film dobry – jak tysiące jemu podobnych.
Często pojawia się też zarzut, który i Ty przytaczasz. Chodzi o tę „durnotę” bohaterów, którzy nieświadomie dają się wyżynać jeden po drugim. Część widzów w tym zabiegu widzi także inny mankament – wyświechtany do granic możliwości motyw amerykańskich nastolatków którzy umierają jeden po drugim. I z tym zarzutem muszę się zgodzić, ale wobec domniemanej „durnoty” bohaterów będę oponował.
Nie jest bowiem prawdą, że bohaterowie nie czuli lęku przed tą społecznością. Poczuli go dokładnie w momencie, gdy dwójka z kultystów popełniła spektakularne samobójstwo (a jednego musiano dobijać). Od razu osadę chciała opuścić Dani, a także para z Londynu. „Zimną krew” a raczej niezdrową fascynację wykazał Josh i troszkę Christian – czyli dwójka studentów etnografii która wykazywała zainteresowanie czysto zawodowe. I nie jest to żadna luka fabularna, ani przekoloryzowany motyw. Ktoś, kto się interesuje jakimś zagadnieniem, poświęcił mu życie, ma zupełnie inne podejście do niektórych kwestii. Dla zwykłego, normalnego człowieka rytuał którego był świadkiem musiał by być czymś traumatycznym (Dani, angielska parka), dla „kulturowych freeków” taki rytuał na pewno byłby czymś innym. To jak z ludźmi którzy ryzykują życie chodząc po wysokich partiach gór, to jak z reporterami wojennymi którzy aż pchają się pod kule karabinowe dla tego jednego, idealnego zdjęcia, kręcąc materiał wśród zmasakrowanych ofiar wojny. Oni nie widzieli w tych ofiarach wnętrzności, połamanych kości i cierpienia. Dla nich była to prawdziwe „złoto”. To jak zoolog który nagle odkrywa nowy, niezbadany nigdy wcześniej gatunek zwierzęcia (No i zapewne podświadome przeświadczenie o czekającej wkrótce sławie i hajsie z tego odkrycia). Tak więc wypadkiem nie byli wstrząśnięci – dwaj studenci i bohater grany przez Willa Polutera… czyli ziomek który tego nie widział. I to ten sam, który dziwił się, że tak długo trwa dzień (nie był on studentem, a kumplem paczki, stąd jego ignorancja i niestety muszę wybić Ci kolejny argument z ręki

ocenił(a) film na 9
awesta

Warto mieć tez na uwadze, że akcja całego filmu dzieje się na przestrzeni zaledwie 3 dni. Bohaterów otacza społeczność – poza owym chorym incydentem, zdają się być całkowicie cywilizowani, są uprzejmi, znają angielski, przecież rodzina wie, że jesteśmy w Szwecji na jakimś festiwalu, prawda? Przecież to całkiem logiczne, że parka z Londyny pojechała samochodem z jednym z nich prawda?
Dziwi mnie wyobrażenie wielu krytyków tego filmu: „Gdybym ja był na ich miejscu, od razu zorientowałbym się co się święci”. Szczerze? Wątpię. Wszystko działo się za szybko, a lokalsi na bank przewidzieli różne zachowania nielicznych ofiar. Zresztą, z najbardziej spanikowaną parką, poradzono sobie bardzo sprawnie i bardzo szybko, a dwójka z bohaterów – o czym już wspomniałem – była zbyt zafascynowana poznaniem tej dziwnej kultury, by wziąć poprawkę na to, że sami mogą być ofiarami wotywnymi w tej dziwnej szopce. Z kolei Dani była w tak złej kondycji psychicznej, że ulegała to bezradności Christiana, to manipulacjom wspólnoty (co zresztą było zaplanowane już od początku).
W tym miejscu chciałbym także rozwiać inny zarzut z którym często się spotykam, a który również wynika z niezbyt uważnego śledzenia scenariusza.
Społeczność świetnie znała angielski, bo na pewnym etapie swojego życia każdy członek odbywał swoją „pielgrzymkę” - ruszał w świat. Oni nie byli eremitami żyjącymi całe życie w leśnej głuszy. Nie byli anonimowymi dzikusami z tajgi. Dla „świata” mieli nazwiska, profesje, pesele. Dopiero starsi osiadali na stałe na odludziu. Film już o tym nie wspomina, ale jeśli założymy, że byłby jakiś ciąg dalszy historii, to na pewno policja w USA i Anglii zainteresowałaby się zniknięciem swoich obywateli, podchwyciliby też motyw zaginionych studentów ze Szwecji. Trop zaprowadziłby ich do Szwecji… i tam by się pewnie urwał. Bo Pelle zakończył już swoją „pielgrzymkę”, sekta udawałby Greka (nie wiadomo nawet, czy trafiono by na jakikolwiek jej ślad – ot po porostu młodzi wyjechali gdzieś do lasu i ślad po nich przepadł… a pamiętaj, że lasy Szwecji są naprawdę olbrzymie), a kolejny rytuał odbyłby się dopiero za następne 99 lat (czy tam 77, nie pamiętam już tej liczby).
Wszystko ma więc ręce i nogi, trzeba tylko zrozumieć historię jaką chciał nam przedstawić Aster.
I na koniec raz jeszcze o tej „kontrowersyjnej” scenie seksu. Piszesz „ Można było ten moment ukazać nieco inaczej”. Z tym, że ona od początku miała tak wyglądać! To jest właśnie to, o czym pisałem w pierwszym poście w tej rozmowie. O WYOBRAŻENIACH ludzi XXI wieku i o REALIACH. Oczywiście, Aster całą historię zmyślił, jego sekta nie ma żadnego odniesienia do jakiejkolwiek konkretnej społeczności. Ale chciał pokazać taką społeczność, jaka mogłaby istnieć, bez pójścia na kompromis typu „a tutaj nie pokażę jak siedemdziesięciolatka uderza w pupę Christiana, bo ludzie będą się śmiali”.
Widzisz, dla nas, dla widzów scena jaką ukazał Aster była groteskowa, momentami aż obrzydliwa, żenująca, z angielskiego cringowa. Można byłoby ja nieco przypudrować – dodać jakąś psychodeliczną muzę, poszaleć ze światłem, kamerę skupić na spoconych lędźwiach i nabrzmiałych piersiach… Ale po co, tylko po to, by widz czuł się bardziej komfortowo? My MIELIŚMY czuć się niekomfortowa, ta scena MIAŁA być cringowa. My czuliśmy się niekomfortowo i zażenowani, te kobiety w filmie, ich postacie, wykonywały po prostu konkretny rytuał. Pojękiwania miały sens, kwiaty miały sens, rytmiczna kopulacja Christiana miała sens.
Nie musi się Tobie to podobać, ale liczę, że zrozumiesz, że nie jest to jakiś hispsterski motyw, a przemyślane i dobrze zrealizowane zagranie ze strony Astera. Wyobraź sobie, że jakaś stacja naukowa zleca Ci nagranie dokumentu – a ściślej przeprowadzenie takiej symulacji – jakiejś dowolnej religii pogańskiej. Masz nieograniczony budżet i dostęp do wszelkich możliwych źródeł. Jest tylko jeden warunek – nie może być żadnych przekłamań i skrótów, 100% symulacji. Wówczas chyba zrozumiałbyś o co chodziło Asterowi

ocenił(a) film na 9
awesta

Wtrącę się do kwestii Filmwebowych krytyków. Oczywiście odbiór w programie "mówi się" był stonowany, ale wszyscy zaznaczali, że to ocena w skali Astera - po prostu spodziewali się po nim czegoś więcej/czegoś innego.

Niemniej w podsumowaniu 2019 roku Midsommar był już na bardzo wysokiej pozycji - 6. To moim zdaniem mówi ważną rzecz - kiedy właśnie ktoś wracał myślami do obejrzanych w 2019 roku filmów, to tutaj mimowolnie Midsommar wskakiwał na listę, bo zwyczajnie ten film się pamięta. Choć początkowo mógł być taką typową 7, to jednak w skali roku zyskuje i wyróżnia się. Nie chce wyjść z głowy.

Nawiasem mówiąc, rok temu Aster miał w tym rankingu 2 miejsce, równie zasłużone. Zatem Filmweb ceni Astera, choć niełatwa to relacja. Ja z nim mam podobnie:)

awesta

Ale jest też jedna rzecz: przede wszystkim coś takiego, jak mechaniki danej konwencji, o których też pisałem już podczas wcześniejszej wypowiedzi. Sposób ukazania w horrorze pewnych rzeczy w oczywisty sposób wywiera wpływ na percepcję i emocje widza. Scena kopulacji jest ukazana groteskowo i w "czarno-komediowy" sposób i właśnie dlatego jest tak odbierana. Wybacz, ale jeśli Aster chciał, by widz faktycznie odczuł chociaż dyskomfort podczas tej jednej konkretnej sceny, to albo mu się coś poje*bało i nie wyszło, albo nie miał wizji do końca, jak to ma wyglądać i nakręcił to na przysłowiowy "odp*ierdol", albo od samego początku chciał tu wcisnąć kuriozalną formę, żeby widz podczas seansu "miał polewkę", ale tylko dlatego, że taki był jego zamiar (w co wątpię).
Jak widzisz gatunki kinowe są skonstruowane tak, żeby wywoływać u widza pewne stany i dlatego stosują pewne triki, które są "przypisane" specyfice owych gatunków. Najprostszą metodą wywołania konkretnej reakcji widza w horrorach są jumpscenki, ale istnieją też bardziej wyrafinowane sposoby na to, by wprowadzić widza w niepokój, konsternację czy nawet żeby czuł się zdołowany psychicznie po seansie jeszcze przez jakąś chwilkę. Po "Hereditary" wiem, że Aster nie ucieka się do jumpscenek i stara się raczej epatować klimatem, ale w "Midsommarze" po prostu go nie ma. A brak go właśnie, bo bohaterowie postępują jak skończeni kretyni. Z tym Markiem może faktycznie przesadziłem, bo on chyba rzeczywiście nie był "badaczem" i - niech już będzie - mógł nie wiedzieć, że istnieje coś takiego, jak dzień/noc polarna, ale nie rób z tych dwóch pozostałych miglanców naukowców, którzy - jak wybitni chemicy, biolodzy czy tam jeszcze ktoś inny - postanawiają poświęcić się "dla dobra nauki". Różnica tu jest taka, że mając świadomość całej tej dziwacznej otoczki sekty i składania ofiar z ludzi nawet przez chwilę nie przeszła im myśl, że mogą być następni i "nic tu po ich badaniach". Już pal licho tych zaginionych Anglików - mogli łyknąć bajeczkę sekciarzy, że ich "odwieźli" na stację, ale już fakt ignorowania tego, ze każdy z ich paczki ginie po kolei i nikogo z pozostałych to nie rusza, zakrawa na kpinę, bo nawet jak samemu jedziesz gdzieś w obcy teren z kimś znajomym, to jeśli zgubisz taką osobę, to starasz się chociaż do niej zadzwonić i spytać co się dzieje.

Osią horrorów zawsze jest historia i podtrzymuję to, co napisałem wcześniej - jeśli film nie sprzedaje naprawdę solidnej fabuły z wyrazistymi bohaterami, to choćby nie wiem jak "cudne" nie byłyby inne detale w nim zawarte, film pozostanie gówienkiem. "Midsommar" niestety takim właśnie gówienkiem jest i mam nadzieję, że był tylko "wypadkiem" przy pracy Astera.

ocenił(a) film na 9
drill90

Zabawa konwencją istnieje od dawna. W zasadzie trudno wymyślić coś nowego, więc te triki o których piszesz nie się żelazną regułą kręcenia dzieła filmowego (ani pisarstwa, ani sztuk plastycznych, ani gier wideo). Rozumiem, że nie lubisz "grzebania" w określonych mechanikach, ale nie uzurpuj sobie prawa wyznaczania twórcą co mogą a czego nie. Nie podoba Ci się to, spoko, ale i twórca i inni użytkownicy mają prawo do własnego zdania w tej kwestii. Widzisz, kiedyś był taki gatunek jak dramat. Ktoś wstawił tam kilka gagów i powstał komediodramat. Jest taki gatunek jak fantastyka. ktoś do tych wszystkich elfów, krasnoludów i trolli dodał steampunk i już mamy ciekawy miks gatunkowy.

Aster Midsommarem poszedł trochę dalej (jednocześnie mocno tkwiąc w gatunkowych szablonach - grupa "tępych" amerykańskich nastolatków wykańczanych jeden po drugim) i dlatego wiele osób widzi w tym filmie nawet nowy gatunek (czy raczej podgatunek horroru). Jest już nawet taki temat na forum, ja z kolei miałem takie same odczucia - dziwny miks psychodelii ze skrajnie naturalizmem, obskurantyzmem wręcz (owa scena seksu).

Co do zachowania bohaterów już wyraziłem swoje zdanie - moim zdaniem jest całkowicie sensowne i zrozumiałe. To, że społeczność dokonywała rytualnych samobójstw nie było niczym niezwykłym czy przerażającym dla ludzi, którzy zęby zjedli na tego typu zagadnieniach. Natomiast świadomość faktu, że taka społeczność istnieje musiała wywrzeć silną motywację na dwójce studentów dla których był to "temat życia". Szybkie tempo wydarzeń, manipulacje sekty - to wszystko tłumaczy ich naiwność. A skupiając się na tej dwójce, niektórzy zapominają o innych "gościach", którzy przecież wyraźnie czuli niepokój i stan zagrożenia.

ocenił(a) film na 9
awesta

Wybacz za błędy, kliknąłem "wyślij" przed edycją

ocenił(a) film na 9
drill90

I jeszcze jedno mi wypadło. Jest taki lud Kombai na Nowej Gwinei. jest to lud kanibalistyczny. Żeby się do niego dostać, trzeba przejść gęsto ostępy leśne i trudno dostępne szlaki górskie. A jednak znaleźli się antropolodzy którzy zbadali i opisali to plemię (przebywając z nim jakiś czas). W XVI wieku Hiszpanie tez przebywali z ludożerczymi Karaibami czy Aztekami i niekoniecznie byli zjadani. To jest to o czym już wcześniej wspominałem - wyobrażenie "kanapowego" pokolenia na pewne tematy a rzeczywistość (albo próba przedstawienia takiej teoretycznej społeczności, która Asterowi wyszła właśnie świetnie)

awesta

Hiszpanie przede wszystkim, gdy podbijali Meksyk, dysponowali bronią palną, a po drugie tak - byli zjadani czy tam ofiarowywani bogom Azteków. Wygoogluj sobie "Tragiczna noc 1520" czy coś takiego (to jedna z większych klęsk konkwistadorów).

James Cook też raczej walczył niż dał się prowadzić niczym baran na śmierć, ale tam okoliczności były trochę inne. Współczesny przykład - Sentinel Północny, gdzie tubylcy nie chcą utrzymywać kontaktu ze światem zewnętrznym (każda próba może zakończyć się źle dla przybyszów).

Poza tym to, że pewni odkrywcy jednak nie ginęli, było związane z tym, że najwidoczniej plemiona jednak nie decydowały się ich zabić, bo same były ciekawe "kto to zacz", zwłaszcza jeśli ani jedna, ani druga strona nie miały wobec siebie złych zamiarów na starcie (dobra, ale odbiegam już za bardzo od tematu).

W "Midsommarze" z początku też tak jest, ale kiedy zostaje już przekroczony ten "magiczny punkt", film robi się irracjonalny i tyle. Wybacz, ale na pewno gdybyś był badaczem jakiejś lokalnej społeczności i dowiedział się, że używają ludzkich ofiar w swoich rytuałach i że potencjalnie jesteś na ich celowniku, to zamiast pisać pracę doktorską na ich temat i czekając na swoją kolej, spie*rdalałbyś od nich jak najszybciej. Po prostu instynkt przetrwania daje o sobie znać w krytycznych momentach. No chyba że jest się samobójcą i tak naprawdę wtedy wszystko jedno, jaką śmiercią przyjdzie umierać, ale zakładam że bohaterowie from USA raczej nimi nie byli.

ocenił(a) film na 9
drill90

Ależ strzeliłeś sobie w stopę tym ostatnim wpisem.
Przede wszystkim – nie wrzucaj w konwersację pierwszych lepszych wpisów z internetu, żeby podbudować wartość merytoryczną wypowiedzi. Owa „Smutna noc” którą przytaczasz w wypowiedzi to tak naprawdę następstwo działań Hiszpanów w Meksyku w ciągu kilku wcześniejszych miesięcy. Między innymi przerwaniu przez Europejczyków jakiegoś pogańskiego kultu połączonego ze składaniem ofiar z ludzi. I nie, nie Hiszpanie – przebywający notabene już kilka miesięcy w Tenochtitlan – mieli być tymi ofiarami.
Smutna noc to pierwszy bunt natywnej ludności przeciw europejskim najeźdźcom. Także nie wypalił Ci ten argument kolego.
Nie mam dostępu teraz do swojej biblioteki domowej, ale w ciemno mogę Cię nakierować na książki pana Tomickiego i Warszewskiego z serii historyczne bitwy. Znajdziesz tam fragmenty, gdzie za źródłami autorzy podają przykłady kiedy Europejczycy zamieszkiwali z miejscową ludnością. Lepiej znane jest mi lokalne, słowiańskie zagadnienie składania ofiar z ludzi. O takich ofiarach (często masowych) wspominają kronikarze- Thietmar, Helmold, czy Adam z Bremy. Ci sami autorzy wspominają też o chrześcijanach mieszkających w Radogoszczy (centrum kultu Wieletów). Na pewno było ich więcej . I na pewno zdawali sobie sprawę (a może nawet byli świadkami) z krwawych ofiar. I nie oznaczało to, że sami musieli obawiać się o swoje życie (no, chyba, że sytuacja polityczna na linii Niemcy-Słowianie uległa zaostrzeniu)
Laikom wydaje się, że poganin składający ofiary z ludzi to prymitywny dzikus, który pała rządzą krwi do wszystkiego co się rusza. To nie prawda, każda ofiara miała jakieś swoje uzasadnienie rytualne. Składano w ofierze konkretną liczbą osób, konkretną płeć i zapewne konkretnych ludzi – z konkretnego rodu, urodzonych w konkretnej fazie księżyca itd. Obcy który przyjeżdżał do danej społeczności raczej nie musiał się niczego obawiać. Choć np. jeśli chodzi o Słowian, to składano ofiary przede wszystkim z chrześcijan. Ale znów – NIE wszystkich. Głównie z jeńców wojennych, schwytanego rycerstwa niemieckiego. Nie wgłębiając się w niuanse pogańskiej teologii – chodziło zapewne o złożenie w ofierze bogom jakiejś siły witalnej, dusz wrogów itp. Podobnie czynili Aztekowie z Hiszpanami.
Ludność Sentinelu, o którym tez wspomniałeś, to też zupełnie inna bajka. Mówimy o społeczności liczącej kilkaset osób, które po prostu w swej hermetycznej komunie odcina się od świata. To ostatnie zabójstwo misjonarza nie miało żadnego wymiaru religijnego. Nie twórz tak ogólnych skrótów myślowych.

awesta

Czym niby strzeliłem sobie w stopę??? Walka o przetrwanie to dla Ciebie skrót myślowy??? Czyli rozumiem, że Ty gdybyś był badaczem takich ludów i miał świadomość bycia "w kolejce" cierpliwie byś czekał? :) No to gratuluję... Offtopujemy za bardzo i ok, masz lepsze wiadomości niż ja w materii kwestii historycznych, bo to co podałem, wygooglowalem faktycznie po części na szybko. Składający ludzkie ofiary to dzikus? Z perspektywy ich ofiar na pewno tak, bo nikt raczej nie chciałby być w ich szeregu,ale najwidoczniej są wyjątki. Film w każdym razie ma z horrorem tyle samo wspólnego co Austria z Australią i bez względu na to, jakich by tam obrzędów nie przedstawiono (powtarzam to już któryś raz : ) ) Gdy bohaterowie i fabuła ssie, cała reszta nie ma znaczenia.. "Midsommar" jest właśnie opakowany w taką formę i to czyni go słabym kinem w ogóle. 

ocenił(a) film na 8
awesta

Bo ten film jest autentycznie zabawny, nie dziwię się że reżyser nazwał go czarną komedią, umieścił tam sporo scen w oczywisty sposób obliczonych na wywołanie śmiechu u widza. I o tyle o ile, problematyka jest całkiem poważna i elegancko podana to sama fabuła jest tak groteskowa, że trudno ją brać na poważnie. Zresztą w mojej ocenie, wszystkie wydarzenia do samego końca to nie rzeczywistość tylko efekt tripu po zażyciu LSD na tej łące.

ocenił(a) film na 8
awesta

Śmiejący się ludzie mnie aż tak nie bulwersują, bo śmiech jest jedną z naturalnych reakcji na absurd, którego wspomniana scena zawierała sporą garść. Zresztą wydaje mi się, że chichot nie jest świadectwem niezrozumienia intencji autora, co wydaje mi się sugerować post.
Tym niemniej nie wydaje mi się, by temu filmowi w ogóle służyła sala kinowa.

ocenił(a) film na 6
awesta

Ja nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem, kiedy kandydatów na żywe ofiary losowała maszyna niczym z losowania toto-lotka.

awesta

Dużo mądrych rzeczy powiedziałeś, ja mogę powiedzieć, co mnie śmieszyło i było to zupełnie coś innego, a mianowicie przerysowanie postaci Christiana i Marka. Oni byli jak z powieści pozytywistycznej - odrażający, brudni, źli. Nic w nich nie było dobrego. I ta słaba konstrukcja mnie smieszyła. A z całą resztą się zgadzam. Ogolone paszki i farbowane włosy w postapo są przezabawne.














ocenił(a) film na 4
awesta

Ciężko się w to zaangażować, bo sytuacyjnie wydarzenia w filmie wydają się całkowicie absurdalne. Mam wrażenie, że ta produkcja cierpi dokładnie na to samo, co Hereditary (swoją drogą nie wiem czy zauważyłeś ogromną wręcz zbieżność tematyczną obu filmów), czyli na niemożność powstrzymania się przed popuszczeniem. Pięknie budowana historia i otoczka niepokoju, czającego się gdzieś za rogiem jest dramatycznie kiczowato przerwana przez zwrot akcji, bo reżyser przypomniał sobie że jednak chciał robić horror. Oj, jeszcze dłuuuga droga przed naprawdę dobrze napisanymi scenariuszami. Przynajmniej miejmy taką nadzieję...

ocenił(a) film na 2
awesta

Oczywiście, że nie problemem jest to czy jest to horrror, thiller czy komedia, tylko, że wychodząc ze schematu twórcy totalnie się pogubili. Film odbieram jako artystyczny bełkot. Wydmuszkę. Jeden z najgorszych filmów, które pretendują do tzw. artystycznego kina jakie w życiu widziałem. Dla mnie porażka co najmniej dekady.

ocenił(a) film na 8
awesta

Ja się nie śmiałem. A że postacie kukiełkowe? A jak niby przeciętni ludzie w tym wieku się zachowują? Właśnie tak. Sam film przerażający. Genialny pomysł z tym jasnym rozświetlonym klimatem zdjęć.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones