robił na mnie ogromne wrażenie w odległej o kilkanaście lat przeszłości, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem. Był to bez wątpienia pierwszy tak stary film, który obejrzałem w młodym wieku nie licząc może "Czarnoksiężnika z Oz" z późnych lat 30. Pamiętam, że siedziałem na krawędzi fotela absolutnie zahipnotyzowany, pełen napięcia, z pełnym zaangażowaniem i atencją śledziłem rozwój przedstawionej w nim historii. Chłonąłem każdy dialog, podziwiałem każdego aktora (głównie G. Pecka, ale każdy zagrał przekonująco), bacznie obserwowałem każdą scenę wiedząc, że zmierza ona ku dramatycznej, trudnej do wyobrażenia i epickiej kulminacji. Prawdziwa magia kina. Teraz po latach oczywiście wrażenie to, podobnie jak pamięć uległy niewątpliwemu zatarciu i nie odczuwam tak intensywnych emocji ani nie podchodzę doń z aż tak wielkim szacunkiem. Niemniej jest to bardzo ważne doświadczenie, udowadniające, że dzieci jednak mogą postrzegać świat zupełnie inaczej i o wiele poważniej niż niekiedy dorośli lub osoby starsze. Podobnie jak wiedza o tym, że z biegiem lat wrażliwość odbiorcy wobec poznanych dzieł rośnie, udowadniając ich ponadczasową wartość, podczas gdy inne po prostu przechodzą próbę czasu inaczej.