Gus Van Sant w swej szczytowej formie!!! (nie widziałem jego "Mala Noche"- dzieła należącego do nurtu niezależnego kina gejowskiego, więc trudno mi ocenić, czy reżyser wykonał jakikolwiek krok na przód, jeżeli chodzi o tzw "inne kino"). Scena, w której Mike (River Phoenix) wyznaje Scot'owi (Keanu Reeves) swą miłość gdzieś na pustkowiu przy płonącym ognisku jest przewspaniała i tak prawdziwa, że nie sposób się wzruszyć. Zdecydowanie jest to najlepszy fragment filmu. Zachwyca też sposób sfilmowania aktu seksualnego Mike'a, Scota oraz... Niemca o imieniu Hans (Udo Kier- znany z filmów... Larsa von Triera), polegający na ukazaniu nieruchomego trójkąta tychże postaci w konkretnej pozycji... Na oklaski zasługuje przede wszystkim River Phoenix, który wykonał prawdziwy majstersztyk gry aktorskiej (a o jego przecudnej urodzie nie muszę chyba wspominać... mniam... mniam... :-) Tak zagrać geja to prawdziwa sztuka. (chociaż 100% gejem do końca Mike nie jest, o czym świadczy sprzedawanie swego ciała bogatym paniusiom z Seatle, Idaho czy Portland).
Mimo produkcji amerykańskiej film stroni od powszechnej hollywoodczyzny; mamy w zamian wspaniałe wysmakowane wizualnie dzieło filmowe. Reasumując: prawdziwa uczta dla wielbicieli dobrego kina. Naprawdę warto obejrzeć!!!