1. Avengers
2. Amazing Spider-Man
3. Dark Knight Rises
Na początku chciałbym powiedzieć, że nie jest to zły film. Wręcz przeciwnie: dużo wartkiej akcji, nieco zabawnych scen, trochę ciekawych pomysłów. Problem leży jednak w reżyserii. Nolan podjął się zrobienia ambitnego dzieła, co kłóci się z obrazem: niemal w każdej scenie coś nie gra. Albo widzowie są uraczani bełkotem pseudofilozoficznym (strach potrzebny do wydostania się z wiezięnia), durnymi kwestiami ("jesteś czystym złem!" powiedział facet trzymany za gardło przez Bane), brakiem realizmu (Robin pozwał Batmana w Bruce'ie po oczach). Niestety w końcowych scenach nie ma już nawet ambitnych pomysłów, tylko przedramatyzowane fragmenty - pogoń za bombą, otwarty atak glin na bandytów z bronią (aż brakuje melodii z Akademii Policyjnej), a rozwiązanie konfliktu to motyw z tandetnego kina sensacyjnego. Nie chce, aby ktoś myślał, że uważam ten film za chaos, ale wygląda tak jakby Nolan nie do końca wiedział co chciał stworzyć. Takie połączenie Spider-mana Raimiego i Batmana Początek.
Sami aktorzy zagrali poprawnie swoje rolę . Jedynie da się wyróżnić Toma Hardy'ego i Michaele Caine'a. Reszcie na więcej nie pozwolił scenariusz. Muzyka to Zimmer z każdego innego filmu - żadnych perełek.
Podsumowanie dla osób, którzy dopiero wybierają się do kin. Nie spodziewajcie się klimatu Mrocznego Rycerza oraz nie zadawajcie sobie pytań "dlaczego?". Wtedy film będzie miłym umilaczem czasu.
Najlepsze, że kilka godzin wcześniej oglądałem Amazing Spider-man i bardziej mi się spodobał. Nie jest on efektowny, ale twórcy dokładnie przemyśleli koncepcje (pomijając tą akcję z dzwigami). Nie ma zgrzytów w fabule, wszystko jest wytłumaczone. Największym atutem jest aktorstwo. Postacie zapadają w pamięci, w przeciwieństwie do najnowszego Batmana. Bardzo przyjemna opowieść w stylu komiksowego Ultimate Spider-man.
Prawdziwym zwycięzcą został Avengers. Materiał był trudny (tuzin bohaterów do ukazania), a jednak twórcy z niego wybrnęli. Perfekcyjnie rozłożono akcję na 2 godziny, a każde z postaci dostało swoje 5 minut. Doskonałe przełożenie klimatu komiksu na film tak, aby nie czuć zażenowania. Najlepsze, że scena z Iron-manem na końcu jest bardzo podobna do tego, co przedstawił Nolan, a co śmieszniejsze jest bardziej wiarygodna przez swoją subtelność (w Mrocznych Rycerzu powstaje przedramatyzowano końcówkę).
to nie fanbojstwo bo porównywanie dajmy na to takiego Green Lantern a TDKR to już nie jest nawet głupota
Można, bo każdy film ma coś takiego jak scenariusz, reżyserię, aktorów, muzykę czy efekty. Trzy filmy mają też podobną genezę .
A tak nawiasem Green Lantern jest gorszy od TDKR. Batman przynajmniej miał ciekawe koncepcje (choć nie wypaliły, bo jak mówiłem, Nolan nie wiedział, czy woli zwykłe kino sensacyjne, czy film psychologiczno-filozoficzny). Zieloną Latarnię zredukowano do zwykłego kina efekciarskiego, a nawet pod tym względem nie wypalił :D
A wiesz, że nawet nie wiedziałem, że istnieje (pierwsza ekranizacja nie przypadła mi do gustu). Ale wielkie dzięki - z chęcią nadrobię :)
No cóż ... Jak dla mnie dwójka to czysty kicz , ale warto się samemu zapoznać i ocenić :)
zgadzam się w 100%, ale nawet podając całe masy logicznych i sensownych argumentów fanboyostwa nie przekonasz. A teksty niektórych mistrzów, że "TDKR i Avengers to nie ta sama liga, bo Nolan robi ambytne kino" są po prostu śmieszne.Gdzie tu głębia? w drętwych i po prostu kretyńskich dialogach? (wspomniane "jesteś czystym złem" " jestem złem koniecznym") No błaaagam . . .
Avengersi mnie nie powalili, ale robiąc ranking najlepszych filmów superbohaterskich tego roku musiałbym zrobić niestety taką samą listę jak SS_93. A szkoda, bo na gacka bardzo liczyłem. To chyba wina napompowanej kampanii marketingowej.
Szczerze mówiąc, to porównanie Avengers do The Dark Knight Rises jest dla mnie zrozumiałe, bo jakby nie patrzeć dwie największe ekranizacje komiksów sezonu. Ale mimo że jest dla mnie zrozumiałe, to jednak trochę nie pasujące. Na oba filmy patrzy się inaczej, Avengers - czysta rozrywka nie skomplikowana, głównie polegała na akcji i rozwojowi głównych bohaterów. The Dark Knight Rises - rozwój postaci, w jakiś sposób mówiło o psychologii człowieka, wierze w siebie itp. oraz oczywiście w mniejszym stopniu chodziło o dobrą akcję. Porównywać te filmy jest, jak ktoś już dobrze zauważył to jak porównywać Freddy'ego Kruegera do Hannibala Lectera - oba są świetne ale różnią się od siebie diametralnie.
Z tym, że Lecter to doskonała , rewelacyjnie zagrana przez Hopkinsa postać. DKR doskonałym filmem niestety nie jest. Nolan skupił się na rozwoju postaci i psychologii, co dobrze wyszło w Mrocznym Rycerzu, ale w jego sequelu sprawdziło się co najwyżej miernie. Akcja na najwyższym poziomie. Efekty specjalne i walki Bane'a z Gackiem mi się podobały, ale chyba nie o to chodziło reżyserowi, który wypośrodkował film między nawalanką, a dramatem psychologicznym. Scenariusz mi się nie podobał, głównie z powodu kretyńskich dialogów, choć sam pomysł niezły SPOILER (Gotham odcięte od świata, rządzone przez Bane'a). Do tego dochodzi oczywista naiwność rozwiązań SPOILER 2 (Więzienie, z którego uciekło TYLKO dziecko).
Nie zgadzam się z niczym co napisałeś.
Zaczynając od klasyfikacji tegorocznych filmów o superbohaterach, moja jest następująca:
1. Mroczny Rycerz Powstaje
2. Avengers
3. Amazing Spider-Man
W tym miejscu pragnę nadmienić, że powyższa kwalifikacja ma charakter jedynie poglądowy - uważam, że Nolanowskiego Batmana oddzielają lata świetlne od ekranizacji komiksów Marvela. Nie zgadzam się także z tymi, którzy nie chcą porównywać ze sobą filmów tego gatunku, mówiąc że TDKR to zupełnie inna konwencja niż Avengers. Taka operacja myślowa jest możliwa i pożądana, ponieważ nie porówujemy nowej kanapki z Burger Kinga do dramatów Szekspira, tylko różne FILMY o SUPERBOHATERACH między sobą. Oszczędźcie Salomonowych mądrości w stylu - każdy lubi co mu się podoba. Każdy ma prawo do opinii, ale niektóre opinie są po prostu błędne. Jak Twoja.
Pomijając typowy dupochron od którego zacząłeś - "to nie był zły film" - chociaż nagłówek Twojego tematu i to co piszesz dalej sugeruje co innego, postaram się odnieść do podniesionych przez Ciebie argumentów.
1. Bełkot pseudofilozoficzny. Serio? Pisząc coś takiego kreujesz się na sofistycznego hipstera, który WIE co to PRAWDZIWA filozofia i interesował się nią zanim Nolan był fajny. Otóż nie jestem filozofem, ale z tego co mnie uczono filozofia jest pojęciem pierwotnym (niedefiniowalnym), a prawo do filozoficznych wynurzeń miał zarówno Leszek Kołakowski, jak i menel spod budki z piwem. Tym bardziej nie odbierałbym tego prawa Nolanowi, który jest bystrym obserwatorem rzeczywistości, a w swoich filmach odnosi się do wielu aspektów współczesnej kultury, nie tylko filozofii, ale także socjologii, prawa czy psychologii. Oczywistą kwestią jest wprowadzenie uproszczeń, które trafią do masowego widza, i pobudzą jego umysł do refleksji. W żaden sposób nie umniejsza to wartości filmu. Jeśli wolałeś obejrzeć wykład akademicki na temat ewolucji imperatywu kategorycznego Kanta, to chyba pomyliłeś miejsca.
2. "durne kwestie" - jest to znamię ocenne i po raz kolejny moja ocena różni się od Twojej. Kwestia "jesteś czystym złem" wcale nie jest durna, wpasowuje się w historię i kontekst sytuacji. Dużo więcej linijek scenariusza, które można określić jako ang. "corny" pada w Avengers i Spider-Manie. Np. rozmowa Gwen z ojcem o kakao (wtf).
3. "Brak realizmu". Twój strzał w kolano. Muszę Cię rozczarować, Batman, Spider-Man i Avengersi nie istnieją. Nolanowski świat Batmana nie jest realistyczny, jest jedynie urealniony, dzięki temu, że reżyser świadomie zrezygnował z niektórych aspektów pojawiających się w komiksach, stworzył iluzję rzeczywistości. Czołgi nie jeżdżą po dachach kościołów, wielkie mikrofalówki wyparowujące wodę z kanałów nie istnieją, a Batman przy lądowaniu po skoku z dachu połamałby sobie nogi. Pojawia się u mnie wątpliwość czym dla Ciebie jest "realizm", skoro uznałeś że Avengers i Amazing Spider Man są lepsze od Batmana, a zatem tej wady - braku realizmu, w nich nie ma. Nordyccy bogowie walczący na szczycie wieżowca, inwazja obcych czy wielki zielony jaszczur są dla Ciebie bardziej realne niż terrorysta grożący miastu bombą atomową? Ciekawe.
4. "W końcowych scenach nie ma już nawet ambitnych pomysłów" - czyli jednak pośrednio przyznajesz, że film jest ambitny. Son, you've got a condition. Zdecyduj się. Nolan dokładnie wiedział co chciał zrobić, prowadził historię w konsekwentny sposób, przedstawił cały łańcuch przyczynowo-skutkowy w sposób, który (pamiętamy co pisałem o realizmie?) można łyknąć mając z tyłu głowy co to za film (zakończenie nie tylko 3. części ale całej TRYLOGII). Scena z atakiem policjantów na ludzi Bane'a może się nam wydawać nieco cukierkowa, ale gwarantuję Ci, że gdybyś był Amerykaninem Twój odbiór tego obrazka byłby zupełnie inny. Po 9/11 policjanci walczący z terrorystami to jest dla Amerykanów topos jak dla nas husaria pod Wiedniem. Mając na uwadze, że ten film był kręcony za DOLARY dla AMERYKANÓW i o AMERYKANACH scena na bitwy na Wall Street jest znakomita, bo budzi odpowiednie emocje w odpowiednim czasie.
1. Wolałbym, aby nie było tej filozofii wcale (film bylby czysto rozrywkowy), albo poparty dowodami: przykro mi, ale teoria, że "strach sprawi, że nagle zaczniesz stawiać góry" to idea rodem z kiepskiego kina klasy B.
2. A jaki to kontekst? Kto normalny krzyczy przed swoją śmiercią do oprycha taki kawałek? To niby jakaś metafora? Chyba nie, bo z końca filmu okazuje się, że Bane robi to z miłości. Czyli co? Miłość to czysto zło? W tym wypadku to nie jest już durne, to bardzo głupie.
Taki tekst pasowałby, ale w 2 części. Coś takiego bardziej by naturalnie brzmiało, gdyby dotyczyło szaleństwa Jokera (jak Alfred zauważył: zabija bo sprawia mu to przyjemność, nie kieruje pieniędzmy, czy skomplikowaną ideologią).
3. Chodziło mi w tym wypadku o bezsens fabularny. Dlaczego Robin wiedział, że Bruce to Batman. Po twarzy sieroty? To jakiś nonsens. Ja w tym momencie po prostu w kinie zacząłem się głośno śmiać :D
4. Miała ambitne sceny, zmarnotrawione przez pseudofilozofię i zwroty akcji. Bane był bardzo ciekawą postacią, ale jego cały potencjał został zdegradowany na końcu. Inna rzecz: "Skręcenie karku" - inna dobry kierunek, zmarnotrafiowy przez słaby motyw: "nie poddam się!". Dlatego mówię, że film nie jest zły, tylko taki średniak.
Co do szturmu policjantów to jest właśnie problem fanbojów tego filmu - jest właśnie dorabianie ideologii do scen. A nawet jeśli... to strasznie głupi. W Spider-manach Raimiego też były takie pomysły - amerykańskie flagi. Zwykły amerykański patos.
Trudno mi się do tego odnieść bo pleciesz trzy po trzy. Film poparty dowodami? WTF? Twoje skróty myślowe to bełkot - miłość - czyste zło. Człowieku o czym ty piszesz. Nie odniosłeś się do żadnego z moich argumentów w rzeczowy sposób, tylko powielasz to swoje gaworzenie.
Nie film, tylko filozofia. Motyw ze strachem jest strasznie miałki.
"Twoje skróty myślowe to bełkot - miłość - czyste zło. Człowieku o czym ty piszesz. "
Ja tylko próbuje wytłumaczyć idiotyczną kwestię ;) Bo wcale nie "wpasowuje się w historię i kontekst sytuacji".
5. Muzyka to Zimmer - żadnych perełek. Idź pan w ch. Widziałeś na pewno tego Spider-Mana? To przypomnij sobie scenę jak Gwen ukrywa się w szafie przed Jaszczurem będąc w laboratorium Oscorp. Jak usłyszałem te klastry zagrane na pianinie jak w horrorze klasy B z lat 80-tych to zacząłem się śmiać w kinie. Uważam, że ścieżka dźwiękowa do TDKR to mistrzostwo, szanowna publiczność po prostu przyzwyczaiła się do wysokiego poziomu muzyki Zimmera i nie docenia jej tak powinna być doceniona. Dobrze, że mamy takie gówniane soundtracki jak ten z Amazing Spider-Man, to otwiera oczy i uszy.
co sie uczepiles tak tego pajaka?
zupelnie inne podejscie do ekranizacji wiec po cholere te wywyzszanie tdkr
Akurat w tym wypadku nie porównywałem tych filmów. Uważam, że obydwie produkcje mają marny soundtrack. Żadnych perełek.
6. Scenariusz nie ma większych dziur. Widzowie, zadawajcie pytania "dlaczego" i znajdziecie na nie odpowiedź, bo fabuła jest b. dobrze skonstruowana. Pewna licencia poetica oczywiście jest (jak to że Bruce po kilku miesiącach wrócił do maksymalnej formy i wyleczył kontuzję która powinna go posadzić na wózku), ale idąc na film o superbohaterze zgadzamy się na nią. Więcej sprzeczności ma Twój pościk.
Licencia poetica rodem z Avengers. Tylko, że ten nie udaje co chwilę filmu głębokiego, przez co jest bardziej sensowniejszy jako "bajka". Daje swobodne cieszenie się akcją, humorem.
7. Najlepsi aktorzy dla Ciebie to Caine (jest na ekranie może z 15 minut, czyli scenariusz pozwolił mu rozwinąć skrzydła) i Hardy (tu zgoda). Wszyscy aktorzy z głównej obsady zagrali rewelacyjnie (Freeman - dwuznaczny tekst o pokazaniu maszyny Mirandzie, Cottilard - wspaniała, zapomniałem że w filmie ma być Talia Al Ghul,
cottiliard to najwieksza porazka tego filmu.jej gre mozna porownac do urody obiektu westchnien gl bohaterow z tdk.
troche obiektywizmu,moglbys zdjac te klapki z oczu.
co do reszty obsady jak zwykle bdb ogromny plus dla anne za kreacje kotki.
I te 15 minut zagrał rewelacyjne. Naprawdę czuć, że kochał panicza Bruce'a, co innego gdyby uczestniczył w samotażu przez całe 2 godziny.
Recka Avengers : http://www.spectacularmovie.blogspot.com/2012/05/koko-koko-avengers-spoko-avenge rs.html
Recka TDKR : http://www.spectacularmovie.blogspot.com/2012/07/koniec-trylogii-dark-knight-ris es.html
Powiem tam. Avengers to tylko, TYLKO i wyłącznie akcja, rozpierducha i zabawne komentarze Downeya Jr. TDKR to film, który nie stawia tylko na akcję, ale ma w sobie również jakąś głębię i rozbudowane postacie. Co nie zmienia faktu, że końcówkę moim zdaniem spartaczyli;
"ma w sobie również jakąś głębię i rozbudowane postacie."
Dla mnie udawaną głębię. Jak pisałem nie wystarczy mroczna historia, masowa śmierć i kilka słabych "złotych myśli", abym uznał film za coś wielkiego. A rozbudowane mogłyby i być (Bane, Kot), gdyby nie ta nieszczęsna końcówka.
" TDKR to jednak wymaga czegoś więcej od widza, niż oglądania efektów specjalnych."
Wymaga lekceważenia pewnych treści filmów, które już nieraz wymieniłem w tym temacie. Gdyby postacie z Avengers zrobiono tak naszpikowaną farmazonami historię to uznano by go najgorszą ekranizacją 10 lat. Dark Knight zasłania się udawaniem czegoś więcej. Tak naprawdę film ratuje akcja.
JEDNAK Avengers lepiej ma poukładany materiał. To sztuka umieścić w jednym filmie tak różne postacie i pokazać współgranie między nimi. Dlatego to film superbohaterski roku moim zdaniem.
ASM ma mniej akcji (Jaszczur okazał się średnio ciekawym przeciwnikiem). Ma za to fenomenalne kreacje (Peter, Gwen, Ben, May) oraz komiksowy humor sytuacyjny Ulimate S-M. W zasadzie to nie film o superbohaterze, a historia o nastolatku, który po mału nim się stanie (zaczyna rozumieć co to jest wielka odpowiedzialność). Pomijając też dwa momenty z ostatnich 20 minut (dzwigi, śmierć Stace'ego), nie ma w nim wcale patosu. Reżyser nawet miał czelność zakpić ze widzów, znających starszą trylogię. Końcówka jest (prawie) taka sama jak u Raimiego - Peter chce trzymać się z dala od dziewczyny, którą kocha ;)
Avengers i Spider-man to świetne adaptacje komiksowe i dobrze możne się na nich bawić, ale tylko trylogia Batmana osiągnęła coś wyjątkowego: Nolan wziął materiał komiksowy i wyniósł go na zupełnie inny poziom, wyszedł z ram adaptacji komiksowej by stworzyć coś nowego
Ty jesteś chory człowieku. Jak możesz porównywać jakieś pieprzone bajeczki do tak ambitnego filmu?! NIe wierze że są tacy ludzie którzy stawiają Amazinga przed Batmanem