jednak rodzimy się źli? ;-)
"I might be tight up" - najlepszy tekst.
Najlepsza scena w kuchni - on nakłada dżem, ona proponuje mu mini-golfa i kolację na mieście. Stoją tyłem do siebie. Rewelacja :D
Czegoś jednak zabrakło w całym filmie... Właściwie wszystko było przejrzyste od początku do końca. I tylko czekało się, kiedy ich w końcu powystrzela.
W pełni się zgadzam, film nie wprost ale jednak podany w oczywisty sposób (tzn. poszatkowany). Jak dla mnie 6/10.
No, właściwie o to mi chodziło, że zło jest wrodzone... skłonność do zła, jeśli ktoś woli.
po prostu nie miał mu kto porządnie obić tego głupiego ryja, w pierdlu mu obili ryja i odbyt i jaki potulny się zrobił, już nie chciał nikogo zabijać..
Sorry ale ja uznałem, że to raczej kwestia wychowania, to dziecko zostało wychowane kompletnie bez uczuć, patologia jakaś...
a jak mozna miec uczucia do kogos kto ciagle robi ci na zlosc? nie mam dzieci ale jak ogladalam to ja osobiscie bym go chyba sprala na kwasne jablko... wrecz wewnetrznie sie gotowalam. Wyznaje takze polityke, ze o wszystkim trzeba rozmawiac. Jak mozna nie powiedziec mezowi, ze dziecko jest zlosliwe oraz zachowuje sie jak inna osoba gdy jego nie ma w poblizu?? nie rozumiem... na dodatek w momecie kiedy robi krzywde, trwala krzywde!!! drugiemu - normalnemu dziecku? Ona dalej milczy!!! Film dobry, smutny, pokazujacy matczyna milosc. Nie ma tu patologii, chyba ze mamy na mysli Kevina. Ona jest jedynie wykonczona psychicznie przez sytuacje, ktora ma miejsce w domu... i tak trzymala sie swietnie, Gdybym ja byla bohaterka tego filmu raczej skonczyloby sie jak z mama Madzi. Sorry za ten komentarz ;-)
btw dalam 8, ale zastanawialam sie nad 7.
on mial z reszta jakis ewidentny problem ze swoja matka od samego poczatku :-/ starala sie przeciez. Wychodzila z nim na spacery, chodzila po lekarzach, rzucala pilke ktorej nie chcial odrzucic, starala sie. Nie mozna jej nazwac patologia.
Chyba ktoś nie widział scen gdy miał pare lat - ta gra w odbijanie piłki, zero emocji, jakiegoś no nie wiem - przytulenia - to jakiś żal. Nie wiem z resztą, bo ten film mi się nie podobał, i jakoś nie szczególnie obchodzi mnie ta historia.
Zwracając uwagę na Twój gust filmowy, nie jestem zdziwiona, że ta historia Ciebie nie interesuje. Może powinieneś dobierać mniej refleksyjne kino i na jego temat się wypowiadać?
Filmy tego typu są bardzo w moim guście, ten wydawał się być po prostu idealnym, niestety - wydawał się.
W tym filmie praktycznie wszystko jest do kitu, nawet gra aktorska mi się nie spodobała. Fakt, to może być kwestia gustu, ale nie wydaje mi się, bo lubie filmy psychologiczne - tego filmu nie oglądałem sam, i bez urazy ale nie tylko mi się nie spodobał, co tylko utrzymuje mnie w moim przekonaniu.
Fakt, w połowie filmu zrobiło się nieco ciekawiej, wpadłem na teorie, że to może nie jest durny, przewidywalny film o pseudogenezie zła, i pomyślałem że straż, oraz policja podjechała pod tą szkołę, ponieważ matka zwariowała (od początku wydawała się być szalona, i pozbawiona emocji) niestety twórcy szybko przekonali mnie, bym nie myślał za dużo, bo nie ma nad czym się zastanawiać.
Wszystko jest do kitu? Wybacz, ale chyba troszkę przesadziłeś. Gra aktorska jest imponująca (i to nie tylko w mojej opinii), ciekawe ujęcia, muzyka, zawarte symbole. Może taki film lepiej by było samemu obejrzeć? Wtedy można bardziej się skupić i zwrócić uwagę na mniej widoczne elementy filmu.
Dobrze, może bez ogólników - czyja gra aktorska jest imponująca? I co dokładnie takiego imponującego w niej jest?
Jeśli chodzi o ujęcia, to nie będę na ten temat się wypowiadać - bo się po prostu nie znam.
Muzyka jest kwestią tylko i wyłącznie gustu, więc tutaj też nie ma sensu dyskutować, dla mnie była słaba, bo nie stworzyła odpowiedniego klimatu, tobie mogła się spodobać.
(aż pobiore sobie film, aby zobaczyć fragmenty, bo wczoraj wywaliłem z dysku dekodera)
Odnośnie symboliki - może tutaj jest jakiś myk - możesz napisać coś więcej?
I widziałem film po raz drugi, samemu - podobało mi się chyba tylko zakończenie (wreszcie pojawiły się uczucia)
Nie mam ochoty nikomu tłumaczyć filmu. Bo po to go człowiek ogląda by coś sam wywnioskować. Każdy może rozumieć go na swój sposób i symbole odczytywać tak jak je rozumie. Jednemu się podoba, drugiemu nie. Jeden coś zauważył, drugi nic ciekawego w nim nie znalazł. Taki jest urok tego kina. Trzeba czasem inaczej na niego spojrzeć.
Ezra Miller i Tilda Swinton świetnie zagrali. Ona podjęła się roli matki zupełnie odbiegającej od stereotypów. Genialnie ukazała swoje uczucia wobec syna. Z jednej strony go nienawidziła, z drugiej strony można było zauważyć, że jest opiekuńczą kobietą. Jej bohaterka przechodziła skrajne stany emocjonalne. Po prostu magnetyzująca rola. Z Ezrą było podobnie. Jego spojrzenie, odmienne zachowanie w stosunku do matki i do ojca. Zresztą co tu opisywać. Wystarczy patrzeć.
Moim zdaniem taka wesoła muzyka była świetnym pomysłem. Stanowiła kontrast do wydarzeń i uczuć bohaterów. Nie sprawiała ona, że film był bardziej łagodny, ale jeszcze bardziej potęgowała różnice między tym jak być powinno, a jak niestety jest.
Nikt nie pisał przecież, o opisywaniu filmu - chodziło i mi jedynie o rozwinięcie wypowiedzi.
W kwestii tytułowego " Kevina" - muszę się zgodzić, zagrał bardzo dobrze, jeśli chodzi jednak o matkę, to mam kilka zastrzeżeń...
"Swoje uczucia wobec syna" - wybacz, ale przytocze Ci fragment cytatu mojej siostry "Co za matka, jak tak można? Zamiast wziąc tego maluszka, przytulić pobawić się...." i tak było przez CAŁY FILM. Ta kobieta okazywała uczucia tylko w skrajnych sytuacjach - głównie płacz końcowy, i złamanie ręki własnemu dziecku. Miałem wrażenie, że jest w jakiejś ostatecznej fazie depresyjnej.
"z drugiej strony można było zauważyć, że jest opiekuńczą kobietą" - ja tego nie zauważyłem, i tak możesz mi przytoczyć, że przeczytała ksiązkę, bądź jednorazowo zaprosiła Kevina na jakże rozrywkowy golf. Dla mnie to nie opiekuńczość, tylko PATOLOGIA.
Miałem wrażenie, że oglądam chodzące marionetki (jedynie Mąż, i córka która się w niego wdała zachowywali się normalnie). W przypadku Kevina, to oczywiście plus - jeśli jednak chodzi o otoczenie to niezbyt - Ci ludzie przedstawieni byli nierealistycznie, i strasznie przerysowani.
Uczucia wobec syna, czyli nienawiść, niechęć, złość. Uczucie to nie tylko określenie miłości. Tilda w filmie ukazała nam się jako kobieta niepotrafiąca się odnaleźć w macierzyństwie. Z jednej strony pragnie znaleźć z nim kontakt (stąd te wypady na miasto itd.) ale widać, że go nie kocha. I o to mi chodzi. Wspaniale pokazała nam swoją niechęć do swego syna i zmęczenie życiem matki.
Nie można powiedzieć, że jest nieopiekuńcza. Może nie była wzorem matki ale czuła się zobowiązana do opieki nad dzieckiem. Nie kochała Kevina, nie potrafiła znaleźć w nim nic dobrego. W sumie nie ma co się dziwić, bo od początku chłopczyk sprawiał problemy. Eva zauważyła, że macierzyństwo to nic wspaniałego. Z niechęcią zajmowała się niegrzecznym synkiem, ale chciała by było mu dobrze. Gdy był chory, bardzo się tym przejęła. Kevin wtedy też potrzebował ciepła i bezpieczeństwa matki, więc zmienił chwilowo nastawienie do niej. Ona była tym uradowana, przytulała go. Pierwszy raz w życiu poczuła się jak prawdziwa matka, szczęśliwa matka, która jest kochana przez swoje dziecko.
Patologią jest fakt, że matka chciała w jakikolwiek sposób znaleźć wspólny język z synem?
Co ty byś zrobił na jej miejscu?
Ja tutaj mówiłem o wczesnej młodości Kevina, powiedz mi szczerze, jak można żywić niechęć do malutkiego dzieka - nie mówię tutaj o dzieku które ma 5 lat, i zaczyna rozumieć czym jest świat - mówie tutaj o scenach, gdy Kevin miał mniej lat - nieuzasadniona niechęć? Sorry nie kupuje tego.
Nie wiem też w którym momencie było pokazane, że chciała by 'mu było dobrze' - bo z filmu to nie wynika - tutaj jest jedynie pokazane, że po latach próbuje nawiązać z nim więź, i to strasznie nieudolnie (w durnym google znalazła by 1000 porad, i lepszych sposobów na to).
I jeszcze jedno - Kevin to socjopata co film dobitnie na każdym kroku pokazuje, więc nie - nie potrzebował żadnego ciepła, po prostu manipulował nią, dawał jej to czego ona chce - nie wiem, może to był 'test' - nie zastanawiałem się na tym, może jutro to zrobie.
Do dalszej części o tym, że ona jest uradowana się nie ustosunkuje - bo to wszystko wynika z odpowiedzi na pierwszą część tego co piszesz.
Pytasz mnie, co bym zrobił na jej miejscu - ja nie jestem w stanie nie nawidzić istoty, która nawet nie jest w stanie myśleć - mówię tutaj o malutkim kevinie - scena z piłką, i poprzedzające - a pomiędzy sceną, w której Kevin pokazał częściowo swoje oblicze, a sceną w której jego ręka 'się złamała' - po prostu zemścił bym się na nim (nie mówie tutaj o biciu).
PS. byłem postawiony w podobnych sytuacjach jeśli chodzi o dzieci, powiem nawet więcej - pewien ośmiolatek próbował mną manipulować, mogę Ci na priv jutro napisać, jeśli zaprosisz mnie do znajomych, bo tutaj niestety mam w znajomych ludzi z realnego życia, i nie chce tworzyć problemów przyjaciółce mojej matki.
PPS. chyba wiem skąd wysoka ocena filmu - to Ty go nie rozumiesz do końca...
Drogi użytkowniku nie możesz określać czy dany film rozumiem na podstawie oceny.
Dla ciebie Eva może być złą, nieuczuciową kobietą choć niekoniecznie musisz mieć rację.
Rzeczywiście, popełniła wiele błędów jako matka, ale od samych narodzin Kevina można było zauważyć, że chłopiec
sprawia problemy. Nie był taki jak większość dzieci. Inne wystarczyłoby trochę pobujać i już by zasnęły. On był inny.
Wyobraź sobie jak ona musiała się z tym czuć, że jej własny syn woli spędzać czas wyłącznie z ojcem. Ona przecież
bardziej przyłożyła się do jego wychowania, cały dzień się nim zajmowała. A on tak ignorował jej uczucia i grał na jej
nerwach. Potrafiłbyś kochać dziecko, które miało by Ciebie gdzieś, uważałoby Ciebie za nikogo? Potrafiłbyś czuć coś
do człowieka, który Ciebie kompletnie nie szanuje?
Eva nie mogła sobie z tym poradzić. Nie dość, że dla macierzyństwa musiała porzucić to
co dawało jej największą radość, czyli podróże, to jeszcze nie mogła poradzić sobie z niesfornym dzieciakiem.
Jej mąż miał wszystko gdzieś. Mógł sobie iść do pracy i zamknąć temat problemów rodzinnych. To ona cały dzień musiała
spędzać czas z Kevinem, który cały czas robił jej na złość. Dlaczego był taki zły? Skąd u niego wzięło się tak niekulturalne słownictwo?
Na pewno nie od Evy, bo od początku można było zauważyć, że jest dość ułożona.
Od każdej kobiety (drogi mężczyzno) wymaga się instynktu macierzyńskiego. Niestety nie każda potrafi poradzić sobie z takim ciężarem.
Szczególnie, że Kevin nie był zwykłym dzieckiem w odróżnieniu od siostry,która była jego przeciwieństwem.
Z córką Eva poradziła sobie o wiele lepiej. Była grzeczną i sympatyczną dziewczynką, która była jedynym szczęściem macierzyństwa bohaterki.
Zatem nie powinniśmy za wszystkow winić Evę. Miała naprawdę ciężko jako matka.
Ocena filmu zależy to od twoich przeżyć, osobowości, poglądów na świat.
Wysoka ocena niekoniecznie sugeruje, że mało wiem o życiu.
Nie tobie to oceniać.
Nie wiedziałam, że mój krótki komentarz przerodzi się w nierozwiązywalną dyskusję.
Każdy ma swoje zdanie, no cóż. Myślę jednak, że należałoby trochę uszanować moją opinię.
Ja w tym filmie znalazłam wspaniałą muzykę, bardzo intrygujące ujęcia kamery i tak jak wcześniej zaznaczyłam symbole.. W niektórych ujęciach można zauważyć podobieństwo Evy i Kevina. Przez niemalże cały film przeważa kolor czerwony, co mnie zastanawia. Być może oznacza on krew, czyli dowód zbrodni. Możliwe, że Eva przez retrospekcje szuka w sobie winy. Szuka błędów (dowodów) na złe wychowanie syna. Najważniejszym dla mnie elementem była sama historia, którą każdy widz może odebrać po swojemu. Dla Ciebie Eva jest winna temu, że jej syn stał się mordercą. Dla mnie jej wychowanie miało mniejsze znaczenie dla późniejszego rozwoju wydarzeń, ponieważ Kevin był trudnym dzieckiem.
Film jest bardzo współczesny. Jeżeli czasami oglądasz wiadomości to pewnie słyszysz o podobnych historiach, w których młody człowiek powybijał pół szkoły. Zastanawiamy się wtedy skąd biorą się tacy ludzie. Nasuwają się nam na myśl ich patologiczni rodzice. Czasami jednak rodzą się oni w normalnych domach, gdzie nikt nie uczy ich agresji i przemocy. Niestety często za zbrodnie dzieci przypłacają też rodzice (a najbardziej matki).
Nie mam ochoty już dłużej prowadzić tej bezcelowej dyskusji.
Każdy z nas ma inne zdanie. Nikt tu nikogo do niczego nie przekona.
Uparcie będziemy dążyli do swych racji, a to nie przyniesie rezultatów.
Do tej pory 0 konkretów. Nie bierzesz pod uwagę kim była matka przed porodem ani jak zareagowała na fakt pojawienia się dziecka w jej życiu. Depresja poporodowa to bardzo częste zjawisko wśród młodych matek (tego już chyba nie trzeba tłumaczyć). Poza tym, pierwsze dziecko zwykle przeciera szlaki, stąd szczera miłość matki do drugiego dziecka, w którym zresztą widziała ratunek i szanse na miłość zbudowaną na zdrowych relacjach.
PS Wcale nie chciałem jej bronić. Wydaje mi się jednak, że te założenia są istotne w interpretacji (choćby dlatego, aby wykluczyć zło absolutne - dzieci przecież nie rodzą się złe!).
Czego oczekujesz mówiąc, że nie wdziałeś jej opiekuńczości, że nakręcą dodatkowe 2 godziny filmu ze scenami jak się nim opiekuje? Film trwa 1.5h więc jak reżyser wrzuci 2-3 może 4 sceny coś ukazujące, to możemy założyć, że tak się działo przez całe jej życie.
"Lubię filmy psychologiczne"? Madagaskar i Kung Fu Panda? Najwyraźniej po prostu do takiego kina nie dorosłeś! Film jest bardzo dobry, gra aktorska wręcz modelowa, świetnie nielinearnie ułożony. Ale żeby to widzieć trzeba niestety trochę myśleć. A nawet więcej niż trochę
I jeszcze odnośnie mojego 'gustu' filmowego - w momencie gdy oceniałem film (2 miesiące temu) to mój gustomierz pokazywał ponad 70% dla tego filmu (fakt, w ciągu tych 2 miesięcy sporo ocen zmieniłem, bo robiłem porządki, ale tak czy inaczej gdy skasowałem ocenę na chwilę, to pojawiło się 61%).
Może i nie powinienem się gustomierzem sugerować, ale jakoś tak już jest, że wskazuje raczej filmy które mi się podobają, ten jak z resztą i kilka innych były wyjątkami potwierdzającymi regułę. (gustomierz mam od momentu wporwadzenia, i często go używam)
Oczekiwałem od tego filmu czegoś więcej - filmy psychologiczne są inne - ten wydaje się być zwykłym, nudnawym dramatem.
Nie wiedziałam, że moja krótka wypowiedź tak Ciebie oburzy, że Twoja ocena filmu spadnie aż do 5. Skoro "50 pierwszych randek" jest dla Ciebie arcydziełem, a ambitne kino mieszasz z błotem, to aż trudno mi było przejść obojętnie. Mam nadzieję, że następnym razem trafisz na coś bardziej ciekawego.
Oczywiście, że jest arcydziełem, to piękna i wzruszająca historia z moją ulubioną aktorką. Film wzbudził we mnie 1000 razy więcej emocji w jednej scenie, niż Musimy porozmawiać o Kevinie w ciągu całego seansu. W filmie 50 pierwszych randek nie widzę niczego co bym mógł zaznaczyć jako minus filmu.
Od poziomu gry aktorskiej, która jest conajmniej dobra, przez muzykę, fabułę, aż po zakończenie.
Tutaj jednak było inaczej - film się dłuży, niektóre sceny były niepotrzebne, cała historia nie jest zbyt ciekawa, i czuje się oszukanym - nie wiem czy przez filmweb, czy kogo - film miał być psychologiczny - o genezie zła - tak przynajmniej 'mówi' trailer... po prostu ten film jest dla mnie tylko i wyłącznie dramatem, a dramatów raczej nie lubie.
A twoja odpowiedź mnie nie oburzyła, raczej zaciekawiła - obniżyłem ocenę bo z nudów obejrzałem go po raz kolejny - padał deszcz calutki dzień, myślałem, że może czegoś w tym filmie nie zrozumiałem - jednak myliłem się, on jest po prostu słaby.
Ciekawe. Może po prostu każdy z nas lubi inne kino. Ja nie lubię ckliwych historyjek i amerykańskich komedii romantycznych. Ty możesz mieć inne zdanie. Nie rozumiem tylko jednego... Dlaczego "Musimy porozmawiać o Kevinie" był w Twoim guście? Obejrzane przez Ciebie filmy i oceny jakie im zaproponowałeś, nie wskazuje na zainteresowanie kinem takiego pokroju.
W każdym razie Ezra jest jednym z moich ulubionych aktorów. Będę go bronić, bo wiem, że zagrał dobrze ;) Ta rola wymagała od niego dużo wysiłku.
Zagranie w zwykłej komedii nie daje nam dużo możliwości do popisania się talentem aktorskim. Zagrać pozytywną postać to nic trudnego, gorzej jest z zniechęceniem do siebie widza.
Z tym ostatnim się nie zgodzę, bo zagranie w komedii wymaga od aktora bardzo wiele - role w komediach są nadwyraz niedoceniane, i trzeba włożyć ogrom wysiłku, aby ludzie oceniali Cie na równi z przeciętnym aktorem 'ambitniejszych' produkcji.
Takie niestety są realia, ludzie często dowartościowują się ambitnymi filmami - ten na szczęście do takich nie należy, chodź niektórym wydaje się, że jest inaczej.
I fakt - moje oceny na to nie wskazują, jednak filmy psychologiczne oceniam zwykle wysoko - bo w większości są na wysokim poziomie, średnia ocen bez kevina, i lotu nad kukułczym gniazdem w moim przypadku jest pomiędzy 8 a 9 - czyli bardzo wysoko.
Dodam jeszcze, że z filmów 'podobnych' bardzo podobał mi się czarny łabędź, który przez kilka miesięcy miał u mnie 10/10 (później dostrzegłem kilka wad)
Moimi ulubionymi postaciami są czarne charaktery, i osoby z głębią - nie lubie płaskich postaci, dla tego lubie chociażby Bena Linusa, z LOST - postać bardzo inteligentną, jednak rozchwianą. Lubie odcienie szarości, i tego oczekiwałem w tym filmie... niestety tutaj tego brakowało.
Zależy jakiej komedii. Większość komedii jest niestety na bardzo niskim poziomie. Mimo tego są też naprawdę wyśmienite filmy komediowe, które zalicza się do klasyki kina. Aby zagrać w typowej amerykańskiej komedii nie trzeba się zbytnio starać. Wystarczy po prostu otworzyć się przed kamerą ;) Niektórzy aktorzy grają w niemalże każdym filmie tak samo, np. taki Adam Sandler ;) W każdej produkcji jest po prostu sobą, nie wciela się w nikogo (przynajmniej ja mam takie wrażenie).
Prawie każdy psychologiczny film wymaga od aktora odpowiedniego przygotowania. Taki człowiek musi zagrać naprawdę wiernie, bo każdy fałsz zostanie wychwycony przez widzów.
Drogi użytkowniku.. Każdy lubi filmy takie, które go w jakiś sposób interesują . To, że ktoś wysoko oceni ambitny film nie znaczy, że chce się w ten sposób dowartościować. Po prostu takie kino mu się podoba, bardziej dociera do niego.
[SPOJLER]
Artemisku, po pierwsze film jest ekranizacją powieści, więc siłą rzeczy twórcy nie mogli dokleić mu na Twoje osobiste zawołanie innego zakończenia, żeby jedynie Tobie ten film się podobał.
Po drugie - mam doświadczenie w pracy z dziećmi, na dodatek jestem z wykształcenia pedagogiem specjalnym. Dzieci rodzą się różne - zazwyczaj ich zachowanie mieści się w szeroko pojętej normie i rzeczywiście w znacznym stopniu jest uzależnione od oddziaływań wychowawczych, ale bywają również wyjątki i ten film opowiada właśnie o takim wyjątku. Eva bardzo wcześnie zauważa, że z jej dzieckiem jest coś nie tak, ale nie otrzymuje wsparcia i pomocy, a jej mąż bierze ją za wariatkę. Ona sama również zapewne tak o sobie myślała - bo jak można twierdzić, że noworodek manipuluje dorosłymi? Przecież to absurdalne, a ona właśnie czuła się manipulowana przez własne dziecko. Nie była matką idealną, bo nie ma na świecie idealnych rodziców (choć bardzo chcielibyśmy tak o sobie myśleć). Popełniała wiele błędów, jak każdy, kto posiada dziecko. Ale nieustannie starała się zbliżyć do swojego syna i kochała go na swój sposób, zawsze żyła nadzieją, że jej rodzina zacznie żyć normalnie. Poświęcała Kevinowi dużo czasu, była żywo zainteresowana jego rozwojem. Wielokrotnie próbowała go przytulać (choć w filmie nie było to jakoś wyraźnie pokazane), ale on ją odtrącał. Wydaje mi się, że niemalże każda matka po kilku latach spędzonych z dzieckiem, które nieustannie robi jej na złość i jest w stanie posunąć się do wszystkiego, by jej dokuczyć, miałaby zwyczajnie dosyć. Wszyscy wokół oczekują, że będzie zawsze radosna i uśmiechnięta, szczęśliwa z powodu macierzyństwa, że będzie pełna czułości i niewyczerpanej energii do jej pokazywania. Tymczasem życie to nie słodko-cukierkowo polukrowana tęcza i wydaje mi się, że ten film przełamuje właśnie to tabu i pokazuje rodzicielstwo od mniej medialnej i poprawnej politycznie i światopoglądowo strony, i to zarówno macierzyństwo, jak i ojcostwo. Franklin nie rozumiał zmęczenia Evy, bo jak mógł je zrozumieć, gdy po powrocie z pracy przychodził "na gotowe"? Co z tego, że jego żona była wykończona całodziennym zajmowaniem się dzieckiem i domem, i chciała zwyczajnie odpocząć, skoro on chciał pobawić się z synkiem? Nie szanował jej uczuć. Wszystkie wybryki Kevina jakoś sobie tłumaczył i racjonalizował. "To tylko chłopiec", "Wyrośnie z tego", "On nie mógłby zrobić czegoś takiego". Może gdyby uwierzył Evie i spojrzał na swojego syna inaczej, udałoby im się udzielić Kevinowi pomoc. Nawet znawcy psychiki dzieci popełniają błędy, więc dlaczego odmawiamy prawa do ich popełniania zwyczajnym rodzicom?
Na koniec chciałabym zwrócić uwagę na mimo wszystko optymistyczne zakończenie zarówno filmu, jak i książki. Po wielu latach prowadzenia ze sobą wojny Kevin i Eva w końcu "podpisują rozejm". Nie wiem, czy dostrzegliście, ale to był chyba jedyny moment, w którym Kevin czegoś się bał - bał się, że po przeniesieniu do więzienia dla dorosłych spotka go krzywda. W takich sytuacjach dziecko szuka poczucia bezpieczeństwa u rodzica i on właśnie to zrobił. W końcu nawiązała się pomiędzy nimi jakaś więź. W filmie to był tylko urywek, ale w książce było to o wiele wyraźniej pokazane. A że mam książkę pod ręką, pozwolę sobie nawet zacytować:
" - Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego - zauważyłam.
- A kiedyś wyglądałem? - jego głos był mizerny.
Z ciekawości zadałam kolejne pytanie. - Coś cię gnębi? - mimo że reguły naszego związku zakazywały tak bezpośrednich oznak matczynej troski.
Co jeszcze bardziej niezwykłe, odpowiedział mi. - Mam prawie osiemnaście lat, prawda? - stwierdził i potarł twarz. - Zabiorą mnie stąd. Słyszałem, że nie tracą czasu.
- Do prawdziwego więzienia - powiedziałam.
- Nie wiem. Dla mnie to miejsce jest wystarczająco prawdziwe.
- ...Przeprowadzka do więzienia Sing Sing tak cię dręczy?
- Dręczy? - zapytał z niedowierzaniem. - Dręczy! W ogóle coś wiesz na temat takich miejsc? - z przerażeniem potrząsnął głową.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Trząsł się. W ciągu ostatnich dwóch lat na jego twarzy pojawiło się kilka blizn wskazujących na bójki, a jego nos nie był już zupełnie prosty. Efekt nie nadawał mu jednak wyglądu twardziela, a jedynie dezorganizował jego twarz. Blizny barwiły na ciemniejszy kolor i rozmazywały jego niegdyś wyraźne, ormiańskie rysy twarzy. Tak jakby był narysowany przez niepewnego malarza, który ciągle używa gumki.
- Wciąż będę cię odwiedzała - obiecałam, podpierając się sarkastycznym tonem.
- Dzięki. Miałem nadzieję, że będziesz."
Nie sądziłam, że napisanie odpowiedzi na post Artemiska pod Twoim postem będzie aż tak wielkim nietaktem.
Szkoda tylko, że Artemisek tego nie przeczyta, ponieważ nie dostanie powiadomienia.
Ale przynajmniej uważnie przyjrzałam się twojej wypowiedzi. Może skuszę się na przeczytanie książki, bo w filmie z pewnością ominięto wiele wartych uwagi scen.
Pozdrawiam ;)
Mnie chyba film wystarczająco zniechęcił, w szczególności że książkę poleca ktoś komu ta adaptacja się spodobała. Tylko utwierdzam się w przekonaniu, żeby najpierw czytać - a później oglądać, albo w ogóle przestać oglądać filmy, zamiast tego czytać sobie książki, a do tego kilka jakichś seriali, bądź anime - albo jeszcze lepiej jakieś ciekawe dokumenty pooglądać.
Ostatnio bardzo wiele zawodów, niedość że strasznie rozczarowałem się na "Musimy Porozmawiać o Kevinie", to jeszcze strasznie rozczarował mnie "Lot nad kukułczym gniazdem".
Nie lubie jak twórcy chamsko wymuszają na mnie bym analizował ważniejsze, i wymagające refleksji sceny po przez puszczanie mi po każdej ciekawszej interakcji jakiegoś zamulacza w postaci ukazania krajobrazu, spaceru bądź czegoś innego nic nie wnoszącego. Czuje się, jakby traktowali mnie, widza jak idiote - mam wrażenie że twórcy scenariusza po ważniejszych scenach myślą sobie - " no tak, to było ważne, bardzo symboliczne, więc damy im teraz minutkę, albo pół żeby sobie przeanalizowi co zobaczyli, i dostrzegli nasze ukryte super zaj*biste artystyczne przesłanieł".
@Edit
Źle posegregowało moje odpowiedzi, jedna miała być do Ciebie Raein, druga do 7thStargazera :P
Widocznie nie lubisz poddawać się refleksji.
Niektóre filmy są przeznaczone do tego by widz mógł sam ocenić jakąś sytuację, przemyśleć.
Nie wszystko musisz mieć pięknie podane na tacy (chyba, że tak lubisz i to już twój problem).
To bardzo fajne co piszesz, ale jak wspomniałeś... "choć w filmie nie było to jakoś wyraźnie pokazane" i dokładnie! Nie było to w filmie pokazane, i nic nie wskazuje na to by ją w ogóle jej dziecko interesowało! Podczas seasnu nie byłem nawet pewien kto w końcu popełni zbrodnie - on, czy ona - bo niektóre jej zachowania mogły na to wskazywać.
Wydawało mi się nawet, że oni oboje są socjo... a ty tutaj piszesz o OGROMIE miłości, i próbach kontaktu.
Fajnie, że cytujesz książkę - ale tutaj nie pisałem o HISTORII, tylko o FILMIE, a z filmu nie wynika to, o czym wspomniałeś. Może, gdybyś patrzył z innej perspektywy - bez książki, to zrozumiał byś o czym mówie.
@Raein, przeczytałem :P
Po pierwsze - jestem kobietą.
Po drugie - nie wyrywaj fragmentu wypowiedzi z kontekstu. Napisałam, że w książce matka próbowała przytulać Kevina - w filmie zostało to pominięte, ale nadal pokazywano wiele prób nawiązania kontaktu z jej strony (zabawa, rozmowa, kolacja na mieście z dorastającym Kevinem), przy czym za każdym razem spotykała się z odtrąceniem. Więc problemem nie jest kwestia braku przytulania, a Ty uczepiłeś się tego argumentu jak rzep psiego ogona.
Film został pokazany w taki sposób aby widz mógł sam sobie wyrobić zdanie o matce.
"nic nie wskazuje na to by ją w ogóle jej dziecko interesowało" - mam wrażenie jakbyś wypowiadał się o innym filmie, ponieważ Eva na wszelkie sposoby próbowała dotrzeć do syna. Przytulanie na siłę nic nie da, skoro Kevin na takie traktowanie jego osoby się nie zgadzał. Trudno jest okazywać komus miłość bez wzajemności. Postaw się na miejscu bohaterki.
Ten film nie musi być w 100% jednoznaczny. Wydaje mi się, że takie kino nie jest w twoim guście. Prawdziwe psychologiczne filmy wymagają większej uwagi. Jak widać nie przypadł ci do gustu nawet "Lot nad kukułczym gniazdem". Zatem w tej sprawie chyba wszystko jasne.
Akurat te 2 filmy uważam za strasznie infantylne, i skierowane do mało wymagającego widza (w związku z tym właśnie podobają się aż takiej ilości ludzi).
W przypadku LOTU może mieć to związek z tym, że po prostu mam coś a'la fobię jeśli chodzi o stare filmy, i samo to mnie bardzo odrzuca.
Oglądałem 'Lot' z rok temu, 3x (katowałem się tym filmem, żeby zrozumieć czego niby mogłem nie zrozumieć w nim - bo tak twierdzili niektórzy z tego forum) za każdym razem modyfikowałem ocenę, z która spadała o 2 punkty. Może i było to głupie z mojej strony - ale zaciekawił mnie fakt czemu ten film jest tak lubiany. (po drobnej analizie zrozumiałem jak chamskie zagrywki zostały w nim użyte, a po re-seansach wyłapałem tego więcej).
Sam fakt, że widziałem go stosunkowo niedawno na pewno też ma znaczenie, bo zapewne wiele motywów zostało z niego powielonych - może gdybym oglądał go 30 lat temu, to ocena była by inna.
Jeśli chodzi o same okazywanie miłości i te same próby - no wybacz, ale sam wyraz twarzy gdy "bawiła" się z nim, rozmawiała bądź próbowała czegoś... no kurde to chyba samo mówiło za siebie. To miłe że widzicie coś, czego nie ma, ale tego nie ma i zostało to jednoznacznie ukazane.
Sama Eva była zmuszona do opieki nad dzieckiem, nic dziwnego że od czasu do czasu z kamienną miną musiała z synem porozmawiać, czy zagrać w jakże emocjonującą grę 'odbijanie piłeczki'. To jest OBOWIĄZEK Matki by utrzymywać kontakt z dzieckiem, a jeśli nie chce tego robić - Eva wyraźnie nie chciała - to powinna przestać się nim zajmować zanim dozna jakichś poważnych urazów psychicznych (co z resztą w przyszłości się stało). Oczywiście nie można twierdzić że to ona była winna zachowania Kevina, ale jej zachowanie jakiś wpływ na to miało (może i nie wyrósł by na człowieka pełnego Empatii, ale niektórych rzeczy czy zachowań można po prostu nauczyć)
Kevin był trudnym dzieckiem, ale Eva miała go dosyć od samego początku, i zachowywała się jakby była w ciężkiej depresji.
Moim zdaniem nie powinniśmy jej obwiniać za to jakim Kevin był człowiekiem. Ktoś wyżej trafnie stwierdził, że raz na jakiś czas rodzi się psychol ;) Dla Evy był to prawdziwy ciężar, jeżeli chodzi o wychowanie takiego dzieciaka, które zaraz po pojawieniu się na świecie, uprzykrzyło jej życie. Artemisku czy aby na pewno uważnie oglądałeś film? Nie widziałeś jak ten Kevin postępuje ze swoją matką, jak się bawi jej uczuciami, prowokuje do określonego postępowania. Ona była zagubiona w tej zabawie. Chciała go kochać, szczerze pragnęła go pokochać. Dlaczego tego nie zauważasz? Przecież dla takiego widza za jakiego się uważasz, powinno to być jasne jak Słońce ;D. A co do sprawy tej piłeczki... Nie każda kobieta jest żywiołowa i skacze wokół dziecka, ciesząc się, że może z nim się bawić. Eva była raczej spokojna i mniej emocjonalna. Mimo to widać było jej radość i uśmiech na ustach, gdy syn odbił jej piłkę. Dał jej nadzieję na to, że w końcu znormalniał. Później oczywiście zniszczył ten nastrój, co bardzo zraniło bohaterkę. Nie ma cienia wątpliwości, że Kevin był zły aż do szpiku kości. Manipulował ludźmi i grał im na nerwach. Zapewne przez to nie miał żadnych kolegów i koleżanek, bo kto chciałby przyjaźnić się z tak nieprzyjemnym człowiekiem. Najbardziej dostało się oczywiście matce z którą spędzał niemalże cały czas. Kevin był wyjątkowo złym człowiekiem. Już jako mały dzieciak potrafił z łatwością wyprowadzić swoją rodzicielkę z równowagi. Pamiętasz ten dzień, kiedy mały Kevinek się rozchorował? Eva się przejęła. Kevin nagle stał sie bezbronnym chłopcem, Eva wtedy przestała być chłodna w uczuciach. Stała się troskliwą matką, której ciepło można było poczuć, gdy z radością czytała mu książkę. To był jeden z niewielu momentów w jej życiu, kiedy poczuła się kochana i potrzebna swojemu dziecku. Następnego dnia miała nadzieję, że Kevin nadal będzie grzecznym chłopcem, potrzebującym troski matki. Zawiodła się. To była gra, Eva przegrała. Kevin znów stał się złym chłopcem.
Co do sprawy "Lotu nad kukułczym gniazdem" to wolę nie wszczynać dyskusji. Jest na to oddzielne forum. W każdym razie absolutnie się z tobą nie zgadzam. Jeżeli jednak twierdzisz, że jesteś wymagającym widzem to niestety należałoby zapoznać się także ze starszym kinem, które nie nie stosuje sztuczek mających za zadanie otumanić człowieka. Polecam "Psychozę". Tylko jeżeli się zawiedziesz, nie oceniaj tego filmu ;)
Ja tam jestem strasznie chamski, wręcz wredny i mocno nieprzyjemny (zazwyczaj :P) a mam bardzo dużo znajomych... on nie miał przyjaciół bo był socjopatą - nie odczuwał empatii co nie zmienia faktu, że wielu zachowań rodzice mogli go wyuczyć. Nie każdy socjopata zostaje mordercą, osoby takie żyją, zakładają rodziny i nie koniecznie kończą w zamknięciu jak Kevin.
Jak było widać po jego zachowaniu uważał wszelkie przejawy miłości/przyjaźni za słabość - ale nie dziwie się, skoro za dziecka nie zaznał miłości a jego Matka zachowywała się jak wiecznie skacowana mumia. Okazywanie emocji, to jeden z wielu obowiązków rodzica.
Odnośnie części z chorobą, to się mylisz - ja to odebrałem zupełnie inaczej. Kevin zrozumiał że Matka jest mu do czegoś potrzebna, i że nie jest samowystarczalny... potrzebował jej opieki po prostu. To nie była żadna wyrachowana gra od tak sobie. I akurat tą scenę zapamiętałem dość dobrze, jedyne momenty w których bohaterka zdawała się odczuwać jakieś głębsze pozytywne emocje.
Psychozę oglądałem, film mi się podobał, lubię takie klimaty.
I jeszcze jedno - ja nie uważam aby Kevin był dobry, był socjopatą i tego chyba nic by nie zmieniło. Uważam jedynie, Eva w znacznym stopniu była odpowiedzialna za to, że został Mordercą - i jak było pokazane w filmie, ona sama zdawała sobie z tego sprawę.
Już pomijając fakt, że każdy normalny człowiek na jej miejscu skontaktował by się z psychologiem(bo coś dziwnego działo się z jej dzieckiem od najmłodszych lat) - to nie była biedna, patologiczna rodzina więc taki stan rzeczy był po prostu nie do przyjęcia... z resztą, nie bez powodu Kevin "nienawidził" swojej Matki.
Gdyby ta historia była prawdziwa, pewnie stanąłbyś wśród ludzi, którzy obarczają winą matkę mordercy. W sumie nic w tym dziwnego. Postąpiłbyś jak większość ludzi, którzy zamiast skupić się na potępianiu młodego mordercy, potępiają jego matkę. Ona nic nie zrobiła, a traktują ją jakby była współsprawczynią tragedii. Nic więc dzienego, że sama zaczęła siebie obwiniać i szukać w sobie błędów. No i udało się jej je w sobie znaleźć. Ale były one niewiele powiązane z tym dlaczego Kevin popełnił taką zbrodnię. Ja jej szczerze współczuję, bo syn naprawdę był trudnym dzieckiem. Może bardziej ją rozumiem niż ty, bo jestem kobietą i łatwiej mi postawić się na jej miejscu. Bycie matką nie jest takie łatwe, szczególnie jeżeli urodzi nam się takie dziecko. Eva NIE była pozbawiona uczuć. Przecież widzieliśmy jaką wychowała córeczkę. Była słodką i grzeczną dziewczynką. Wychowanie Evy niewiele miało się do tego na jakiego człowieka wyrósł Kevin. Choć musze przyznać, że bohaterka powinna od początku udać się do specjalisty z problemami jakie stwarza syn. Wtedy byłoby jeszcze możliwe coś zmienić w tym dziecku. Kevin nienawidził matki tak samo jak i innych ludzi. Eva nie była wyjątkiem. Chociaż trzeba zwrócić uwagę na to, że matka była dla niego wyjątkowo znienawidzoną osobą. Ale powodu nie trzeba długo szukać. Kevin spędzał z nią niemalże cały czas. Jej ciągła obecność mocno go denerwowała.
Chyba powinniśmy zakończyć ten temat. Nasze zdania w tej sprawie są różne, bo każdy inaczej może odebrać ten film. I właśnie to w nim jest najciekawsze. Nie mamy tutaj jasno określonej sytuacji. Po zakończeniu sami musimy ocenić czy Eva była złą matką.
Nie doczytałem do końca, i zacząłem pisać... zaskakujące jest to, że nagle w tym samym miejscu rozmowy doszliśmy do tego samego zdania. No ale, jako że zacząłem już pisać to skończe:P
W realnym życiu bym współczuł Matce, bo nie znał bym szczegółów tak jak w tym filmie. Obwiniać nikogo bym nie obwiniał, bo po mimo, że ona po części do tego doprowadziła, i była złą Matką - nie jej wina, że trafił się jej taki syn. Czyli - uważam ją za beznadziejną matkę, jednocześnie uznając że nie miała ogromnego wpływu na swoje dziecko.
Ja kończę tą dyskusje, bo powstała masa spamu, w razie jakichś pytań możesz napisać prywatną wiadomość... bo ogólnie to jakoś tak wydaje mi się, że nie masz argumentów więc wyskakujesz z jakimiś idiotycznymi szowinistycznymi niczym nie popartymi teoriami, z których niby wynika, że jako, że jesteś Kobietą, to lepiej rozumiesz film (no ale czego by się tu spodziewać, równouprawnienie i wszystkie te bzdury kończą się gdy trzeba wnieść meble po schodach). I nie pisz, że nie miałaś tego na myśli, bo film skupia się na Matce, a nie Kevinie wbrew pozorom. (dodam, że moje zdanie ma pewnie WIELE wspólnego z faktem, iż w dzieciństwie byłem przez kochającą Matkę więc dla mnie nie do pomyślenia jest zachowanie Evy, bo mały Kevin wydawał mi się być uroczym, i bardzo inteligentnym dzieckiem a ona od samego początku widziała w nim małego potwora)
I jak wspomniałem, nie uważam żeby ten film był ciekawy, bo historia była strasznie infantylna a całość dla mnie była nudna (nie specjalnie przepadam za dramatami, a takim filmem dla mnie jest Musimy Porozmawiać o Kevinie)
[SPOJLER]
a ja zwróciłem uwagę na coś innego.
Myślałem w czasie filmu w ten sposób: no, ten chłopak jest niezwykle inteligentny! Inteligentniejszy od swojej matki, to naturalne. Potrafi ją rozszyfrować. Widzi w niej grę. W scenie, gdzie matka próbuje nałożyć mu zasady gry-chce, żeby kilkuletni Kevin odbijał piłeczkę- dziecko początkowo nie okazuje żadnego zainteresowania. Jest jak pustka, która odpowiada na głos matki- lustro, które pokazuje jej jej stan duszy czy świadomości, jej psychikę, jej brak pewności siebie, a przede wszystkim- bezradność wobec okoliczności, i żebraczą naturę jej prób nawiązania kontaktu z dzieckiem, czyli z Kevinem. To jest jak gra.
Nie widziałem tu matczynej miłości...raczej jej brak. W pewnym momencie w filmie matka Kevina zadaje mu pytanie, czy on wie, że ona była szczęśliwa zanim przyszedł na świat.
To pytanie i tak było za słabe przy tym ile jej sprawił przykrości. Jej błędem było to, że nie uświadamiała go, jakim był beznadziejnym synem.