Film przywodzi na myśl obrazy ze stajni Walta Disneya, kierowane do dzieci lub młodzieży. W filmach tych bohater zaprzyjaźnia się z zezowatą wiewiórką, lub trzynogą sarenką, a cały świat się temu sprzeciwia. Jedynie nastoletni widz jest przekonany, że miłość chłopca do garbatego jeża to bohaterstwo na miarę Ireny Sendlerowej. Podobnie to wszystko wygląda w Myszach i ludziach, a ja już trochę na to jestem za stary.
Swoje zdanie opieram tylko i wyłącznie na filmie, abstrahując od książki, bo to dwie odrębne kwestie. Film infantylny i strasznie naiwny. Kiepska reżyseria sprawia, że od pierwszych scen wiadomo jak się film skończy. Dodatkowo uważam rolę Malkovich za nieudaną. Odniosłem wrażenie, że on nie grał niedorozwiniętego faceta, a jedynie takiego udawał. A to za mało.
Kiedy człowiek dotrze już na koniec internetu i uważa, że nic głupszego od Klaudii Jachiry nie zobaczy... natrafia na taki komentarz do filmu....
Z tego filmu można wyciągnąć bardzo wiele i zastanowić się nad sytuacją głównego bohatera. Z jednej strony miał straszny ciężar u nogi w postaci swojego kompana, którego musiał pilnować jak dziecka, a z drugiej strony miał przyjaciela, który bez wahania pójdzie na nim w ogień. Tu nie chodzi tylko o przyjaźń ale dylematy moralne i tragedie życiowe