PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8011}

Nagi lunch

Naked Lunch
1991
7,2 17 tys. ocen
7,2 10 1 17413
7,6 27 krytyków

Nagi lunch
powrót do forum filmu Nagi lunch

Uwaga! To jest temat, w którym swoje opinie na temat tego filmu będą
wyrażać uczestnicy naszej „Zabawy Filmowej 2008”.

Chcesz dowiedzieć się na czym polega zabawa? Patrz tutaj:
http://www.filmweb.pl/blog/entry/455665/ZABAWA+FILMOWA+2008.html

Dyskusje z uczestnikami zabawy i komentarze do ich opinii są mile
widziane.


---
Uwaga, poniższe komentarze mogą zawierać spojlery zdradzające treść
filmu!

KYRTAPS

TIAAAAAAAAAAA

Jazda bez trzymanki faaajna, tylko bez większego celu, dla samej zabawy. Kojarzy mi się z jakimiś układankami Luncha przy których satysfakcję ma nam sprawić fakt, że dochodzimy o co w tym chodzi, a nie efekt tegoż dochodzenia.
Bohater nam tu tworzy naprawdę jajcarski świat, który możemy przepuszczać przez różne sita ale za każdym razem wychodzi tylko to, jak to mu bardzo proszek w głowie najebał. Paradoksalnie był dla niego odskocznią do świata, w który wreszcie się zaangażował, który go zafascynował i zmusił do twórczego działania. Coś w tym jest, trzeba przyznać. W dodatku ja to wszystko kupiłem, fajnie mi się przyjęło tą wariację, uwieżyłem w ten powalony bezsensowny świat i fajnie mi było wymyślać 'co jest do cholery grane'.
I klimat jest dużo mniej naturalny, a przez to bardziej pociągający niż w Waszym Fucking Amal!:P Fajnie to wyszły, fajne kolory ma ten film, wizualnie i dźwiękowo wogóle prezętuje się naprawdę ślicznie, ale wciąż mam co do niego duże wątpliwości. Póki co
7 chociaż myślę, że kiedyś do niego z ciekawości powrócę.

LaughJoy

GOŁO I WESOŁO



Nie chcę marudzić, ale strasznie słaby poziom filmów w tej edycji
zabawy. W pierwszej części jeździło się po filmach Bergmana, Altmana i
Fellniego mając za złe to i owo.
Tutaj nawet nie ma po czym jeździć.

Do rzeczy.
Myślę Cronenberg – mówię „Mucha”.
Po seansie tego filmu to na pewno się to nie zmieni. „Nagi lanch” nawet
na kilometr nie dolatuje do poziomu tego tytułu.
Jest zbyt zwyczajny, zbyt płaski, typowo rozrywkowy i bez jakichkolwiek
ambicji.
Jedyną jego zaletą wydaje się dystans do rzeczywistości i wariactwo.
Jednak nawet pod tym względem nie ma co go porównywać do bardzo
podobnych dzieł o podobnym charakterze – „Las Vegas Parano”, „Brazil”
itd.

Szkoda słów i czasu.
Spróbujcie mnie pocieszyć, bo jakość tego filmu mnie zdołowała.
Taka rozrywka jest dla mnie bardzo męcząca niż kopanie ogródka.


3 /10

KYRTAPS

No, dobra. Trochę za mało. Daję 4+.
Ale to tylko cyfry.

KYRTAPS

przeczuwam jazdę, że filmu nie zrozumiałeś;)
Serio to mnie ten film wręcz zabił wizualnie jak sobie teraz myślę.
A jak dla mnie to się troche za bardzo upierasz przy tej ambicji, ale to twój system ch*j mje do tego. Uciekasz trochę od obiektywizmu (którego nie ma:D)
Ja oglądając Nagi Lunch poczułem się jakbym znowu grał w Maxa Pyne'a :D (moja ulubiona gierka notabene jedna z nielicznych jakie udało mi się zakończyć i to z satysfakcją)
Nawet głos bohatera podobny, z tym że tu kryminalna zagadka jest ubrana w absurd. Ja nie widziałem czegoś takiego wcześniej i to dla mnie ciekawie się prezentuje. To taka nietypowa mieszanka. Dobry, absorbujący i wręcz wylewający się z ekranu kryminał z naprawdę fajną postacią w świecie bezsensu. Z przymróżeniem oka ja to kupuję.

LaughJoy

a poziom mnie też nie powala, bo widziałem już co tam mieliście w poprzedniej zabawie i to były serio żylety. Ale i tak fajnie, że wszyscy oglądają to samo.
Myślę też, że odrzuciliśmy kupę fajnych filmów. Nie rozumiem głosów za oglądaniem np. Chaplina, który z całym szacunkiem nie jest niczym godnym jakieś specjalnej dyskusji, z resztą jak przewidywałem po ogłoszeniu wyników.

LaughJoy

Mi Max Payne'a bardzo przypominał "Ghost Dog" Jarmuscha :)

A ten film jakich wiele. No, może przesadzam.
Jego główną zaletą ma być oryginalność i odbieganie od przeciętności.
Ja mam wrażenie, że to jest na swój sposób przeciętne.

Podobne kino, moim zdaniem wyższych lotów, serwuje Terry Gilliam -
wizualnie doskonalsze i zwyczajnie lepsze.

KYRTAPS

no nie mam porównania, bo nie widziałem więc narazie mnie zaciekawił Lunch. Cholera, wizualnie doskonalsze? Na serio masz coś do wyglądu tego filmu czy tamten Gilliam tak wymiata?

LaughJoy

Gilliam wymiata
ale nie żebym i jego chwalił pod niebiosa ;P

KYRTAPS

AAAaaa jak dla mnie to Cronenbergowi wyszedł zajebisty kryminał z komiksowymi kadrami i komiksowym klimatem w dodatku w fantastycznych stonowanych kolorach. A Ty coś tu do niego masz...

LaughJoy

No więc obejrzałem dzieło Davida po raz kolejny i po raz kolejny jestem zachwycony.

Historia, niemal żywcem wyjęta z umysłu, odurzonego narkotykiem, raz przyprawia o dreszcze (scena przypadkowej śmierci żony), raz o śmiech (pierwsze wejście maszyny do pisania), a niekiedy wręcz w osłupienie (wiele scen). Ale mamy tu przede wszystkim znakomitą narrację, której nie powstydziłby się żaden kryminał noir z lat 40. No i Petera Wellera, który uciekł nieco tym filmem z szufladki z napisem "Alex "Robocop" Murphy.

Bez zmiany oceny.

10/10

Pan_Nawrocki

Rzucacie tymi dziesiątkami na lewo i prawo.

Pan_Nawrocki

"Dno i wodorosty" taki dałbym tytuł. Nie wiem o co chodziło autorowi. Mówił coś o Kafce ale to nie ten klimat.

KYRTAPS

Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że niektóre sceny z "Las Vegas Parano" są zaczerpnięte z tego właśnie filmu. Jest parę takich momentów, które straszni mi przypominają "Nagi lunch". Na przykład jak Depp wchodzi do kasyna, przeciera pot i mówi jak jest parno. To nie jedyna którą udało mi się zaobserwować.

KYRTAPS

NUDNY LUNCH

Powiem tak, jak się czytało książkę to film obejrzenie filmu nie jest potrzebne, jak się człowiek orientuje w klimatach Boroughsa to także nie. Bo taki rodzaj prozy wymaga umiejętności pokazania,a Cronenberg jest straszliwie płaskim reżyserem.
No ale filmy z tej tematyki bardziej przypominają mi Eraserhead (tylko bez prochów) ale dobra. W latach osiemdziesiątych taki Nagi Lunch zostawiłby pewnie równie mocny ślad co Wielkie Zarcie, a tak to trochę musztarda po obiedzie.
5/10

TURSKI

Oświeć mnie o co biega z tym "płaskim" reżyserem, bo to bardzo intrygujące stwierdzenie:D jakby to była babka to jeszcze...
ale serio nie wiem co do niego macie

LaughJoy

babka?

aa! wiem, reżyser-zakalec!

KYRTAPS

babka Patryku to taki pan, tyle że ma cycki, cituńkę i okrągły tyłeczek czasami

LaughJoy

słyszałeś o czymś takim?

(nie no chamstwo, przepraszam wszystkie panie ;) to żarty jakby co)

LaughJoy

słyszałem, ale nie widziałem

KYRTAPS

nie no w jakimś filmie to napewno

LaughJoy

A wracając do tematu, Cronenberg jest płaski, bo jedynie co umie, z grubsza oczywiście mówiąc to wykreować świat, bohaterów, ciekawą estetykę, niebanalny temat, dużo znaczy się...Ale za grosz nie umie wydobyć głębszych emocji, dlatego zawsze mi czegoś brakuje w jego filmach, choć wszystkich nie widziałem. Jakoś tak nie ciągnie mnie, a Laugh Joy ma inne zdanie?

TURSKI

Konkretnie o Cronenbergu to Laugh nie ma zdania wcale, bo widział tylko ten film jego chyba, ale jeśli chodzi o wrażenia, to jak już pisałem wizualnie, kolorystycznie i klimatycznie ten film mnie niezwykle zainteresował, ale właściwie to się z tobą zgadzam, bo tu chodzi właśnie o to, co wymieniłeś jako jego atuty. Fakt 'głębszych emocji' nie doznałem, ale jak widać po entuzjazmie innych to jest to kwestia indywidualna, dlatego nie jestem taki krytyczny

LaughJoy

Muchę sobie obejrzyj
niekoniecznie pod lupą

KYRTAPS

a czy to jest ten film o jakimś naukowcu co chciał przetestować swój wynalazek nie pamietam na czym już polegający, ale przez przypadek mucha wlaciała mu do kapsuły i potem zaczął się zmieniać w muchę? Jeśli tak to oglądałem jakieś może nawet 10 lat temu z tatą i strasznie się bałem:D Do dziś pamiętam ten motyw.
W jakimś odcinku Johnny'ego Bravo jest to też sparodiowane (kocham) ;)

LaughJoy

tak, to ten film
mam go w ulubionych :)

KYRTAPS

A "Videodrome" widział?
Mnie się 28 razy bardziej podobał od "Muchy".

A "Mucha" jest jakaś taka zbyt hollywoodzka.

LaughJoy

zawsze zamykałem oczy

KYRTAPS

hehehehe:*

KYRTAPS

już wiem, skąd ta niska ocena "Fucking Amal" - to przez te ciągle zamknięte oczy ;P

KYRTAPS

Jest jeszcze Crash i Videodrome. Też z klimatem i niczym innym, ale swojej w główce zostawiają.
W Crash są gołe kobiety więc nie trzeba zamykać oczu:D

KYRTAPS

LIMFA UPŁYNNIONA, NIE ŚCIĘTA

Z trzech powodów "Nagi lunch" mi się podobał, a z jednego powodu nie. Po wyśrodkowaniu wychodzi 6/10 prawie prawie 7 (przy kolejnym seansie być może oczko do góry). Co na plus: po pierwsze nasycenie barw - żółty proszek, brązowy garnitur i ruda kobieta - przyjemna kolorystyka i zdjęcia w tym filmie bardzo mi się podobały. Po drugie: aktorzy ze wskazaniem na Sandsa - podbił moje serce, gdy tylko się pojawił i zaczął stroić miny :] Po trzecie: humor! Dużo humoru i dużo uśmiechu.
Na minus: nic odkrywczego z filmu nie wynika - że nałóg przekrzywia umysł to nie nowina. Dramaturgia do filmu nie zawitała, może to wina zdystansowanego Wellera, może scenariusza - ale miałam wrażenie, że reżyser mruga do mnie okiem na znak, że ten film to nic wielkiego, że dla zgrywy i że na końcówkę i tak pomysłu nie ma. Ale to tylko moje wrażenie przecież.

nawka

Laugh się zgadza:)) (czyżby podniecało mnie pisanie o sobie w trzeciej osobie?:D)

LaughJoy

co kogo podnieca to jego prywatna sprawa ;)
nawka się cieszy, że Laugh się zgadza :)

nawka

Przerost formy nad treścią. Świetna scenografia, ale dialogi niezrozumiałe. Poplątanie z pomieszaniem. Może jestem za mało inteligenta, by zrozumieć ten film, może mam po prostu inny gust filmowy.
I nie potrafię więcej powiedzieć.
5/10

KYRTAPS

SAKSOFON

Bo tym co najbardziej umila seans w "Nagim lunchu" jest właśnie świetna muzyka! Zdjęcia zresztą też są fajne, ciągle te ciemne zaułki, lub niezbyt oświetlone knajpy, meliny... Właściwie to nic złego nie można o formie napisać. Jest bardzo fajny klimat z cieniem Franza Kafki i starego kryminału, ci pewni siebie faceci i ich pewne siebie spojrzenia. Najlepiej oglądać późną nocą...

Jest też trochę humoru, np. w dialogach z tymi świerszczami i istotami na "m", a opowiastka o gadającej dupie też jest dobra :) Tylko te właśnie dziwne gadające stwory są najgorsze, przynajmniej u mnie przez nich film najwięcej traci. Podobnie głupi był pomysł z pseudodoktorem przebranym za arabską babę (ale fajna inspiracja doktora - od premiera Aneksji).

Średni film, ale przynajmniej nie zanudza na śmierć.

sten44

Obraz zakręcony i dziwny jak pozostałe obrazy reżysera Cronenberga. Wystarczy przywołać takie tytuły jak: "Mucha", "Pająk" czy "Historia przemocy" i wszystko będzie jasne. Coś tutaj iskrzyło, nastroje się zmieniały od śmiechu po totalne osłupienie. Klimat jest, podobny jak w "Fly"(pieprzona deklinacja;). Humor był, doceniam to. Aktorstwo? Tylko coś ta Weller próbował zdziałać, reszty nawet nie zauważyłem.
Obraz o którym się od razu zapomni, zbyt "rozrywkowy". I jeszcze monolog o człowieku z gadającym tyłkiem..

4/10

KYRTAPS

Z wystawieniem numerka obrazowi Cronenberga będzie mały kłopot, bo nie wiem, zwyczajnie nie wiem. 'Nagi lunch' jest na tyle pokręconym, zaskakującym, a jednocześnie pozbawionym jakichkolwiek emocji, dziełem, że trudno to ocenić. Ale oglądało się przednio, nie powiem.

Bill Lee, jak wielu niespełnionych artystów, prócz pasji (pisarstwo) musi niestety jakoś zarabiać na życie. Zostaje wiec dezynfektorem. Z czasem spostrzega jednak, że jego środek do dezynfekcji zaczyna znikać. Po pewnym czasie okazuje się, że częstuje się nim jego małżonka. Nie dość, że uzależnia się od niego, to na dodatek wciąga w to samego Billa. A do końca filmu robaki, gadające maszyny, podróże po 'międzystrefie' i cała masa zaskakujących wydarzeń.

Chłodny jest to film, niemal pozbawiony emocji. Bill Lee niby cierpi na brak odpowiedniej weny twórczej, ale tego nie okazuje. Gdy po zażyciu dawki środka wspomagającego w końcu udaje mu się coś stworzyć, wygląda to również jakby był to dlań naturalny bieg wydarzeń. Choć to może złe określenie, bo chyba żadne z przedstawionych tu wydarzeń nie można nazwać 'naturalnym'. Te wszystkie przedziwaczone postaci, jakie wymyślił Cronenberg, zadziwiająco dobrze wpisują się w całą chłodną a'la film-noir, konwencję filmu. Powiedziałbym nawet, że sporo tu Kafki i zwłaszcza te (zamierzone czy też nie) inspiracje pochwalam najbardziej. Cały pomysł z międzystrefą w ogóle wygrywa. Doskonałą forma, doskonała realizacja, ale, jak już wspomniałem, zabrakło temu filmowi duszy. A może miał być bezduszny tak, jak i bezduszne było całe życie bohatera.... Phi, stara śpiewka. ; )

Wbrew pozorom 'Nagi lunch' nie jest tylko bezcelową wariacją. Jest to obraz o artyście i o tym do czego ten winien być zdolny, by tylko poświęcić się dla sztuki. A, jak wiemy, używki wspomagają kreatywność. Cronenberg pyta, ale w sumie niewiele z tych pytań wychodzi, bo zatapiamy się z głównym bohaterem w tę jego mentalną podróż po międzystrefie, obserwujemy, dziwimy się i…. już.

Zapomniałbym. Dialogi! Są brawurowe!

marczykowski

nawiązania do Kafki z pewnością zamierzone, zwłaszcza, że sama żona bohatera wspomina coś o Franzu...

KYRTAPS

Dawid Cronenberg . Czy ten facet nie potrafi zrobić normalnego filmu? Pewnie potrafi, ale nie mógłby spokojnie zasnąć jakby nie zaserwował widzowi choćby odrobiny robactwa i śluzu. „Nagi Lunch” jest więc typowo cronenberowski. Takie niby science-fiction z elementami filmu-noir.

Cronenberowski znaczy jednak wyjątkowy. Bo który z dzisiejszych słynnych twórców sięga w swoich filmach do metod i rozwiązań żywcem wyjętych z filmów klasy C? U niego przynajmniej nie ma błędów warsztatowych. Film przez cały czas trzyma odpowiedni klimat. Nigdy nie wiadomo, co zdarzy się za chwilę. Jednak mimo tego seans mnie znużył. Dialogi smętne, zero akcji, a najczęściej towarzyszącym uczuciem był wstręt. Mały plus za anegdotę o dupie przejmującej władzę nad człowiekiem.

Co do interpretacji, to myślę, że nie ma potrzeby się nad nią rozwodzić. Siłą „Nagiego Lunchu” jest przede wszystkim klimat, i im więcej się go wchłonie, tym lepsze film pozostawia wrażenie.

Mam do Coronenberga osobisty żal za jego decyzję podczas przewodzenia jury festiwalu canneńskiego w 1999 roku. To był jeden z tych konkursów, którego program obfitował we wspaniałe filmy wybitnych twórców: „Wszystko o mojej matce” Almodóvara, „Prosta Historia” Lyncha czy „Ghost Dog: Droga Samuraja” Jarmuscha. Jednak jury najważniejszymi nagrodami wyróżniło „Rosettę” i „L'Humanité”. Nie byłby to Cronenberg, gdyby nie wykorzystał okazji do zapisania się w historii takim kontrowersyjnym werdyktem.

Podsumowując. Niestety nuda.
5/10

guido8i05

Jest jeden pozytyw wyciągnięty z tego filmu - zachęcił mnie do przeczytania książki. Poza tym nuda, nuda i jeszcze raz nuda (czyli to na co wszyscy narzekają). Spodziewałem się chorego, psychodelicznego kina, a dostałem przegadaną opowieść o procesie twórczym. Forma niestety zawodzi. Choć i ze scenariuszem duży problem (być może książka jest mało "filmowa") Oglądałem na raty...

KYRTAPS

„Nagi Lunch” kiedyś już widziałem, ale wolę sobie jeszcze przypomnieć. Na razie odnośnie reżysera (nie taka zła pierwsza „Mucha”, „Wideodrom”, porąbane „Dreszcze” i „eXistenZ”, nieudany choć w założeniu ciekawy „Crash”) wyjątkowo zareklamuję czyjś blog:

La Pier i „Władca Pierścieni” – wersja według Cronenberga :D
http://www.filmweb.pl/blog/entry/289697/Władca+pierścieni+wg+innego+reżysera+(z+ przymrużeniem+oka).html?commentsPage=1#comment-1822569
UWAGA – jest tam też wersja „LOTR” według von Triera ;)

Martinn


NAPISZ COŚ

A więc był sobie nie całkiem spełniony literat W. S. Burroughs, autor mnóstwa kawałków, niektórych nawet znanych ze względu na skandalizująca otoczkę i kumpelstwo ze środowiskiem nawiedzonego Kerouaca, lecz generalnie podobno raczej kiepski (nie czytałem, więc się nie wypowiem). Oprócz opisywanych niżej do najbardziej znanych jego powieści należą „Ćpun” i „Pedał”.
Nasz Burroughs został bowiem już w młodych latach ćpunem (jeszcze w mrocznych, bliskich wręcz średniowiecza czasach, kiedy na tapecie była głównie heroina, a nawet morfina i różne wynalazki, choć próbował też zwyczajnej benzedryny) i był do tego zadeklarowanym gejem. Kiedyś w Meksyku – prawdopodobnie pod wpływem, choć cholera wie czego – zastrzelił swoją narzeczoną, amfetaministkę Joan, matkę swojego jedynego dziecka. Podobno przypadkiem, podczas zabawy w Wilhelma Tella. W każdym razie wybronił się z tego, nie zmartwił specjalnie i uznawszy że spłodzenie i osierocenie jednego syna wystarczy, oddawał się już dalej w życiu tylko przyjemnościom gejowskim.

No i teraz mamy film Cronenberga, oparty na kilku utworach pisarza, lecz przede wszystkim na dwóch powieściach: „Nagi lunch” oraz „Eksterminator” - opisującej autentyczną pracę Burroughsa w branży walki z robactwem. W filmie przewijają nam się wszystkie wskazane wyżej wątki, niespełnienie pisarskie i męki twórcze, wizje po twardych narkotykach, zabicie Joan, homoseksualizm i rzecz jasna – LBNL - karaluchy. Film wcale nie jest aż tak strasznie „trudny” do zrozumienia, oczywiste jest zażywanie środków chemicznych i powołanie sobie pod ich wpływem nierzeczywistego świata, oraz interakcje tego świata z realem (najciekawsze na początku, np. na policji, potem za dużo dzieje się już tylko w samej międzystrefie). Fajnym pomysłem było użycie w wiadomych celach trucizny na karaluchy, ciekawa jest podświadoma dążność umysłu do ucieczki z iluzji (metodą na to są z kolei wije brazylijskie lub mikstura z nich przyrządzona) oraz walka wywiadów mocarstw z których jedno propaguje narkotyk, a drugie odtrutkę. Choć druga strona z kolei twierdzi, że to Czarne Mięso jest narkotykiem, a w końcu pojawia się trzecia substancja. Zaś najśmieszniejsze, że kiedy Bill myśli że pisze „raporty” dla swoich mocodawców, w rzeczywistości w realnym świecie pod wpływem narkotyku pisze powieść „Nagi Lunch”. Żeby pisać, musi przejść na tamtą stronę, realnie i symbolicznie zabić żonę, która chyba reprezentuje rzeczywistość (?). Mogło to być wszystko bardzo ciekawe, problem odróżnienia rzeczywistości od fikcji podobny jak choćby w „ExistenZ” tegoż reżysera – jednak też, jak w tamtym filmie, skopany przez fobie /filie?/ reżysera. Nachalne i w zasadzie zupełnie niepotrzebne wątki analno-koprofilskie z różowym, gadającym odbytem i podobnymi atrakcjami w niemal co trzeciej scenie sprawiają bowiem, że „Nagi lunch” jest przede wszystkim dosyć obrzydliwy.

Tu zresztą rysuje się nam wyraźna przewaga słowa pisanego nad sztuką filmową – przeczytać można o wszystkim, bez uprzedzeń i niechęci. Kto wie, może pisarz Burroughs oprócz wymienionych kwestii miał nam coś naprawdę ciekawego do powiedzenia. Samo przenikanie się różnych rzeczywistości bardzo mnie ciekawi, choć tutaj niekwestionowane mistrzostwo świata wśród ćpunów i świrów należy do Dicka (BTW – on też marzył o zastrzeleniu niektórych spośród swoich kilku żon) i wszyscy pozostali znajdują się o kilka długości za nim.
Co prawda, oglądając teraz film po raz drugi po paru latach, nie zwracam już na obscena większej uwagi (pewnie w międzyczasie za dużo paskudztw widziałem), jednak cały czas tli się gdzieś w podświadomości stwierdzenie, że to był wspaniały temat, zmarnowany przez głupie pedalstwo – tak więc najwyżej 6/10.

Martinn

jak zwykle coś ciekawego można w komentarzu przeczytać :)

tylko za ostro z tym pedalstwem na końcu... owszem może to być czasem w filmach zbędne, ale po co zaraz tak niegrzecznie się wypowiadać :)

nie chcem wątku rozwijać ale krótko: znasz jakiegoś geja osobiście?
bo ja dwóch znam i mogę powiedzieć, że to normalni, bardzo równi goście.

sten44

no więc piszę, że teraz to mi już w sumie wisi

(jednak to reżyser epatuje szczegółami bez fabularnej potrzeby)



chyba że chodzi Ci o słowo - wtedy odpowiem, że to sam Burroughs napisał jakieś nieznane mi dzieło ( zapewne rewelacyjne ;) pod tytułem "Pedał" ;)

KYRTAPS

Myślałem, że mi się bardziej spodoba

Film zrobiony jest dobrze, utrzymany w podobnym klimacie jak "Videodrome", ale mniej mnie zaciekawił. Przez cały seans "stałem" nieco z boku, nie dałem się tak wciągnąć, jak w przypadku "Videodrome". Nudy jednak nie odczułem - zbyt dziwne rzeczy działy się na ekranie.
Dialogi są mocne! Plus niektóre sceny (mentalny - ? - gwałt w klatce) i ta cała narkotyczna wizja świata - ale mogło być lepiej.

Ogólnie - 6 /10

KYRTAPS

Oryginalny styl, ciekawe kostiumy, efekty specjalne czy muzyka. Niecodzienny temat, choć sposób narracji nieco przyciężkawy. Technicznie bez zarzutu, ale historia nie wciągnęła mnie na tyle, aby postawić coś więcej niż 6/10.

Shalafi

no to jedziemy...

głupie pedalstwo ;)? sam jesteś głuptaskiem;)?
właściwie wszystkich którzy dają noty ponizej 7/10 uważam za głupków o dziwo wszystkie osoby na k i dodatkowo q... a ty .. piszesz takie mądrości może"mądrości" ciekawe gdzie to przeczytałeś piszesz o rzekomym miernym pisarstwie burroughrsa a przyznajesz się do nie zapoznania się z jego twórczością i jeszcze stawiasz dicka ponad niego jak to napisałeś? niezaprzeczalne mistrzoswo?
burroghs jednak poziom wyżej niz dick
po prostu grafomaństwo..

najbardziej dziwi mnie "zjechiwanie" filmu ktorego się nie rozumie... nie wczułeś się w klimat? nie rozumiesz?

uważaja niektórzy ze bardzo łatwo do zrozumienia..
o dziwo
teza jest mylna
by zrozumie trzeba byc zaznajomionym z burroghsem, bitnikami, freejazzem solipsyzmem kafką
jest to najlepsza ekranizacja książki jaką znam ..w dodatku książki której nie da się zekranizowac... zrobione w wyrafinowany sposób - wbrew temu co niektórzy "przedmówcy" twierdzili - dodatkowo w znacznym zakresie wychodzi poza ramy dzieła

galopujacy_jelen

polaczkowatoś - nie potraficie docenic wysiłku reżysera dodam że ogromenego, pisze ktoś, że czegoś za dużo czegos zamało na nudne

wyobraź sobie ze akurat wszystko jest przemyslane i na swoim miejscy wybacznie ale nie potraficie niexle wyglądasz zcyckami na wierzchu i tej spódnicy zrozumiec

najgorsze w tej przypadłości jest to ze inni się filmem zachwycają odnajdują cuda
wysmakowanie wizualne - wy najwidoczniej wypaczone poczucie estetyczne.. co nie skresla wartości samego filmu..

a wy próbujecie tym ludziom wmówic ze się mylą że film jest tak naprawdę do dupy


pozdro pięcset przedtem moja wypowiedź była bardziej wysmakowana , ale problemy z wysłaniem ją zaanihilowały

galopujacy_jelen

No cóż za wysoki merytorycznie poziom argumentacji: głuptaskowatość, polaczkowatość i w ogóle wszystko dlatego, że nic nie zrozumieliście, wy głąby – zaprawdę widać od razu, że jesteś wyrafinowanym intelektualistą, do tego bez żadnych głupich uprzedzeń.
Kolejnym, który nie pojmuje że można coś niecoś zrozumieć, a nie trawić klimatu i elementów estetyki (raczej braku estetyki) ...
Ponieważ czepiasz się też mojej skromnej osoby, to pragnę jedynie nieśmiało zauważyć, że wyraźnie nie przeczytałeś wszystkiego (w tym odnośnie lektury Burroughsa), o zrozumieniu już nie wspominając (w tym odnośnie przyczyn obniżenia oceny) – gdybym nie docenił filmu, miałby on u mnie ocenę rzędu 1-2, a nie 6, natomiast na wyższą zasługiwać mogą filmy udane pod kilkoma różnymi względami jednocześnie (!).
Zaś solipsyzm to moje drugie imię (choć za jego najlepszą egzemplifikację literacką uważam wciąż pewną niepoważną książeczkę Browna, takie już ze mnie bezguście), z Kafką i bitnikami jestem „zaznajomiony”, podobnie jak z prozą części pokoleniowych porąbańców w typie Kerouaca (choć to ostatnie z dodatkiem „niestety”); a Burroughs się akurat nie trafił – i jakoś mnie nie potrafiłeś przekonać, że to duża strata.

P.S. Ja z kolei wszystkich, którzy nie potrafią docenić geniuszu i szaleństwa Dicka (niezależnie od trafiających mu się słabych, nieraz nawet grafomańskich tekstów), uważam za niepełnosprawnych umysłowo i emocjonalnie, z którymi dyskusja nie ma w ogóle sensu ... tyle że na co dzień staram się bez potrzeby nie uzewnętrzniać tych straszliwych uprzedzeń, których się głęboko wstydzę, rzecz jasna.