PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=213145}
7,5 41 120
ocen
7,5 10 1 41120
6,7 10
ocen krytyków
Niczego nie żałuję Edith Piaf
powrót do forum filmu Niczego nie żałuję - Edith Piaf

Planując romantyczny tydzień w Paryżu ? wstyd się przyznać ? w ogóle nie brałem pod uwagę wizyty w kinie. Zamieszkaliśmy na Montmartre na rue Tholoze, jak się okazało dwa domy od ?Studio 28?, najstarszego stałego kina w Paryżu. Dzień po naszej dwudziestej rocznicy ślubu, przechodząc obok bramy ?Studia? zobaczyłem, że jakaś Paryżanka bierze z powieszonej na ścianie kasetki program kina...

Mówię bardzo słabo po francusku, moja żona wcale. Nie mówiłem jej, że film trwa ponad dwie godziny, bo i po co ponad miarę straszyć? Weszliśmy na salę (samo kino to temat na inne opowiadanie), zapadliśmy się w obite czerwonym pluszem fotele. A potem stara teatralna kurtyna rozsunęła się i... żadnego wprowadzania w nastrój reklamą ?Ajaxa?, nowej ?Nokii? czy faceta z przerośniętymi sutkami. Na ekranie pojawiła się Ona...

Tak, pojawiła się nie Marion Cotillard w roli La Mome Piaf, ale prawdziwa Edith. A potem był już czysty obłęd! Brakuje słów, by to opisać! Powalająca wizja, prawdziwa podróż w czasie, coś nieprawdopodobnego! Twierdzę, że od kilku lat film francuski (chyba głównie za sprawą osobowości Bessona, który podobnie jak Spielberg w kinie amerykańskim przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pokazał, że film ma być przede wszystkim wspaniałą zabawą i tym ?kawałkiem ciastka?, o którym mówił Hitchcock) zdecydowanie podniósł się o kilka klas w górę. Ale to, co zobaczyłem w starym kinie na Montmartre, to była klasa sama dla siebie!!!

Nie chcę rozpisywać się o scenografii, zręcznym scenariuszu, pracy kamery czy innych elementach filmowej kuchni. Powiem tylko jedno: bardzo rzadko na jakimkolwiek filmie widzom wędrują mrówki po plecach. Ja sam pamiętam chyba tylko dwa takie momenty w kinie: Janda śpiewająca ?Balladę o Janku z Gdyni? w ?Człowieku z żelaza?, w czasie, kiedy wszedł na ekrany za pierwszej (i jedynej) ?Solidarności?, oraz w finałowej scenie ?Stowarzyszenia Umarłych Poetów? Weira. Tu chyba wszyscy obecni na sali poczuli coś takiego, kiedy do schorowanej Edith przychodzą przyjaciele i mówią, że jakiś młody kompozytor napisał dla niej piosenkę i żeby jej posłuchała. Edith nie chce, mówi, że jej to w najmniejszym stopniu nie interesuje... W końcu niosą ją do pokoju z fortepianem (to prawie koniec jej życia i prawie już nie chodzi), skurczoną z bólu sadzają w kącie, kompozytor siada przy instrumencie i zaczyna grać ?Je ne regrette rien?... I wtedy coś w Edith się rozświetla, coś ją jeszcze na chwilę przywraca do życia. Ta ? wydawałoby się już stojąca nad grobem staruszka (miała wtedy zaledwie 45 lat) siada prosto i z uśmiechem mówi: ?Tak! To piosenka o mnie, to moja piosenka! Muszę ją jeszcze publicznie zaśpiewać!?
I tak się stało. Teraz, gdy słuchamy tego nagrania, nie uświadamiamy sobie, że był to nie tylko artystyczny testament ?Słowika Paryża?, ale też podarunek, który dostała prawie w godzinę śmierci i który dała nam wszystkim. Chwała Cotillard, że potrafiła to pokazać. I nie dziwmy się, że nawet tak dobry aktor, jak Depardieu wypada w filmie papierowo i blado. Na tle geniuszu prawie wszystko jest papierowe, blade i nieważne. W ?La Mome? mogliśmy zobaczyć błysk aktorskiego geniuszu. Jeśli (a mam taką głęboką i szczerą nadzieję) nie będzie to jedynie błysk z przypadku, czeka nas jeszcze niejedna wspaniała chwila spędzona w kinie. Nie tylko w kinie na Montmartre.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones