Film sam w sobie nie jest jakimś wielkim dziełem sztuki filmowej, ale ma wielką moc. Czerpie ją z niezwykłych kolei życia tej wyjątkowej osoby, jaką była Edith Piaf, z jej przeszywających piosenek, wreszcie z brawurowej roli Marion Cotillard. Ta moc jest tak wielka, że wyciska prawdziwe strumienie łez. I choć intelekt się wzbrania, to serce każe ocenić ten film na wysokie 9/10. A ja bardzo chętnie mu ulegam. I nie przejmuję się nawet tym patosem, który bije z tej krótkiej notki - bo znów nie słucham się rozumu...
Myślę, że film jest bardzo dobry, a można powiedzieć, że rewelacyjny. Według mnie można powiedzieć, że jest dziełem swoistym, opowiadającym o dość burzliwym życiu Edith Piaff. Śmiało można dać mu 9. Jedynie co mi się nie spodobało, to retrospekcje nie nie do końca dokręcone. Chodzi przede wszystkim o wątek po koniec filmu, gdzie na łożu śmierci Edith przelatują fragmenty z życia. Tam jest krótki wątek o dziecku Edith. Trochę za szybko. Ale i to ma swój urok filmu.
Właśnie, właśnie. Zgadzam się, że ten wątek był za krótki. Dlatego mi na przykład nie pozwalały się cieszyć historią błędy techniczne. Montaż i zdjęcia.
Osobiście oglądałam ten film z wielkim zainteresowaniem, również dlatego, że lubię Edith Piaf. Film bardzo mi się podobał i śmiało mogę dać mu 9/10 pkt.