W spory czy jest to klasyczny western wdawać się nie zamierzam, bo znowu ktoś zaserwuje mi definicję. Nieważne. Obejrzałem film z przyjemnością, bo, jak wielu użytkowników forum, mam słabość do Eastwooda. Delikatnie się jednak rozczarowałem. Oczekiwałem filmu trochę podobnego do "Bez przebaczenia" a dostałem coś zgoła przeciwnego. Mniemam, że Clint zaczerpnął z konwencji pierwszych westernów, w których bohater bez skazy bronił uciśnionych (z tego co widzę to chyba nawet remake "Jeźdźca z nikąd"). Niemniej jednak finałowa scena jest troszkę przesadzona. 7/10 z sentymentu ale oczekiwałem więcej.