proamerykański gniot. Znów - jak to bywa w większości tego typu produkcji - wietnamczycy przedstawieni są jako bezmózgie, bezduszne, brudne kreaturki bez żadnej głębi, zaś amerykany to najkrócej rzecz ujmując ich totalne przeciwieństwa. Film bardzo podniosły i bohaterski. Nie wiem co Herzogowi odbiło, żeby coś takiego w ogóle nakręcić. Warte uwagi są jedynie początkowe zdjęcia bombardowania wietnamskiej wioski. Potem już tylko gorzej i gorzej. Wiele wątków nie zostało wystarczająco rozwiniętych, inne natomiat są zbyt rozwlekłe. Słowem - lipa i nie polecam. 3/10
Ty za to, sądząc po Twoim idolu Gibsonie, filozofie masz opanowaną w małym palcu. Wypad - lecz swoje komplexy gdzie indziej, słoneczko.
nara :*
Niestety nie mogę zgodzić się z autorem tematu.
Oprócz scen bombardowania wioski, było takie jedno, ciekawe ujęcie przedstawiające liście w dżungli. Była to jedyna rzecz jaka kojarzyła mi się z Herzogiem.
a pro po tego że zostali pokazani jako bezduszne kreaturki czy coś tam to oni mieli sie tam całować czy jak