!!!SPOJLERY!!!
Dzieło. Film wielki. Adaptacja książki która przewyższa oryginał. To tak w skrócie, a teraz dokładniej - zmieniono ile się dało, Hawkeye zamiast być rówieśnikiem, przyjacielem i "bratem" Chingachgooka jest jego przybranym synem. Oczywiście młodszym niż jego ksiązkowy odpowiednik. Zmienili mu nazwisko, zakochuje się, czego w książce nie było. Major Heyward przedstawiony jako wredny typ, któremu głownie małżeństwo z Corą w głowie, do tego na końcu się heroicznie poświęca, podczas gdy w książce ani nie był takim dupkiem, ani nie zginął, zresztą podobnie jak i Munro. Tutaj mieli mniej szczęścia, za to więcej go miała Cora Munro, która zamiast romansować z Unkasem romansuje z naszym głownym bohaterem i lepiej na tym wychodzi kosztem swej młodszej siostry która w książce oczywiście nie zginęła. No i przepadł gdzieś Gamut, czyli postać o komediowym charakterze i w sumie dobrze że przepadł bo nie było tu dla niego miejsca.
KONIEC SPOJLERÓW
I najciekawsze jest to, że te wszystkie zmiany sprawiają, że film od książki jest po prostu lepszy.
Do tego dochodzi świetna rola Day-Lewisa oraz jedna z największych atrakcji - muzyka - tu bym się mógł rozpisac, ale już to zrobiłem na stronie w dziale muzyki filmowej więc powiem tylko, że lepszej muzyki filmowej niż to co zrobili Trevor Jones i Randy Edelman nie słyszałem nigdy i wątpię, żebym kiedykolwiek usłyszał. Rewelacyjny motyw przewodni to w tym wypadku tylko jedna z atrakcji, danie głowne mamy na koniec. "Promentory" czyli kawałek, który usłyszymy w finale po prostu miażdży.
Wielka szkoda, że film ten nie doczekał się wersji reżyserskiej z prawdziwego zdarzenia, bo tzw Director's Expanded Edition, dłuższa od wersji kinowej o 3 minuty z pewnością nie satysfakcjonuje, zwłaszcza, że wycięto z niej trochę dialogów i świetną piosenkę "I Will Find You".
Tak czy inaczej "Ostatni Mohikanin" to film wspaniały, dopisuję do listy filmów z 10/10