"Ostatni samuraj to film typowo hollywoodzki - mistrzowsko zrealizowany, chwytający za serce i? momentami przeraźliwie nudny. I choć jest przynajmniej o pół godziny za długi, a patetyczna końcówka nawet największego twardziela może przyprawić o ból głowy..."
Moim skromnym zdaniem recenzja ciekawa, ale... nietrafiona. Nie zauważam w tym filmie żadnego taniego patosu, natomiast dużo subtelności, piękna i smutku za wartościami, które przeminęły. I jak na ironię: przesłanie filmu chyba nie dotarło do twardej głowy Szanownego Recenzenta. Bo, jak możemy przeczytać; honor, heroizm, prawość... już nie istnieją. Przykro mi, dzisiaj liczy się tylko Hollywood!
Nie zauważyłeś taniego patosu? No bez jaj. Dla mnie ogromnym minusem tego filmu jest zbyt nachalne naginanie się do gustów i przyzwyczajeń typowego hollywoodzkiego widza. Film bardzo ładny, mistrzowsko zrealizowany, fajnie się go ogląda (choć Cruise czasem irytuje), ale miejscami do bólu tandetny, zwłaszcza w końcowych partiach. Niestety, twórcy zabiegając o jak największy sukces filmu polecieli strasznym schematem.
"I jak na ironię: przesłanie filmu chyba nie dotarło do twardej głowy Szanownego Recenzenta. Bo, jak możemy przeczytać; honor, heroizm, prawość... już nie istnieją. Przykro mi, dzisiaj liczy się tylko Hollywood!"
Mam wrażenie, że to Ty nie zrozumiałeś recenzji (być może zbyt krótkiej i lakonicznej). Myślę, że krytyka nie odnosi się do wartości, (honor, heroizm...), które ten film porusza, ale do sposobu, w jai to czyni. Bo przecież można to było zrobić w bardziej wiarygodny, prawdziwy sposób, a nie polecieć przerysowanym do granic absurdu finałem bitwy i banalnym finałem z cudowną metamorfozą młodego Cesarza, który nagle przejrzał na oczy i pierdyknął puentę całego filmu.
Dlatego dla mnie 8/10 (i tak wysoko, bo rozmach produkcji i jej realizacja jest jenak godna podziwu)
no .. dla mnie szczytem tandety jest moment, w którym wszyscy klękają przed Katsumoto i Olgrenem ;)
No cóż, chyba nie wyraziłam się jasno.
Uważam, że nie wystarczy beznamiętnie obejrzeć film, żeby napisać porządną recenzję. Trzeba go dobrze zrozumieć.
Mówisz, że krytyka nie odnosi się do wrtości? A ja myślę, że tekst jasno obrazuje pewien fakt: beznamiętne wrażenie jest przedkładane nad wartości.
"Bo przecież można to było zrobić w bardziej wiarygodny, prawdziwy sposób, a nie polecieć przerysowanym do granic absurdu finałem bitwy i banalnym finałem..."
Gdyby ten film był oparty na prawdziwej historii, uważał(a)byś tak samo? Dlaczego heroiczna historia, która miała miejsce naprawdę (Termopile, na przykład;), w filmie jest pogardzana jako "straszny schemat"? Że zrobiony w Hollywood to zły? Moim zdaniem są sprawy, które nigdy nie stracą wartości.