Gdy pierwszy raz oglądałem "Ostatniego samuraja" w tv, mniej więcej gdzieś koło połowy usnąłem znudzony nużącymi scenami. Postanowiłem obejrzeć go jeszcze raz, ale w jasny dzień, aby znów nie zasnąć. Na szczęście jakoś wytrzymałem, ale właśnie jak poprzednio, w połowie filmu zaczęły mi się zamykać oczy, ale dotrwałem do końca, i przyznam, że warto było.
Film jest absolutnie za długi, niektóre sceny są bardzo nudne, przydługawe i mało interesujące. Przede wszystkim zabrakło mi scen akcji, których w tym filmie jest "jak kot napłakał". Jedynie ostatnia walka robi ogromne wrażenie, a oprócz niej - kilka niezłych scen akcji, ale zbyt krótkich i mało trzymających w napięciu. Mimo iż niektórzy uważają ten obraz za arcydzieło, to jednak uważam, że "Ostatni samuraj" jest filmem ogólnie mało interesującym. Fabuła w niektórych momentach szwankuje. Oczywiście film ten ma wiele zalet, m.in. pierwszorzędne aktorstwo, wspaniałe zdjęcia (zwłaszcza sceny wspomnień Nathana Algrena oraz świetna muzyka Hansa Zimmera. Początek bardzo słaby, jednak warto dotrwać do ostatniej walki, która jest po prostu majstersztykiem kina wojennego. 8/10