Być może jest patetyczny, hollywoodzki i podniosły do bólu, ale jednak ma coś, co czaruje i
sprawia, że chce się do niego powrócić. To nic, że na wiadomej stacji telewizyjnej
oglądałam go już z pięć razy - obejrzę i po raz szósty, jeżeli nadarzy się okazja. Muzyczne
mistrzostwo Hansa Zimmera (zawsze, nie wiedzieć czemu, scena, w której Katsumoto z
samurajami eskortują Algrena do miasta w akompaniamencie skądinąd genialnego
"Idyll's End" przyprawia mnie o ciarki). Za aż nadto odczuwalny nadmiar patosu
wystawiam 8/10, co nie zmienia faktu, że i tak film jest godny polecenia.
Film na prawdę fajny, nie da się ukryć
Muszę jednak stwierdzić, że mimo przyjemnej fabuły, świetnej muzyki, dobrej akcji, strasznie razi mnie hamerykańskość tego filmu, nie chodzi mi nawet o kwestie historyczne, zarówno te walki na miecze wykonane świetnie, ale nie japońsko, samuraje mieli charakterystyczny styl walki, kodeks honorowy, własną charakterystyczną ideologię, nie walczyli jak hmmm rycerze pod Grunwaldem (wiem, ze dziwne poronwanie, ale tak mi się jakos skojarzylo) ogólnie mimo dobrej gry aktorów i wysokiego budżetu, nie widać japońskiej, bardzo odmiennej od naszej europejskiej mentalnosci (spowodowanej bardzo długą izolacją), mimo, ze ogląda się fajnie, nie czuć tego japońskiego ducha, nie mowiąc już o zachodnim uber-samuraju, ogólnie polecam stare japońskie filmy o tej tematyce (Kurosawy, Kobayashiego), mimo, że wykonanie, gra aktorska i fabuła zwykle gorsza (mają swoje lata), po prostu to coś czuć, ich wartość artystyczna jest na pewien sposób wyższa
Hmm... wartość artystyczna to akurat kwestia sporna, bo to, co spodoba się jednemu, dla innego będzie całkowicie pozbawione głębi. Filmy Kurosawy widziałam i muszę się zgodzić, że aż bije od nich japońska mentalność, odmienność. W "Ostatnim Samuraju" rzeczywiście są elementy, które trącą Ameryką, przy czym nie wszystkie rzucają się w oczy i, co najlepsze, niektóre nawet dobrze komponują się z wyżej wspomnianym przeze mnie patosem. Robi nam to film przyjemny w odbiorze, ale artystycznie może rzeczywiście, w żaden sposób specjalny. Mimo wszystko uważam, że warto go obejrzeć, chociażby dla pięknej scenografii, muzyki i całkiem niezłej gry aktorów (nawet Cruise, o dziwo, nie drażnił mnie w tym filmie).
Abstrahując od tematu, spojrzałam właśnie na Twój avatar - czyżby fan Bleacha? :)
Między innymi Bleacha :) Ogólnie rzecz biorąc jestem fanem anime oraz mangi
Prócz Bleacha, moje ulubione tytuły to Fullmetal Alchemist Brotherhood, Samurai Champloo, Hellsing Ultimate, Death Note, Code Geass czy też Naruto Shippuden :) Na prawdę polecam ^^
Kiedyś przeczytałem zdanie: "łatwo jest mówić trudno o rzeczach łatwych. Trudno jest mówić łatwo o rzeczach trudnych." Trudno jest przenieść do kina zachodu ducha dawnej Japonii. Masz absolutnie rację, że nie jest to obraz podobny do filmów np. Kurosawy, ale uważam, że jest udaną próbą przybliżenia nam (z naciskiem na słowo PRZYBLIŻENIA) kultury wschodu. Zwróćmy uwagę, że "Siedmiu Samurajów" znalazło odbicie w "Siedmiu wspaniałych". Japoński film był naprawdę dobry, ale nie dla szerszego grona widzów z zachodu. Myślę, że w "Ostatnim samuraju" naprawdę godnie znaleziono złoty środek. Przy okazji, dla mnie to po prostu piękny obraz. A wierzcie mi, że bardzo rzadko używam tego określenia.