Smuci mnie fakt, że film jest w wielu środowiskach wyszydzany. Nie jest oczywiście idealny, ma swoje błędy. Jednak ostra krytyka i węszenie na siłe amerykańskich akcentów pochwalających USA, czy choćby uważanie, iż znajduje się dalece przesadzony patos to jednak lekkie przegięcie. Ciekawi mnie, czy ten film będzie z tych, co będą dostrzeżone po upływie czasu, czy nigdy. Piękne zdjęcia, Hans Zimmer przygniata swoją muzyką, a główne kreacje są bardzo dobrze odegrane. Narzeka się na Cruisa, że wydawał się być bezpłciowy. Poprostu miał inną rolę, osobnika, który był wewnętrznie rozdarty. Cholera, co tu dużo mówić, film jest naprawdę dobry i wracam do niego co jakiś czas.