W filmie był pokazany moment, jak zabójca zabiera Waltera do samochodu. Ale skąd Walter się tam wziął? Dlaczego wyszedł z domu? Czy było coś o tym w filmie?
Jestem świeżo po filmie i w filmie było jak Gordon zabiera chłopca do samochodu pod pretekstem, ze jego rodzice mieli wypadek, ale to nie był Walter. Przynajmniej tak mi się wydaje. Lecz ten sam chłopiec później wylądował w tym samym czasie z Walterem w tym kurniku.
Ojciec waltera tak naprawde odsiadywał wyrik we więzieniu oczym nie ma mowy w filmie i zapewna miał wrogów a ten chłopiec to yylko przykład ( ten co wchodzi do sapochodu )
Walter to dziecko. Zapewne znudziło go spędzanie samotnie czasu w domu, więc wyszedł na zewnątrz. Może chciał znaleźć kogoś, z kim może się bawić? Nie wiadomo. Jasne jest natomiast, że dzieci potrzebują nieustannego zainteresowania ich osobą ;)
Ja też wychodziłam z domu,jak mama była w pracy,żeby bawić się z innymi dziećmi,ktorych rodzice też byli w pracy.Nosiliśmy klucze na wstążkach na szyi,a niektórzy zostawiali klucz pod wycieraczką.
pewnie gdzieś wyszedł, szkoda mi jego matki bo do końca życia wyrzucała sobie zapewne to, że poszła do pracy
W realu chłopiec chciał gdzieś pójść, więc za zgodą matki(takie były wtedy czasy, że dzieci łaziły jak chciały) poszedł. Gdy chłopiec nie wracał do domu, to matka się zaniepokoiła. Ona nie była wtedy w pracy, była w domu z psem.
Może wyszedł tylko na chwilę przed dom, bo coś usłyszał albo zobaczył przez okno, może jechała straż pożarna i wyszedł zobaczyć dokąd jadą - tego nie wiemy. Jest tysiąc powodów, dla których mały chłopiec może wyjść przed dom, po prostu na trawnik. A wtedy własnie podjechał Gordon i może zapytał gdzie tu jest sklep albo jak dojechać do szkoły i poprosil Waltera żeby wsiadł do samochodu i pokazał mu drogę.
Cholera wie, co dzieciom w głowach siedzi. Mała ja też miała przypadek, gdy dwóch miłych panów zapytało nie o drogę. Machała łapkami, tłumaczyłam, a gdy poprosili mnie, aby wsiadła do samochodu i ich nawigowała, z chęcią na to przystałam (robiłam dobry uczynek, byłam miła i mieli mnie za to lubić). Na szczęście mój ojciec - w tym okresie taksówkarz, dojrzał mnie przez szybkę i dzielnie asystował z tyłu w podróży, wołając przez centralkę "siły pomocnicze". Oczywiście wycieczka nie skończyła się tam, gdzie skończyć miała. Gdy panowie wysiedli ze mną z samochodu, ja nadal upierałam się, że to nie tutaj i trzeba wsiąść i jechać dalej. Jednak ojciec i jego pozbierana po drodze "gwardia przyboczna" zakończyli tę wycieczkę. Panowie zdążyli odjechać swoim samochodem, numery wozu zostaly spisane i powędrowały na policję, a głupia ja długo miałam żal do ojca, bo przez niego mili panowie mnie nie lubią. No i że kilka klapsów na tyłek poleciało (edukacyjne klapsy nikogo wtedy nie oburzały)