I choć teraźniejszość ówczesnej Grecji, jej kryzys, problemy są silnie obecne w tym dziele Angelopoulosa, to w gruncie rzeczy nie o nią tu chodzi. W całej swojej trylogii reżyser buduje, w Pejzażu może najsilniej, bohaterów próbujących za wszelką cenę od niej uciec, zyskując dzięki temu szlachetność o której pisał przed wielu laty właśnie Levinas, szlachetność, która uosabia naturę wszystkich wewnętrznych przeżyć i marzeń, które stają się przeciwwagą dla rozpadającej się przestrzeni cywilizacji, społeczeństwa. Dlatego oskarżanie tego filmu o nierealność, nieprawdziwość mija się zupełnie z celem, bo odbywa się on na zupełnie innym od rzeczywistego wymiarze, przekraczając jego ograniczenia i schematy .Inną rzeczą jest, że koniec końców próby te najprawdopodobniej przynoszą zgubę bohaterom tych prób, jednak sama podróż, podróż która w pewnym momencie z geograficznej wędrówki staje się onirycznym podążaniem za samym sobą, mitycznym byciem w drodze Nietzschego nie dla celu, ale dla bycia, podróż ta rekompensuje wszystkie porażki i rozczarowania, stając się zamkniętym wymiarem przeżycia. To chyba największa wartość jaka płynie z tego filmu, tak fantastycznie budowanego według percepcji związanej z wyobraźnią, podatnej tylko na plastyczność ludzkiej psychiki, uciekającej od suchego zapisu, suchej kalkulacji realności.