Tarantino zabrał nas w przyjemną podróż ze starymi dobrymi kumplami w postaci Leosia i Pitta, lecz po drodze zapomniał opowiedzieć angażującą historie. Bardzo żałuję, że wątek Sharon Tate został potraktowany tak po macoszemu ponieważ mógł on stanowić główną siłę filmu, a tak otrzymaliśmy kilka scen z Margot, która nie mogła się wykazać, hołd złożony westernom, bardzo sympatyczną rolę Brad'a Pitta i nie wiele więcej.
Film poprawny, ale zabrakło w nim tego pierwiastka, który sprawiłby, że do tego filmu chciałoby się wracać w przyszłości.