Zachęcony opiniami, postanowiłem obejrzeć to „dzieło”.
O ile dojrzałego DiCaprio lubię tak samo jak Brada Pitta to przez cały film miałem jakieś dziwne uczucie, że coś tutaj jest nie tak. Dodam jeszcze, że byłem święcie przekonany, iż film jest reżyserii Scorsese...
Ciągnie się i ciągnie, ale myślę trzeba skończyć, dobra obsada... Czekałem, aż wątki przedstawione w filmie jakoś się połączą, będzie puenta, ale nie... Po katuszach wysiedzianych na seansie, całe szczęście w domowym zaciszu, okazało się, że film nie ma sensu, to jak kilka historii splecionych w jeden obraz z finałem, który próbuje sobie zaskarbić ocenę krytyków poprzez wykorzystanie kontrowersyjnych tematów jak zabójstwo żony Polanskiego czy ośmieszenie Lee przedstawiając go jako pozera.
Najciekawsze dla mnie wątki nie zostały wyjaśnione w modnym ostatnimi czasie stylu „domyśl się sam”, a finał to jakieś totalne nieporozumienie, które jednak zmusiło mnie do sprawdzenia ogólnej oceny na filmwebie i odkryciu (ku całkowitym braku zaskoczenia), że twórcom tego genialnego filmu jest nie kto inny jak mój „ukochany” Tarantino.
Quentin uwielbia rozwlekać swoje filmy w niemal oniryczną nieskończoność, a kiedy brakuje już pomysłów na pociągniecie historii serwuje widzowi krwawą jatkę... Gdybym wiedział, że to On reżyserował pewnie poszedłbym wcześniej spać. Rzadko udzielam się na filmwebie, ale po prostu musiałem wysrać z siebie tę opinię.
Nie chcę oceniać, bo za całokształt i niechęć do tego wątpliwej jakości geniusza (reżyser) dałbym pewnie 4, ale ogólnie kadry, gradacja koloru i aktorstwo Leosia i Brada to jest jednak coś co ratuje to pozbawione sensu monstrum.