Pewnego razu... w Hollywood

Once Upon a Time ... in Hollywood
2019
7,3 229 tys. ocen
7,3 10 1 229197
7,7 87 krytyków
Pewnego razu... w Hollywood
powrót do forum filmu Pewnego razu... w Hollywood

Ten film jest w czymś niezrównany! Ma mnóstwo atutów i sporo też wad, ale jest w czymś, jeśli chodzi o odbieranie filmu, niezrównany! I w tym ma u mnie pierwsze miejsce! Mianowicie, chodzi o to jak szybko mija w oglądaniu. Ma niemaly czas trwania a zlatuje w tempie niewiarygodnym. I to za każdym razem zawsze szybciej, choć się wydaje że już się nie da! Te sekwencje,akcje są tak połączone i splecione ze sobą, że film, który trwa prawie 2,5 g wydaje się że trwa podstawowe półtorej... I nie wiem czy "OUATIH" miesci się nawet w top 15, ale wiem za to, że w koalicji z czasem jest nr 1 jakie doświadczyłem!

ocenił(a) film na 6
mateos8

Czyli warto zrobić ponowny seans?

KrzychuSwar

Oczywiście, że warto! Ten film na kazdym kolejnym seansie tylko zyskuje. Wyłapuje się kolejne smaczki, które za pierwszym razem są prawie że nie do wyłapania. A czas trwanie filmu jest żałośnie krótki, i za to mam żal do Quentina że jednak poszedł na ugodę z wytwórnią. Film jest ewidentnie pocięty, powycinali Rotha, wyciął Mardsena, który fajnie odegrał Reynoldsa, na co są dowody, a aktorzy pokroju Madsena, Clifftona jr czy McNairy'ego dostali epizody tak małe, że pierwszy lepszy statysta dostaje lepsze... "OUATIH" żeby spełniło się tak jak oczekiwalem, musiało by trwać około 4 godziny... Quentin sam zabił potencjalne arcydzieło na stole montażowym.

ocenił(a) film na 6
mateos8

Ciekawe, dzieki za odpowoedz

ocenił(a) film na 7
mateos8

Dla mnie ten film jednak jest zbyt pocięty i chaotyczny żeby dać mu 9 czy nawet 8.

Quentin zachłysnął się chyba własną zajebistością i zamiast dać nam szaloną, przewrotną i śmieszną historię z jakich słynie, tutaj urządził sobie po prostu wykład dla widza o kinie lat 60. Jeżeli kogoś totalnie nie interesuje o co latem 1969 przy śniadaniu pokłócili się Polański i Sharon Tate, albo nie interesuje go masa anegdotek z planów zdjęciowych jakichś podrzędnych westernów to nie ma czego szukać za bardzo w tym filmie.

Nie wiem czy czytałeś książkę Tarantino która niedawno wyszła?
Dla mnie ona jest tylko potwierdzeniem tego co pisałem wyżej. Tarantino ciągle potrafi pisać fajne, mięsiste dialogi, genialne postacie i potrafi zaciekawić widza historią którą ma do opowiedzenia, ale w przypadku OUATIH popłynął moim zdaniem i to ostro. Po tej książce mam wrażenie że nawet gdyby ten film trwał 4 czy 5 godzin to i tak byłby pociętym wykładem w którym Quentin wolałby wrzucać swoim bohaterom do ust kolejne przemyślenia na temat kina, muzyki i serialu lat 60. zamiast jakoś rozwinąć tę opowieść. Generalnie książkę czyta się bardzo przyjemnie, tak samo jak film ogląda się bardzo przyjemnie ale w momencie kiedy kończysz jedno i drugie to czuć i tak wielki niedosyt.

Także ogólnie dla mnie ten film zawsze będzie sporym rozczarowaniem bo mimo że ogląda się go nieźle to mógł być jednym ze sztandarowych dzieł reżysera, a mam wrażenie że przez upartość samego reżysera i jego dziwną manię wpychania anegdotek lat 60. w każdej minucie filmu jest tylko fajną, pociętą laurką z ogromnie zaprzepaszczonym potencjałem. Sama historia w tym filmie to mam wrażenie że pełni gdzieś rolę 3-planową, tak samo jak rolę trzecioplanową pełnią Sharon Tate, Manson, McQueen, Marvin Schwarz i wiele innych postaci które dostają tylko jakieś śmieszne cameo, nie licząc Tate oczywiście. DiCaprio z Pittem oczywiście są świetni, mimo tego że pierwszy przez większość filmu musi siedzieć w stroju kowbojskim i recytować kwestie do jakiegoś gównianego westernu, a drugi z kolei bez celu włóczy się cadillakiem po ulicach L.A.

Ponarzekałem sobie trochę na ten film ale to nie jest też tak że uważam go za totalne nieporozumienie w filmografii Tarantino, po prostu przed premierą oczekiwałem bardzo, bardzo dużo a po filmie się trochę zawiodłem. Tak jak w poprzednich filmach zawsze było widać tę nutkę kinofila u Tarantino w postaci umiejętnie wprowadzonych z umiarem i ze smakiem smaczków z popkultury, tak tutaj jak dla mnie reżyser tak jak pisałem wcześniej urządził sobie po prostu wykład na temat kina, bohaterowie to w większości gadające głowy, a sama historia głównych bohaterów jest pocięta i jest tylko tłem dla tej otoczki Hollywoodu.