Ten film jest w czymś niezrównany! Ma mnóstwo atutów i sporo też wad, ale jest w czymś, jeśli chodzi o odbieranie filmu, niezrównany! I w tym ma u mnie pierwsze miejsce! Mianowicie, chodzi o to jak szybko mija w oglądaniu. Ma niemaly czas trwania a zlatuje w tempie niewiarygodnym. I to za każdym razem zawsze szybciej, choć się wydaje że już się nie da! Te sekwencje,akcje są tak połączone i splecione ze sobą, że film, który trwa prawie 2,5 g wydaje się że trwa podstawowe półtorej... I nie wiem czy "OUATIH" miesci się nawet w top 15, ale wiem za to, że w koalicji z czasem jest nr 1 jakie doświadczyłem!
Oczywiście, że warto! Ten film na kazdym kolejnym seansie tylko zyskuje. Wyłapuje się kolejne smaczki, które za pierwszym razem są prawie że nie do wyłapania. A czas trwanie filmu jest żałośnie krótki, i za to mam żal do Quentina że jednak poszedł na ugodę z wytwórnią. Film jest ewidentnie pocięty, powycinali Rotha, wyciął Mardsena, który fajnie odegrał Reynoldsa, na co są dowody, a aktorzy pokroju Madsena, Clifftona jr czy McNairy'ego dostali epizody tak małe, że pierwszy lepszy statysta dostaje lepsze... "OUATIH" żeby spełniło się tak jak oczekiwalem, musiało by trwać około 4 godziny... Quentin sam zabił potencjalne arcydzieło na stole montażowym.
Dla mnie ten film jednak jest zbyt pocięty i chaotyczny żeby dać mu 9 czy nawet 8.
Quentin zachłysnął się chyba własną zajebistością i zamiast dać nam szaloną, przewrotną i śmieszną historię z jakich słynie, tutaj urządził sobie po prostu wykład dla widza o kinie lat 60. Jeżeli kogoś totalnie nie interesuje o co latem 1969 przy śniadaniu pokłócili się Polański i Sharon Tate, albo nie interesuje go masa anegdotek z planów zdjęciowych jakichś podrzędnych westernów to nie ma czego szukać za bardzo w tym filmie.
Nie wiem czy czytałeś książkę Tarantino która niedawno wyszła?
Dla mnie ona jest tylko potwierdzeniem tego co pisałem wyżej. Tarantino ciągle potrafi pisać fajne, mięsiste dialogi, genialne postacie i potrafi zaciekawić widza historią którą ma do opowiedzenia, ale w przypadku OUATIH popłynął moim zdaniem i to ostro. Po tej książce mam wrażenie że nawet gdyby ten film trwał 4 czy 5 godzin to i tak byłby pociętym wykładem w którym Quentin wolałby wrzucać swoim bohaterom do ust kolejne przemyślenia na temat kina, muzyki i serialu lat 60. zamiast jakoś rozwinąć tę opowieść. Generalnie książkę czyta się bardzo przyjemnie, tak samo jak film ogląda się bardzo przyjemnie ale w momencie kiedy kończysz jedno i drugie to czuć i tak wielki niedosyt.
Także ogólnie dla mnie ten film zawsze będzie sporym rozczarowaniem bo mimo że ogląda się go nieźle to mógł być jednym ze sztandarowych dzieł reżysera, a mam wrażenie że przez upartość samego reżysera i jego dziwną manię wpychania anegdotek lat 60. w każdej minucie filmu jest tylko fajną, pociętą laurką z ogromnie zaprzepaszczonym potencjałem. Sama historia w tym filmie to mam wrażenie że pełni gdzieś rolę 3-planową, tak samo jak rolę trzecioplanową pełnią Sharon Tate, Manson, McQueen, Marvin Schwarz i wiele innych postaci które dostają tylko jakieś śmieszne cameo, nie licząc Tate oczywiście. DiCaprio z Pittem oczywiście są świetni, mimo tego że pierwszy przez większość filmu musi siedzieć w stroju kowbojskim i recytować kwestie do jakiegoś gównianego westernu, a drugi z kolei bez celu włóczy się cadillakiem po ulicach L.A.
Ponarzekałem sobie trochę na ten film ale to nie jest też tak że uważam go za totalne nieporozumienie w filmografii Tarantino, po prostu przed premierą oczekiwałem bardzo, bardzo dużo a po filmie się trochę zawiodłem. Tak jak w poprzednich filmach zawsze było widać tę nutkę kinofila u Tarantino w postaci umiejętnie wprowadzonych z umiarem i ze smakiem smaczków z popkultury, tak tutaj jak dla mnie reżyser tak jak pisałem wcześniej urządził sobie po prostu wykład na temat kina, bohaterowie to w większości gadające głowy, a sama historia głównych bohaterów jest pocięta i jest tylko tłem dla tej otoczki Hollywoodu.