Pierwsze 15 minut mówi do mnie jest coś na rzeczy, jest szansa że będzie jak za czasów PF, że prawie kultowo, duży błąd, po raz kolejny shit który ma się podobać aktorom nie widzom, pan T się kompletnie wypalił i bardzo szkoda że nie odrabia lekcji.
Racja. Czułem się jak bym oglądał jakiegoś "Big Brothera" w edycji "Hollywood Celebrities", bo dialogi są tu całkiem zwyczajne a większość scen rozciągnięta do granic absurdu i - patrząc pod kątem całości- całkowicie zbędna. Gdyby nie magia nazwisk, to można śmiało założyć, że film przeszedł by przez Box Office bez echa.
Jeśli komuś wystarczy podziwianie tego, jak odwzorowano tutaj Hollywood z przełomu lat 60/70, to jest szansa że film się spodoba. Ja jednak niespecjalnie dobrze się bawiłem oglądając np. 5 min jazdy przez miasto a następnie trwającą podobną ilość czasu scenę przygotowywania posiłku dla psa. Pewnie dla niektórych będzie to przejaw artyzmu i kunsztu reżyserskiego ale myślę, że przytłaczająca większość widzów najdalej po godzinie seansu, tak jak ja zada sobie pytanie - "o czym ku...a właściwie jest ten film?"
Dokładnie, brak fabuły. T chciał zrobić film o morderstwie żony Polańskiego pokazując otoczkę Holywoodu w tamtych czasach, ale po co? Kogo to interesuje poza środowiskiem starych ramoli? Gdyby do tego zrobił dobre sensacyjne kino, nawet fikcyjne nie byłoby problemu. A tak dupa i to cienka. Nie kręci mnie walenie w ryj Bruca Lee przez Brada Pitta, to dla debili albo dzieci :) Pulp Fiction i Od Zmierzchu do Świtu miały swój wyraz, przekaz i zajebistość. Szkoda.. to jedyne podsumowanie, bo człowiek spodziewa się czegoś lepszego, tym bardziej że dawno tego dobrego nie było.