Jak to dobrze, że świat ma takiego twórce, reżysera, który bawi się kinem i do tego w najlepszym wydaniu. Film jest hołdem dla mistrza S. Leone, wielkiego twórcy na filmach którego Tarantino po prostu się wychował (oglądał nagminnie pracując w wypożyczalni filmów). Podoba mi się tutaj mruganie do widzów (np. jak można jechać do Włoch, żeby robić tandetne westerny, czy przede wszystkim końcówka filmu). "Pewnego razu w Hollywood" nie mógł być krótszy bo "Dawno temu w Ameryce" jest jeszcze dłuższe. QT jest człowiekiem poważniejszym - krew zostawia na koniec, obraz jest dopracowany/ przemyślany - brawo! Jak dla mnie film 8/10 (i ta ścieżka dźwiękowa)